Trwa ładowanie...
felieton
26-04-2010 13:34

Proletariusze wszystkich magii, łączcie się!

Świat fantasy można zmienić względem naszego na dowolny nieracjonalny sposób i ująć go w dowolnej fabule. Tym bardziej przykro patrzeć na uparte samoograniczanie się tego gatunku.

Proletariusze wszystkich magii, łączcie się!Źródło: Inne
d1qfaak
d1qfaak

Już Stanisław Lem w Fantastyce i futurologii załamywał ręce nad fabularną siermiężnością fantastyki. Czemuż, acz, czemuż tak wspaniałe twory wyobraźni i takie potencje literackie nieuchronnie zostają skute przez te same, toporne algorytmy akcji! Jaka siła fatalna zmusza autorów do uległości wytartym konwencjom, broni im szczerej wypowiedzi od siebie w historii, która byłaby równie odkrywcza, jak rzeczywistość, w jakiej się rozgrywa? Budujemy światy cudownego piękna, złożoności i oryginalności, by rozegrać w nich po raz tysięczny standardowy kryminał, pojedynek Dobrego ze Złym albo wędrówkę dzielnego pasterza po miecz i księżniczkę. Toż można się popłakać z frustracji!
A może to nie wina autorów, może istnieje tu jednak głębsza zasada strukturalna? Wydaje mi się, w SF da się odnaleźć dwie wyraźne zależności: wymuszające w fabule schemat śledztwa i schemat spotkania z obcością. Jeśli bowiem ujmujemy SF jako opowieść o świecie zmienionym w stosunku do naszego w pewien racjonalny sposób, to opis i zrozumienie tej zmiany stanowi literacką konieczność: gdy w kryminale pada trup, autor musi przedstawić wyjaśnienie zbrodni. Stąd formuła śledztwa – „śledztwa nad światem”, śledztwa naukowego. Z kolei możliwość przedstawienia nieczłowieczeństwa w sposób dosłowny – zmusza do skupienia się na różnicy między człowiekiem a nieczłowiekiem, na próbach wytyczenia granicy człowieczeństwa. Stąd częste fabuły transgresyjne: bohater zaczyna jako przeciętniak, a kończy jako naczynie nadludzkich mocy, superman, półbóg – Obcy.
Jednak nie istnieją żadne takie sprzężenia w fantasy; wszystko jest tu kwestią tradycji i przyzwyczajenia czytelników. Świat fantasy można zmienić względem naszego na dowolny nieracjonalny sposób i ująć go w dowolnej fabule. Tym bardziej przykro patrzeć na uparte samoograniczanie się tego gatunku.
Literatura ufundowana na fantastycznych założeniach, a podana z wielką wrażliwością i nieskonwencjonalizowana w fabule i stylu należy do wyjątków. Nawet China Mieville, który w Dworcu Perdido stworzył niebanalny świat fantasy, nie zdołał się do końca wyrwać z pozostałych konwencji gatunkowych. Jest jednak powieść, która, choć w wielu aspektach podobna do Dworca (lewicowa brytyjska fantasy industrialna), przełamuje także te ograniczenia: Wieki światła Iana R. MacLeoda.
To historia w pewien sposób charakterystyczna dla Brytyjczyków, wydestylowana z brytyjskiej kultury. Czytamy o dzieciństwie i dorastaniu bohatera w robotniczym miasteczku na angielskiej prowincji, w towarzyszącym mu nieustannie fatalistycznym poczuciu przeznaczenia do takiej samej pracy, takiego samego życia, jakie jest udziałem jego rodziców. Powraca wciąż metafora wielkiej piramidy społecznej Anglii, przygniatającej swym ciężarem tych stanowiących jej podstawę. Nawet jeśli nie był tego świadomy wówczas, bohater jest tego świadomy teraz, gdy wspomina swe dzieciństwo: był wyzyskiwany zanim jeszcze się urodził, wyzyskiwani byli jego rodzice, całe miasteczko. Matka umiera na skutek wypadku w fabryce. Siostra uczy dzieci robotników, jak być dobrymi robotnikami. Naturalny jest bunt okresu dojrzewania: przeciwko szarej codzienności, przeciwko rodzicom i samej rzeczywistości. Bohater ucieka do wielkiego miasta, do Londynu. Następuje stopniowa adaptacja prowincjusza, poszukiwanie swojego miejsca, w metropolii i w
życiu. Pojawia się fascynacja retoryką rewolucyjną, planami wywrócenia tej wielkiej piramidy. Niezliczone wieczory spędza młodzieniec na dyskusjach o przyszłym świecie, na sporach politycznych, w pokątnej drukarni socjalistycznych gazetek. Przeżywa pierwsze doświadczenia seksualne, pierwsze zauroczenia, pierwsze upokorzenia męskiej dumy i, gdy rewolucja rzeczywiście nadchodzi, nieuniknione rozczarowanie.


Tylko że wszystko to dzieje się w świecie napędzanym przez magiczny eter, w Trzecim Wieku Przemysłu, po kilkuset latach fantastycznej historii alternatywnej. Eter („aether”) odkryto w Roku Pańskim 1678 i natychmiast zmienił on oblicze Ziemi. Wielka Brytania – i większość krajów uprzemysłowionych – rządzona jest przez Gildie (Telegrafistów, Rzemieślników, Architektów etc.), zazdrośnie strzegące swych monopoli na czary. Umożliwiają one działanie rozmaitych opartych na eterze mechanizmów, budowę podtrzymywanych przez eter niewiarygodnych konstrukcji, hodowlę przeczących biologii zwierząt. Wysoko urodzeni (gildmistrze) w swych zamiejskich majątkach dla rozrywki polują na jednorożcach na smoki. Zasnute fabrycznymi wyziewami niebo Londynu przecinają płonące eterycznym blaskiem druty magicznego telegrafu. W ciemnych zaułkach metropolii i w ostępach leśnych kryją się ludzie skażeni przemysłowym eterem: istoty piekielnej brzydoty, elfiego piękna. Na miejscu palarni opium prosperują Domy Snów: haust eterowego dymu
uczyni prawdziwym każde marzenie, przeniesie cię w krainy dzieciństwa...
Fantasy standardowo rozgrywana jest w realiach średniowiecznych, trudno mi jednak znaleźć autora, który by się zamyślił nad wpływem magii na feudalizm. A może właśnie tu leży przyczyna i uzasadnienie statyczności światów fantasy, ich swoistego „zamrożenia”? Ian MacLeod w Wiekach światła pokazuje wpływ magii na rewolucję industrialną i na proces demokratyzacji systemu władzy.
Jakie tezy można odczytać z powieści:

  1. Magia zatrzymuje postęp technologiczny: osiągnięcie praktycznego sukcesu nie zależy już od usprawnienia racjonalnych metodologii.
  2. Jednak na krótką metę – w horyzoncie jednego przełomu – magia umożliwia przeskoczenie przyziemnych ograniczeń (np. wytrzymałości materiałowej) i oferuję drogę na skróty do następnej epoki (tak w Wieku światła świat po odkryciu eteru wskoczył od razu do ery przemysłowej), ponieważ to, co już potrafimy sobie wyobrazić, a czego jeszcze nie potrafimy wykonać środkami naturalnymi, wykonujemy za pomocą magii; magia łata niedostatki techniczne. Ale właśnie dlatego, że jest drogą łatwiejszą, odciąga uwagę od drogi rozumu, który nie wypracowuje wyobrażenia następnego przełomu – i na tym etapie postęp się zatrzymuje.
  3. Magia sprzyja systemom niedemokratycznym, elitarystycznym: o ile technologia opiera się na wiedzy powszechnej, dostępnej dla każdego (bo w ostatecznym rozrachunku każdy doświadcza tej samej natury świata i może z niej wyciągać wnioski, czyli uprawiać naukę), o tyle magia z definicji wymaga wiedzy tajemnej i uzdolnień dostępnych dla niewielu, zazwyczaj dziedziczonych z krwią.
  4. Magia petryfikuje struktury społeczne: dla każdego kryzysu, który w świecie niemagicznym doprowadziłby do przełomu, rewolucji, upadku rządów – znajduje się tu jakiś cudowny, magiczny ratunek. Związek Radziecki upadł, ponieważ nie można było w nieskończoność fałszować budżetów i zaklinać ekonomii, mniej sprawna gospodarka przegrała z bardziej sprawną; upadł, ponieważ gensekowie nie potrafili wyczarować czerwoną pieczątką pociągów zboża i zakląć statystyk produkcji. Jedyne, czego zabrakło dla ziszczenia komunizmu, to księga czarów do spełniania życzeń rządzących. W Wiekach światła system się załamuje w chwili, gdy magia zostaje wyczerpana – świat zdany wyłącznie na fizykę i chemię na moment znowu podlega prawom Historii. Potem odkryte zostają nowe źródła eteru, magia powraca i wszystko zamarza. Zresztą socjaliści w fantasy z definicji znajdują się w bardzo trudnej sytuacji; ba, w królestwach magii trudno sobie nawet wyobrazić naturalną ewolucję idei do socjalizmu. Na każdym kroku sama rzeczywistość udowadnia tam, że ludzie nie są równi; że naprawdę natura lub Bóg uczynił niektórych w samej ich istocie lepszymi, potężniejszymi – nadludźmi. „Magia socjalistyczna” to taki sam oksymoron, co „anarchistyczna biurokracja”. Cóż począłby ichni Karol Marks, wiedząc, że to, co jest warunkiem koniecznym produkcji, to nie praca robotników, lecz przede wszystkim przecząca rozumowi wiedza/moc elit? MacLeod czyni tu wszakże sprytny unik, sprowadzając swoją magię do postaci eteru, wydobywanego z ziemi jak kolejny surowiec naturalny. Wyjątkowy to autor fantasy, który przemyślał założenia swego świata i dostrzega ich konsekwencje. Jeszcze jedno trzeba podkreślić: jest to powieść po prostu dobrze napisana, miejscami napisana pięknie. MacLeod wykazuje się tyleż wyobraźnią, co wrażliwością pisarską. W niektórych fragmentach – np. ukazujących ostatnie uroki magicznego świata arystokracji eteru bawiącej się w obliczu nadchodzącej rewolucji, albo w nostalgicznych wspomnieniach „bajkowego” dzieciństwa bohatera – udało się autorowi dzięki użyciu środków fantastycznych wydobyć samą esencję prawdy życiowej, podnieść te wrażenia do poziomu prawie bolesnego dla czytelnika. Fantastyka nie służy tu uciecze od rzeczywistości; to forma nadrealizmu. Więc da się! Więc nie istnieje żadna fundamentalna niemożliwość - nie fatum tajemnicze tłamsi gatunek, lecz inercja wyobraźni autorów. Oto fantasy daje już głos także dzieciom robotniczych slumsów Anglii, rozczarowanym epigonom brytyjskiego socjalizmu. „Albowiem wszystko się zmieniło i wszystko pozostało takie samo, i dziś rozumiem, że jest to wzór, według którego ludzki los układa się zawsze. Buntownicze dzieci, przeklinające życie wybrane przez ich rodziców, wkrótce maszerują co ranka, pogwizdując, do tej samej fabryki. (...) Jest to pewien czar – zapisany w naszych głowach, w ziemi, w powietrzu i w eterze – jedyny czar, którego nigdy nie złamiemy”.
d1qfaak
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1qfaak