Alvar Mayor. Tom 1. Legendarne miasta – recenzja komiksu wyd. Mandioca
Niebezpieczna dżungla, złote miasta, prastare przepowiednie, zuchwałe intrygi i wielka przygoda wylewająca się z kolejnych stron. "Alvar Mayor" to wspaniale zaserwowany eskapizm, jakiego w tych niewesołych czasach wszyscy potrzebowaliśmy.
Mimo tych 45 lat, jakie upłynęły od debiutu "Alvara Mayora" na łamach magazynu komiksowego "Scorpio", seria Carlosa Trillo i Enrique Brecci nie straciła nic ze swej świeżości. Przeciwnie, czytając pierwszy tom zbiorczy wydany właśnie przez Mandiokę, nie mogłem wyjść z podziwu, jak świeża i sprawnie podana jest to rzecz.
Ale czy tak naprawdę kogoś powinno to dziwić? Za komiks odpowiedzialne są w końcu światowe legendy, których nazwiska powinien kojarzyć każdy, kto choć odrobinę liznął komiksu.
Kim jest tytułowy Alvar Mayor? Jak sam o sobie mówi, jest synem konkwistadora towarzyszącego Pizarrowi i jednym z pierwszych białych urodzonych w Ameryce Łacińskiej. Nieustraszony, wrażliwy na krzywdę, ale kiedy trzeba bezwzględny, znający dżunglę jak własną kieszeń. W kolejnych niebezpiecznych przygodach towarzyszy mu jego wspólnik i serdeczny przyjaciel Indianin Tihuo.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Ale Mayor to przede wszystkim łącznik pomiędzy dwoma światami – żyjącym w harmonii z naturą ludem skazanym na zagładę i białymi najeźdźcami, śmiercionośną siłą, napędzaną obsesją złota. Ta dychotomia towarzyszy czytelnikowi przez cały album, czyniąc z "Alvar Mayora" coś więcej niż tylko kolejny komiks przygodowy osadzony w historycznych realiach.
Na ponad 220-stonicowy album składa się 18 mniej lub bardziej powiązanych ze sobą historii. Każda z nich liczy przeważnie kilkanaście stron. Jako czytelnik niespecjalnie przekonany do nowelowej konstrukcji muszę przyznać, że epizodyczność "Alvara Mayora" sprawdza się tu pierwszorzędnie.
Zasługa w tym lekkiego pióra Trillo, który ze swadą kreśli kolejne niesamowite perypetie bohaterów. Czerpiąc przy tym z bogatej ikonografii gatunku, doprawiając wszystko ironią, realizmem magicznym i trudną do uchwycenia, duszną atmosferą nieprzyjaznej dżungli rodem z filmów Herzoga.
Rysunki? Bajka. Syn legendarnego Alberto Brecci daje tu prawdziwy popis w czerni i bieli, tworząc różnorodny, realistyczny świat, wspaniale przy tym uwypuklając brzydotę i najróżniejsze ułomności bohaterów. Jeśli pamiętacie zakazane mordy z filmów Leone czy Corbucciego, to tutaj mamy ich komiksowy odpowiednik w pełnej krasie.
Jeśli chodzi o samo wydanie, to jak zwykle w przypadku Mandioki jest bez pudła. Formatem "Alvar Mayor" pasuje do wydanych już wcześniej innych południowoamerykańskich klasyków, tj. "Żywej stali" i "Shankara". Do tego porządny, gruby offset, szycie, twarda oprawa i co ważne wstęp naświetlający genezę i specyfikę serii. Warto też wspomnieć, że w przypadku tego albumu znany już w Polsce Trillo (m.in. "Wielki kant" czy "Spaghetti Bros") został po raz pierwszy przetłumaczony z hiszpańskiego.
"Alvar Mayor" zamknie się w trzech częściach, drugi album dostaniemy już na jesieni.
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski