Predestynacja wyobraźni
Kiedy ktoś urodzi się dla literatury na ziemiach fantastyki, najpewniej spędzi tu całe swe życie i tu go pochowają.
Gdy autorzy powieści sensacyjnych obsadzają na stanowiskach premierów i prezydentów osoby zmyślone; gdy rozpętują wojny, które w rzeczywistości nie miały miejsca; gdy na potrzeby terrorystycznej groźby wymyślają nowe choroby, związki chemiczne, technologie; gdy autorzy powieści psychologicznych mieszają sen z jawą, życie z podświadomością bohatera - jak nazwać taką fikcję graniczną? I co decyduje, którzy z nich znajdą się po stronie fantastyki?
Kiedy ktoś urodzi się dla literatury na ziemiach fantastyki, najpewniej spędzi tu całe swe życie i tu go pochowają; co najwyżej pośmiertnie jego szczątki zostaną wykradzione i przemycone do królestwa literatury realistycznej, skoro osiągną status relikwi. Za życia mało komu przyznają tam wizę (Dick dobrym przykładem beznadziejnej walki). Jeszcze rzadsze są migracje w stronę przeciwną. W Polsce odważył się na taki krok bodaj tylko Tomasz Piątek. Autorzy, którzy z powodzeniem fantastykę po prostu od czasu do czasu wybierają, jak się wybiera rozmaite konwencje i gatunki (kryminał czy romans? epika czy dramat?), stanowią nieliczne wyjątki: Iain Banks, Dan Simmons. Z tych względów nawet bardziej interesującą niż jej górna granica, jawi się dolna granica fantastyki: to szczególne miejsce, w którym odkleja się ona od literatury realistycznej. Tak samo fizyków nieodmiennie fascynują owe wyjątkowe warunki i ulotny moment, gdy materia przechodzi z jednego stanu skupienia w drugi. Czy udało się opisać proces
przejścia fazowego z niefantastyki w fantastykę? Czy w ogóle próbowano?
Dobrym punktem wyjścia będzie twórczość jednego z najważniejszych obecnie autorów SF, Neala Stephensona - który porusza po dziedzinach literatury ruchem konika szachowego. Po The Big U i Zodiaku, opowiadających rzeczywistość w takim natężeniu groteski, że pytanie o realizm/fantastykę tych książek jest raczej pytaniem o poczucie humoru czytelnika - w latach 90-tych Stephenson, równolegle z Zamiecią i Diamentowym wiekiem, kamieniami milowymi SF, wydaje thrillery polityczne, które z pozoru równie dobrze podpisać mógłby Follett, Grisham czy Clancy. (W istocie podpisał je Stephen Bury, pseudonim Neala Stephensona i J. Fredericka George’a, który tak naprawdę jest ponoć wujem Stephensona o nazwisku George Jewsbury).
Cobweb to właściwie powieść historyczna - z historii najnowszej: pierwszej Wojny w Zatoce. Stephenson/George dopisuje do znanych faktów hipotezę z “faktów nieznanych”, objaśniając dzięki niej te pierwsze, inaczej niezrozumiałe, np. inwazję na Kuwejt, upartą jego okupację - na co liczył Hussajn? jakie atuty miał w rękawie? W Cobweb brakującym elementem okazuje się informacja o irackiej broni biologicznej. Ha, więc jednak mityczna Broń Masowego Rażenia Saddama Hussajna! Na 10 lat przed Georgem W. Bushem i drugą Wojną w Zatoce Stephenson podał doskonałe wyjaśnienie, dlaczego nie sposób znaleźć jej w Iraku: ponieważ wyprodukowano ją w USA. Identyczny punkt startu - wyjaśnienie niespójności w historii inwazji na Kuwajt - przyjął w Pięści Boga Frederick Forsyth. Forsythowa hipoteza opierała się na “faktach ukrytych” dotyczących działa suborbitalnego.
U Stephensona system finansowania uczelni, biurokracja agencji rządowych, mechanika dyplomacji międzypaństwowej - wszystko to osiąga taki stopień splątania i komplikacji, że można mówić właściwie o rządach tych struktur i powiązań w oderwaniu od składających się na nie ludzi i instytucji. Tytułowa “cobweb”, a właściwie czasownik “to cobweb somebody” - oznacza tu całkowite obezwładnienie człowieka złapanego w taką strukturę. To właśnie przytrafia się bohaterom próbującym zapobiec wyprodukowaniu jadu kiełbasianego przez agentów Saddama “studiujących” na prowincjonalnym uniwersytecie w Iowa. (W Cobweb pojawiają się zapowiedzi głośnych tematów Stephensona: m. in. paranoi inwigilacyjnej i kryptografii).
Znacznie lepiej się czytający (choć fatalnie zakończony) Interface rozgrywa się podczas kampanii prezydenckiej w 1996 roku. Jeden z kandydatów doznał wylewu do mózgu i, na wpół sparaliżowany, poddaje się eksperymentalnej kuracji: zniszczone neurony zastąpił mu implant. Można go reprogramować drogą radiową, wywołując u delikwenta różne wrażenia i stany emocjonalne. Równolegle rozwinięta zostaje technologia badań opinii publicznej o czułości poligrafu. Połączenie obu tych wynalazków sprowadza polityka do roli swoistego interfejsu pomiędzy sponsorującymi go inwestorami - tajemniczą Siecią - a elektoratem.
Sam kandydat od pewnego momentu próbuje się wyrwać spod ich władzy. Fragmenty te przypominają początek Pokoju na Ziemi Lema. Uwięziony we własnym ciele, nieszczęśnik włada tylko lewą ręką; komunikuje się za pomocą “samowolnie” przez nią układanych scrabble i “szumu lingwistycznego” po lewej stronie listów. Słowo, mina, nieregularny nawyk - wszystko jest tu szyfrem. Trzeba zaś znać szyfr historii, by ujrzeć Sieć.
“- Na całym świecie jest tylko pięć organizacji obdarzonych wystarczającą mądrością, by realizować spójne strategie na przestrzeni stuleci. Ze swej natury nie są to organizacje narodowe czy rządowe - nawet najlepsze rządy są niebezpiecznie niestabilne i krótkotrwałe. Natomiast tymi organizacjami powoduje instynkt przetrwania i ekspansji. Wojna światowa, powstanie i upadek imperiów czy sojuszy w rodzaju ZSRR lub NATO - są dla nich niczym więcej niż podmuch wiatru w żaglach klipra.
- Co to za organizacje?
- Wymieniając w przypadkowej kolejności... Kościół Katolicki. Japonia. Która stanowi w istocie konglomerat zaibatsu, wielkich korporacji. Trzecia to luźny związek sztetli. Wygnanie z Hiszpanii w 1492 roku uświadomiło Żydom wagę długoterminowego planowania i od tamtego czasu zdołali zgromadzić podziwu godne zasoby. O czwartej nie wiemy zbyt wiele; wydaje się łączyć wiele zatwardziale tradycjonalistycznych kultur Trzeciego i Czwartego Świata, jej centrala mieści się gdzieś w środkowej Azji. A piąta organizacja to Sieć. Jest to związek wielkich inwestorów, indywidualnych oraz instytucjonalnych, głównie z Europy i Ameryki. Wybraź go sobie jako spuściznę Kompanii Wschodnioindyjskiej, Kompanii Zatoki Hudsona, amerykańskich kompanii kolejowych, Standard Oil i przemysłowych potęg naszego czasu”.
Czy nam to czegoś nie przypomina? Czy nie na identycznych założeniach powstają spiskowe thrillery Ludluma, Browna et consortes? (Albowiem biznesowa historia świata, w odróżnieniu od historii w ujęciu narodowym, militarnym czy kulturalnym, pozostaje mało znana; nie uczy się jej w szkołach, stanowi dziedzinę ciekawostkową - jest dla historyków nie dosyć “humanistyczna”. Tymczasem Kompania Wschodnioindyjska była jedną z największych potęg XVII wieku, mocarstwem światowym. Kompania Zatoki Hudsona, założona w 1667 roku przez francuskich traperów i angielskiego księcia, okresowo zarządzająca olbrzymimi obszarami Kanady, istnieje do dziś, notowana na giełdzie w Toronto.
Punkt wyjścia jest ten sam. Co więc stanowi o różnicy? Po czym poznajemy fantastę, nawet gdy pisze niefantastykę? Co od samego początku odróżnia autorów pokroju Neala Stephensona? Powiada Stephenson: “Zawsze piszę z nastawieniem właściwym dla science fiction, aczkolwiek niektóre moje książki marketing kieruje bardziej do głównonurtowego czytelnika. “Nastawienie SF” nie znaczy, że rzecz musi traktować o przyszłości - chodzi o świadomość, że mamy do czynienia z czymś innym”. Nie jest to zbyt precyzyjna definicja, opiera się wszakże na tej samej intuicji. Nie jest ważne CO się pisze, lecz JAK. Akurat w przypadku Stephensona przesądziło zainteresowanie zasadami rządzącymi polityką, rynkiem, społeczeństwem, nauką, samą naturą, inżynierska ciekawość ukrytego mechanizmu świata.
I skoro zgadzamy się, że większość seryjnych powieści wydawanych obecnie pod szyldem fantastyki nie ma z nią wspólnego nic ponad scenografię, że SF definiuje mentalność autora, sposób postrzegania przezeń świata, wektor ciekawości - następny krok jest oczywisty: stworzyć science fiction całkowicie pozbawioną elementów fantastycznych.
Na początek spójrzmy pod tym kątem na polską literaturę. Cechy umysłowości i wyobraźni charakterystyczne dla SF można znaleźć w najmniej spodziewanych miejscach. Oto są moje typy: Bolesław Prus. Stefan Kisielewski. Teodor Parnicki. Olga Tokarczuk.