Trwa ładowanie...

Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora

Wojciech Pszoniak zmarł w wieku 78 lat po walce z nowotworem. W nowej książce o wybitnym aktorze autorka opisała m.in. ostatnie miesiące jego życia i finalny projekt, nad którym pracował. "Szybko się męczył, robił przerwy i denerwował się na siebie za tę słabość, ale nie przepuszczał najmniejszego potknięcia" - czytamy o Pszoniaku, który do końca chciał być aktywny zawodowo.

Wojciech Pszoniak (1942-2020)Wojciech Pszoniak (1942-2020)Źródło: KAPIF
d2h2a8u
d2h2a8u

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Poznańskiego publikujemy fragment książki Małgorzaty Terleckiej-Reksnis "Pszoniak. Fragmenty", która ukaże się 27 maja.

Wojtek Pszoniak odszedł 19 października 2020 roku, o godzinie 6.08. Sam, w szpitalu, w szczycie pandemii Covid-19, gdy obowiązywał stan bezwzględnej izolacji oraz nakaz kwarantanny dla wszystkich osób, które miały z nim kontakt.

Na początku września zadzwonił do mnie z wiadomością, że skończył już chemioterapię i planuje powrót na scenę, do roli Simona we francuskiej komedii "Nasze żony". Zaczynał też pracę nad nowym monodramem, który napisał dla niego Michał Komar. Miał słaby głos, ale był skupiony, mobilizował siły, aby wrócić na scenę. To był jego sposób ucieczki — nagły przeskok do świata, w którym on, aktor, ma moc stwarzania nowej rzeczywistości. Ulotnej i ograniczonej, to prawda, ale mocno zakorzenionej w wyobraźni i w poczuciu sensu działania. Czekał na to spotkanie z widzami, na falę energii płynącą z widowni na scenę i z powrotem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Bridgertonowie". Serialowa Penelope: "Przecież nie miałam być piękna!"

Słyszałam jego wiarę w swój organizm, jego optymizm, dzięki któremu już dwa razy wydobył się z przepaści, wrócił do świata żywych. Tak było po operacji guza grasicy kilkanaście lat temu i stosunkowo niedawno, po rozległym zawale dolnej ściany serca. Codziennie trenował marsze z kijkami w parku Łazienkowskim, uciekał przed ograniczeniami, cieszył się, że rehabilitacja przywraca mu szybki oddech. Nie bał się, mówił o ciekawości, o rozpoznawaniu siebie samego w zagrożeniu życia.

d2h2a8u

Kiedy zadzwonił, słyszałam go, ale go nie widziałam. Nie zdawałam sobie sprawy, że Wojtek niknie w oczach, że chudnie, że w coraz większym stopniu przypomina tamtego najmniejszego ucznia w klasie, ulubieńca polonistki z Gliwic, która wciągnęła go do szkolnego teatrzyku. A on był już w drodze, szedł do siebie młodzieńczego, do Gliwic, do pisania wierszy, do wrażeń i smaków rodzinnego domu. Nasze rozmowy ożywiły w nim tamten świat, spowodowały, że cała ta prześwietlona poczuciem kresu młodzieńczo-dziecięca rzeczywistość rozlała się na powierzchni.

Poza moim osobistym wrażeniem istnieje także artystyczny dowód, że Wojtek zatoczył koło i dotarł do miejsca, w którym początek i koniec łączą się ze sobą — jest nim płyta z nagraniami baśni Jana Christiana Andersena. Ostatni audiobook Wojtka, ostatnia realizacja jego Teatru Czytania.

Obserwowałam z bliska, jak otoczył go i wciągnął ten świat pojęć podstawowych, świat baśni, w którym dobro zwycięża zło, biedni górują nad bogaczami. To był pozytywny wzór ludzkiej egzystencji, jasne przesłanie, może też błysk ostatecznego sensu. W swoim czerwonym notatniku napisał, że całe życie próbował odczytać, dlaczego coś dzieje się tak, a nie inaczej, ale był bezradny. Bo człowiek zawsze jest bezradny wobec drogi, którą musi iść.

Praca nad baśniami była aktorską terapią, choć też już ekstremalnym wysiłkiem. Szybko się męczył, robił przerwy i denerwował się na siebie za tę słabość, ale nie przepuszczał najmniejszego potknięcia. Przesłuchiwał partiami nagrany materiał, zaznaczał kolorowymi flamastrami przejęzyczenia, nietrafioną ekspresję, niewyraźną intonację — i poprawiał je do skutku. Często mówiono, że Wojciech Pszoniak to aktor perfekcyjny. Świadczyła o tym wielkość jego ról, ale zimna doskonałość, z którą na ogół kojarzy się perfekcja, nie pasowała do namiętności aktorskiej, którą Wojtek miał w sobie.

d2h2a8u

Dlatego pierwszeństwo nad perfekcją przyznałabym jednak pasji połączonej z dążeniem do prawdy bez względu na konsekwencje — oraz z wysoką temperaturą uczuć.

Właśnie te trzy cechy narzuciły mi się od razu podczas naszego pierwszego spotkania. I jeszcze ciepły, otwarty stosunek do ludzi, wnikliwy, bardziej intuicyjny niż analityczny. Mogło to wyglądać na paradoks, bo Wojtek, czuły i wrażliwy na innych, jako aktor koncentrował się na sobie, na swoim umyśle, ciele, emocjach, na potrzebie przyciągania uwagi. Tkwiła w tym sprzeczność, ale tylko pozorna — bo koncentracja na sobie nie służyła zachwytowi, narcystycznemu podążaniu za własnym odbiciem, służyła natomiast spojrzeniu z ukosa, nieco z zewnątrz, tak aby uchwycić samego siebie w procesie twórczym.

Wydawnictwo Poznańskie, 2024 Materiały prasowe
Wydawnictwo Poznańskie, 2024Źródło: Materiały prasowe

Wysoka temperatura uczuć, promieniująca z każdej jego postaci, splatała się z pasją, którą nasycał wszystkie działania sceniczne i filmowe, ale też te edukacyjne, społeczne i medialne. To pasja wybijała go z tak zwanego zawodowstwa, z rutyny, której nie znosił. Bronił się przed oczywistością, banałem, sięgał do bliskiego poezji pozarozumowego obszaru uczuć i przeżyć. Poezją posługiwał się też, kiedy próbował w swoich notatkach zapisywać wrażeniowość i ulotność gry aktorskiej.

d2h2a8u

Pasja nie opuściła go do końca, podobnie jak ciekawość, ta wybijająca się cecha jego osobowości, której nie waham się nazwać ciekawością metafizyczną. Zostawił na biurku ostatnią kartkę, zapis świadomości, że został wybrany do zagrania ostatniej roli — pożegnania z samym sobą. "Nic się we mnie nie dzieje!" — to jego ostatnie słowa skierowane do nas.

(...)

Ostatni raz widziałam Wojtka 13 marca 2020 roku, siedzieliśmy w kawiarni Instytutu Teatralnego, piliśmy espresso, podwójne. Wojtek był blady, skończył właśnie zajęcia ze studentami w semestrze zimowym, chciał lecieć do Paryża, ale obawiał się, że nic z tych planów nie wyjdzie. Zapytał: "Co robimy dalej?". "Nie wiem, kiedy będziemy mogli się znowu spotkać" — odpowiedziałam. Nie wiedziałam, że widzę go po raz ostatni.

d2h2a8u

Powyższy fragment pochodzi z książki "Pszoniak. Fragmenty" Małgorzaty Terleckiej-Reksnis, która ukaże się 27 maja nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" przestrzegamy przed wyjściem z kina za wcześnie na "Kaskaderze", mówimy, jak (nie)śmieszna jest najnowsza komedia Netfliksa "Bez lukru" oraz jaramy się Eurowizją. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d2h2a8u
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2h2a8u