Komputery, internety, roboty, takie czy inne gadżety - to wszystko nie ma znaczenia, to przygodne wykwity materii. Liczy się jedynie formacja umysłu, która pozwala dotknąć Prawdy.
Gombrowiczowski profesor Bladaczka równie dobrze może stanowić symbol absurdu wszelkich rozumowych indoktrynacji sztuką. Komuś ślepemu na uroki literatury nie można WYTŁUMACZYĆ, dlaczego Słowacki wielkim poetą był. Nie nawrócisz też na nową religię racjonalnym wykładem jej dogmatów.
Czy nie powinniśmy, zamiast próbować na siłę dopasowywać fantastykę world-buildingową do standardów literackich, zaakceptować na podobnych zasadach jej odrębność wobec literatury?
Każdy z nas trochę inaczej postrzega świat - to banał. Ale czy zawsze przejście między tymi światami musi oznaczać przejście między realizmem i fantastyką?
Co dobrego może zatem przynieść podobna ewolucja literatury? Ano chyba jednak przede wszystkim rozszerzenie kryteriów jej wartościowania, czyli właśnie zmianę tego, co uważamy tu za „dobre”. Niekoniecznie przez zniszczenie i zastąpienie starych jakości - ale przez dodanie do nich nowych.
Gdzie się kończy tekst literacki, a zaczyna to, co wobec niego zewnętrzne: oprawa, tło, odbiór społeczny, realia ekonomiczne, marketingowe, towarzyskie?
Można być leniem lub pracusiem na co dzień. Pisanie to akurat o tyle nieszczęśliwe zajęcie (przypomnę banał), że nikt nie odbija ci karty za wyrobione godziny i żaden boss nie stoi nad tobą przy biurku z zegarkiem i tabelą efektywności w ręku.
Roth wspomina tu swoje dzieciństwo przeżyte pod prezydenturą antysemity Charlesa Lindbergha, w Stanach Zjednoczonych przystępujących do sojuszu z Hitlerem.
Dla świata są to naiwne ekscytacje niedorosłej pisarki-mitomanki z czasów II wojny światowej i żart z Nouveau roman. Lecz polscy prozaicy i krytycy patrzą na literaturę oczyma nastoletniej Briony Tallis jeszcze w XXI wieku.
Stara, klasyczna SF spekulacyjna nie przejmowała się gospodarczym kontekstem postępu i zmian cywilizacyjnych prawie w ogóle; postęp często jawił się wręcz receptą na wszelkie problemy gospodarcze.
Powiadają krytycy: gdy dana forma sztuki staje się popularną, zaczynają nią rządzić prawa popytu i podaży właściwe dla gustu średniego; i im bardziej jest popularną, tym silniejszy ten uścisk konieczności marketingowych.
Myślę sobie, że gdyby Julio Cortazar wychował się na urban fantasy, zaczynałby pewnie od czegoś podobnego. Mam tylko nadzieję, że K. J. Bishop osiągnęła ten efekt nie przez ślepe naśladownictwo, ale wędrując samodzielnie własną ścieżką.
Polska literatura współczesna znajduje się wszakże niemal całkowicie w cieniu archetypu Pisarza z Kawiarni. Ba, to właśnie autorzy najmłodszego pokolenia, spod znaku Masłowskiej i „Lampy” wpisują się w ów model najściślej.
Kim więc naprawdę jest kobieta, kim jest mężczyzna? Dopiero gdy staje się to kwestią naszej świadomej decyzji, rozumiemy, że przebieg linii oddzielającej płeć od płci nie jest jedynie sprawą języka i ideologii.
Powraca przekonanie o sprzysiężeniu mediów uniemożliwiającym otworzenie ludziom oczu na prawdę; niekiedy także o istnieniu planu pognębienia Polski. „Czy naprawdę nie ma już cenzury?” „Czy naprawdę nic nie zagraża dziś Polsce?”
Świat fantasy można zmienić względem naszego na dowolny nieracjonalny sposób i ująć go w dowolnej fabule. Tym bardziej przykro patrzeć na uparte samoograniczanie się tego gatunku.
Jeśli już więc literatura prawicowa musi się definiować przez opozycję do lewicy, zwalczając lewicowe wizje – to niech będzie z tego jakiś pożytek, np. wypracowanie sensownych odpowiedzi na propozycje z lewa.
Ta książka w ogóle mało przypomina inne książki - też stanowi labirynt, dosłowny i literacki szyfr, zagęszczony odnośnikami do samego siebie i do całej kultury człowieka; miejscami sprawia wręcz wrażenie monumentalnego żartu z postmodernizmu.
Tym większym fenomenem jawi się wobec tego polska literatura fantastyczna, w której bardzo wyraźnie dominują autorzy-konserwatyści, autorzy-prawicowcy.
Piątek, skrępowany językiem epoki radykalnego humanocentryzmu, szuka sposobu na wysłowienie swej wiary narzędziami znalezionymi na śmietniku popkultury.
Fabuły są tu więc subtelne, nieśpieszne; język - czysty, krystaliczny. Prawie nic się nie zmienia, niewiele się robi; więcej treści niż słowa niesie milczenie.