Trwa ładowanie...
felieton
26-04-2010 13:34

Wyobraźnia po prawej stronie, część druga

Jeśli już więc literatura prawicowa musi się definiować przez opozycję do lewicy, zwalczając lewicowe wizje – to niech będzie z tego jakiś pożytek, np. wypracowanie sensownych odpowiedzi na propozycje z lewa.

Wyobraźnia po prawej stronie, część drugaŹródło: Inne
d32krws
d32krws

W pierwszej części więcej miejsca poświęciłem historii i przyczynom „prawoskrętu” w polskiej literaturze fantastycznej. Teraz spróbuję opisać przeszkody stojące przed fantastyką lewicową i zarysować drogi pozwalające je obejść – w nadziei, iż naturalną rzeczy koleją będzie się wobec nich musiała opowiedzieć literatura „z prawej strony”, zdobywając się tym samym na myśli jednak oryginalniejsze od przeterminowanych karykatur political correctness w rodzaju Requiem dla Europy Pawła Kempczyńskiego.

CO CZYTASZ, JAK GŁOSUJESZ

Być może za owo prawoskrzywienie odpowiadają pewne specyficzne cechy fantastyki jako metody literackiej. W wielkim uproszczeniu można ją podzielić na trzy konwencje: opowieści o nadnaturalnym we współczesności, baśniowego eskapizmu oraz opisu przyszłości.
Otóż dla horroru konotacja polityczna pozostaje obojętna: ani nie wymusza takiego zaangażowania, ani specjalnie nie przyciąga autorów politycznie zaangażowanych.
Ze względu na potrzebę urealnienia „zła absolutnego” horror fantastyczny często jednak odwołuje się do teologii katolickiej jako najbardziej dosłownie traktującej grzech i szatana. Wampir i demon w świecie ateistów i relatywistów moralnych są przecież figurami pustymi, bardziej śmiesznymi niż strasznymi.
Skutkuje to osobliwym pomieszaniem aksjologicznym np. u Stephena Kinga, który z jednej strony jest typowym inteligentem-liberałem ze Wschodniego Wybrzeża, z drugiej zaś – opisuje urealnione strachy małomiasteczkowej Ameryki, traktując serio jej obyczajowość i nadal prostą religijność.
Kto się zabiera za pisanie horrorów, ten ryzykuje, że skończy jako moralista. Ostatnio Anne Rice, autorka słynnych Kronik wampirów, ogłosiła, iż spotkała Boga i nawróciła się na katolicyzm; teraz jest „ponownie narodzoną chrześcijanką” i pisze powieści biblijne „dla chwały Pana”.
Z kolei fantasy, powszechnie traktowana jako literatura eskapistyczna, niejako z definicji ucieka od naszej rzeczywistości.
Dopiero kontestatorzy, ustawiający się w opozycji do tradycji gatunku, świadomie wykorzystują fantasy także do deklaracji politycznych, ideowych. Mam tu na myśli cały nurt New Weird, objawiony w ostatnich kilkunastu latach, wyzwolony ze średniowiecznych scenografii, mitologicznych schematów fabularnych i infantylizmów psychologicznych.
Charakterystyczne jednak, iż o ile na Zachodzie jego reprezentanci to niemal wyłącznie zdeklarowani lewicowcy, jeśli nie lewacy (China Mieville, autor kanonicznych dla tego nurtu Dworca Perdido i Blizny, startował do brytyjskiego parlamentu jako członek trockistowskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej), o tyle w Polsce podobna „fantasy miejska” epatuje wizjami prężnego kapitalizmu i dumą narodową (Herbata z kwiatem paproci Studniarka, Królikarnia Guzka).
Największe trudności piętrzą się wszakże przed polską lewicową science fiction.
We wspomnianych wcześniej wyjątkach – Wrześniu Pacyńskiego i Krfotoku Redlińskiego - dla zaprezentowania tez z lewej strony autorzy musieli dokonać tak wielkiego wykrzywienia rzeczywistości, że przypominają te książki raczej literaturę konfesyjną: tylko dla wyznających te same dogmaty. (np. wg Pacyńskiego już kilkanaście lat temu żyliśmy w narodowokatolickiej dyktaturze, USA upadały gospodarczo, a zarzewia wolności i braterstwa szukać trzeba na Wschodzie, tj. w Rosji i na Białorusi).
Trzymając się bowiem realiów wyjściowych nie sposób w Polsce dać pozytywnej wizji lewicowej, nie narażając się na zabójczą śmieszność. Skażenie socrealizmem – cała ta zagnieżdżona głęboko w genach popkultury karykatura Świetlanego Komunistycznego Jutra – uniemożliwia projektowanie takiej przyszłości serio i wprost.

REWOLUCJE ZAWISŁE W PRÓŻNI

Na Zachodzie nie mają takich uprzedzeń. Kim Stanley Robinson w monumentalnej Trylogii Marsjańskiej bez żenady projektuje społeczeństwo kolonii na Marsie jako zgoła utopię antykapitalistyczną. Tam to aż tak nie razi. Chociaż nawet Robinson bardzo ostrożnie dobiera słowa i częściej niż o „komunizmie”, pisze o „wolności od władzy korporacji”.
Należy uważnie czytać popkulturowe kody semantyczne: w zachodniej SF ta zmiana nastąpiła już w latach 80-tych – dzisiaj mówią u nas tym językiem przedstawiciele „młodej lewicy”. Antykorporacjonizm zastąpił komunizm; nie walczy się otwarcie z wolnym rynkiem – walczy się z globalizacją.
Literatura szybciej znalazła tam nowe opakowanie dla skompromitowanych wizji przyszłości. Z zasady bowiem znacznie łatwiej zbudować wiarygodne wizje negatywne niż pozytywne. Nad utopiami zasypiamy; antyutopie podnoszą nam włosy na karku. Lewicowym autorom SF pozostałaby więc w Polsce ta druga droga, tzn. straszenia przyszłością krwiożerczego kapitalizmu.
Ale to znowuż brzmi okropnie fałszywie w kraju, który właśnie z wielkim trudem próbuje zdrowy kapitalizm zbudować. Na zasadzie kulturowej kontestacji mogą to kupić dzieci wielkomiejskich elit, lecz 90% czytelników śledzi Wielkie Dramaty z Życia Yuppies z podobną empatią, co głodujący Somalijczycy – paszkwile na tuczącą żywność z McDonaldów. Dlatego tak sztucznie wypadają próby polskiej literatury antykorporacyjnej, antykonsumpcyjnej, kopiujące zachodnie mody sprzed kilkunastu lat.
Jesteśmy przesunięci w fazie. Młodzież buntująca się przeciwko ideałom rodziców z pokolenia hippisów uciekała właśnie w tradycję, religię, drobnomieszczaństwo.
Może więc tu kryje się odpowiedź: fantastyka z definicji musi budować na kontraście do rzeczywistości. Konserwatyzm odwołuje się do status quo i przeszłości; lewica – kontestuje, wywraca porządki, projektuje radykalne zmiany w imię lepszego jutra. Przed fantastyką konserwatywną w Polsce wielkie pole dla kreacji budujących fundamenty masowej wyobraźni. Natomiast fantastyka lewicowa po prostu nie ma jeszcze czego kontestować, nie ma pod co podkładać dynamitu – brak tu porządku, który mogłaby wywracać dla tej czy innej Lepszej Idei. Lepszą Ideą jest normalność.
Jedyny ratunek dla naszych kawiarnianych rewolucjonistów w buntach przeciwko normom ogólnocywilizacyjnym; stąd próby skupienia nowej lewicy wokół kwestii aborcji czy praw homoseksualistów. Owszem, na tym można budować antyutopie straszące np. fundamentalizmem religijnym. Ale znowu – powstały one już na Zachodzie (np. Opowieść podręcznej Atwood), nie w Polsce.
Zdawałoby się, że kiedy jak kiedy, ale za czasów rządów Kaczyńskich i Giertycha pojawi się jedna czy druga wizja Polski za lat dziesiąt obróconej w piekło pod władzą straszliwych bliźniaków. Nic z tego.
Widać nie ma wyjścia. W prawicowej fantastyce trend religijny ustąpił trendowi walki z polityczną poprawnością, ten, dobiwszy do ściany absurdu, zostanie teraz pewnie zastąpiony przez inny, i jeszcze inny – tymczasem lewa strona wyobraźni wyschła Polakom do reszty.

LEWICA, KTÓREJ (JESZCZE) NIE MA

Wychodząc już zupełnie poza literaturę, można się więc pokusić o wniosek, iż ów brak wyobraźni, choć tak dobrze widoczny pod szkłem powiększającym fantastyki, stanowi cechę całego prądu myślowego.
Lewicowcy z pozoru mają łatwiej, bo wystarczy im negować to, co było, i straszyć antyutopiami; prawicy jednak prościej przedstawiać wizje pozytywne: wystarczy ubrać w nowe szaty znane, tradycyjne wzorce.
Najpierw zatem musi wyłonić się nowy nurt polityczny, nowa idea, potem dopiero można wokół niej oplatać książki, filmy. W Polsce świetnie zdaje sobie z tego sprawę środowisko „Krytyki Politycznej”; nie wolno nie doceniać ich pracy. Import myśli Sławoja Žižka itp. medialnych radykałów to zaledwie działania katalizujące. Młoda prawica nie może się poszczycić równie efektywnym generatorem mód intelektualnych. (Właśnie usłyszałem, iż „Fronda” rozpadła się na skutek frondy w redakcji).
Ponieważ jednak nie jestem ideologiem partyjnym i dana jest mi wolność bzdurnych dywagacji bez konsekwencji, pozwolę sobie zaprojektować kilka możliwych kształtów tej lewicy przyszłości: skoro brak lewicy w fantastyce, rozważmy lewice fantastyczne. (Niektóre zresztą zachodnia SF sygnalizowała już z innych pozycji ideowych).
Oto idee, którym wróżę wielką przyszłość (od bliższych współczesności zaczynając):

  1. „Uwalnianie” własności intelektualnej. Trend jest już dobrze widoczny, a jeszcze nie do końca zasymilowany przez lewicę. Idea rozciąga się od skupionych na technikaliach ruchów Open Source, przez powiązane z nimi mody antykorporacyjne, dla których Windowsy to dzieło Szatana, a Microsoft – wzór demonicznej Korporacji, przez rozmaite inicjatywy dążące do (skądinąd nieuchronnej) racjonalizacji prawa autorskiego w epoce mp3 i sieci p2p, fronty budowane przeciwko koncernom medialnym, aż po sojusze polityczne mające na celu „rozmiękczenie” patentów i praw własności intelektualnej w przypadku koncernów farmaceutycznych (np. dla produkcji tanich leków na AIDS dla Afryki).
  1. Ekologia niekonserwatywna. Idee ekologiczne lewica zawłaszczyła już prawie w całości. Obecnie znajduje się na etapie ich „obiektywizacji”, tzn. wynoszenia z poziomu jednego z wielu programów politycznych czy teorii naukowych na poziom niedyskutowalnego dogmatu, z którym polemizować po prostu „nie wypada”. Inżynieria ekologiczna zastąpić ma marksistowską inżynierię dziejów: podbudowa inna, praktyka ta sama. Al Gore nie prowadzi kampanii politycznej, ale sprzedaje wizję globalnego ocieplenia jako objawienie parareligijne i tworzy modę na ekologizm. Vaclav Klaus może apelować w “Financial Times” o opamiętanie i przestrzegać przed tym ruchem jako „największym zagrożeniem dla wolności, demokracji, gospodarki rynkowej i dobrobytu”, ale tym samym z definicji staje się oszołomem. Wydaje się więc, iż lewica już odniosła tu zwycięstwo. Prawdziwe wyzwania dopiero jednak przed nią. Współczesna ekologia polityczna jest bowiem – paradoksalnie – ortodoksyjnie konserwatywna, absolutyzuje Złotą Przeszłość i stan naturalny, demonizując wszelki postęp. Prędzej czy później ujawnią się na tym tle sprzeczności w łonie lewicy – wykształci się ekologia niekonserwatywna, projektująca Lepszą Naturę.
  1. Infototalitaryzm. Konsekwentnym rozwinięciem postulatów lewicy antyglobalistycznej (która już żąda np. wprowadzenia globalnego podatku ściąganego przez ONZ lub jakiś analog rządu światowego) będzie postulat ustanowienia takiego systemu finansowej identyfikacji i kontroli ludzkości, który - na dodatek do innych swoich funkcji - powstrzymałby dotychczasową „samowolkę kapitału” i „egoizm elit”. System, aby mieć sens, musiałby obejmować każdego człowieka na Ziemi ze znaczącym dochodem i każde państwo. Anonimowość i swoboda przemieszczania się kapitału i korporacji „ponad” państwami i ich prawami na dłuższą metę uniemożliwiają bowiem praktyczną „walkę z negatywnymi skutkami globalizacji”. (Powyższa idea gładko łączy się z rozmaitymi antyliberalnymi - często popieranymi przez prawicę – propozycjami cenzurowania Internetu, pełnej identyfikacji biometrycznej pod sieciami CCTV itp.).
  1. Ortodoksja genetyczna. Nurt, który powstanie z połączenia konserwatywnej lewicy ekologicznej z tradycyjną lewicą socjalną. Dążyć będzie do ustawowych zakazów takich modyfikacji genetycznych, które utrwalałyby ekonomiczną stratyfikację społeczną: bogatych stać na lepszą opiekę medyczną, więc zapewniają sobie doskonalsze genetycznie potomstwo, które z tym większym prawdopodobieństwem utrzyma się na szczycie piramidy, i urodzi/kupi jeszcze doskonalsze dzieci etc., etc. Tak w ciągu kilku generacji w samą naturę wpisany zostanie podział na plebs i arystokrację - która nie będzie już arystokracją wyłącznie z wychowania i mitu: to naprawdę będą aristoi, ludzie NAJLEPSI. Lewica siłą rzeczy musi z tym walczyć.
  1. Antydigitalizm. O ile okaże się możliwym digitalizacja umysłu/świadomości człowieka, część lewicy wystąpi z ostrym sprzeciwem: nieśmiertelność oznacza zagrożenie wieczną gerontokracją. Pierwsze pokolenie Sorosów, Gatesów, Putinów i Michników, które przepisze się na kod zerojedynkowy, nigdy nie dopuści na szczyty następnego. Nie pomogą nawet wysokie podatki od nieśmiertelności. Zamrożona – potencjalnie w nieskończoność – zostanie cała struktura społeczna, ekonomiczna, polityczna, wraz ze wszystkimi w niej nierównościami. (Istnieją także inne modele rozwoju transhumanistycznych cywilizacji, ale na początku trudno uniknąć powyższych obaw).
d32krws

Jeśli już więc literatura prawicowa musi się definiować przez opozycję do lewicy, zwalczając lewicowe wizje – to niech będzie z tego jakiś pożytek, np. wypracowanie sensownych odpowiedzi na propozycje z lewa. Ale nie te dezaktualizujące się na naszych oczach – lecz te dopiero wyłaniające się zza horyzontu, które inaczej by nas zaskoczyły nieprzygotowanymi. Czyż nie do tego właśnie powołana jest fantastyka?

d32krws
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d32krws