Shankar, tom 2 - recenzja komiksu wydawnictwa Mandioca
Jeśli któreś z dzieci zapyta mnie kiedyś, czym jest "eskapizm", sięgnę na półkę po "Shankara". Właśnie ukazał się drugi i niestety ostatni tom wspaniałego komiksu Mazzitelliego i Alcateny, a Mandioca jak zwykle dała radę.
"Shankar" to jedno z moich komiksowych odkryć minionego roku. Eduardo Mazzitelliego i Enrique Alcatenę poznałem nieco wcześniej dzięki Mandioce i "Żywej stali", która mnie zachwyciła. Jednak "Shankar" to rzecz jeszcze lepsza, bardziej wyrafinowana i w pełni pokazująca talent Argentyńczyków do opowiadania niezwykłych historii w niezwykły sposób.
Na podstawowym poziomie Shankar to powieść fantastyczno-przygodowa, w której tytułowy bohater przemierza świat w poszukiwaniu swojej tożsamości. Nie wiadomo bowiem, kim jest i skąd się wziął. Wskazówką może być niepokojący tatuaż na jego plecach. Mówi on, że w przyszłości blond włosy młodzieniec zapanuje nad światem.
Dla Mazzitelliego i Alcateny ten fascynujący pomysł to zaledwie punkt wyjścia. Bo prawdziwym cymesem jest tu misterna wizja świata utkanego z odniesień do dzieł kultury, wierzeń, mitów, baśni czy legend. Aczkolwiek nie ma mowy o składaniu pustego hołdu sprowadzającego się do mniej lub bardziej ostentacyjnego puszczania oka.
Komiks - renesans gatunku
Shankar pod każdą szerokością geograficzną spotyka znajome postaci i wikła się w historie świetnie znane z kart literatury, filmu czy podań. Jednak cała sztuka polega na tym, że są one przepuszczone przez wyobraźnię twórców, sparafrazowane i spojone w najróżniejszych, bardzo nieoczywistych konfiguracjach. Tym samym w "Shankarze" Argentyńczycy wznoszą intertekstualność na zupełnie nowy poziom, tworząc mitologię totalną czy jak reklamuje komiks Mandioca, "legendą wszystkich legend".
W drugim tomie odniesienia do kultury rezonują jeszcze mocniej. Bohater spotyka klasyków literatury grozy, Lynczowskiego człowieka słonia, który okazuje się uciekinierem z wyspy dra Moreau, tajemniczego więźnia Bastylii, King Konga czy bohaterów musicalu Waltera Langa obdarzonych fizys Yula Brynera i Deborry Kerr. Jest jeszcze reinterpretacja "Burzy" Szekspira i przelot przez twórczość Beatlesów. A to tylko ułamek tego, co zdołali upchnąć autorzy w tym ponad 300-stonicowym tomie.
W "Shankarze" ujmujący jest też sposób snucia tej niezwykłej historii. Lekki, surrealistyczny, często posiłkujący się dowcipem i ironią, przywodzący na myśl najsłynniejsze filmy Felliniego, "Giuseppe Bergmana" Manary czy wybrane albumy "Corto Maltese" z "Bajką wenecką" i "Przygodami szwajcarskimi" na czele.
Oczywiście wrażenie robią też pełne rozmachu rysunki Alcateny. Realistyczne, wykorzystujące rozwiązania formalne charakterystyczne dla różnych kultur i epok, łączące często skrajne estetyki i prądy. Każdy kadr bez wyjątku nadaje się do oprawienia i powieszenia na ścianie.