"Żywa stal"- recenzja komiksu wydawnictwa Mandioca
Wojna, deformacje, makabra, szaleństwo. Pod względem upiornego eskapizmu z "Żywą stalą" konkurować mogą tylko teksty ze słynnej demówki Siekiery.
Mandioca nie zwalnia. Tym razem wydawnictwo specjalizujące się w komiksach z Ameryki Łacińskiej sięgnęło po tytuł zupełnie nieznanego u nas argentyńskiego duetu. Mowa o scenarzyście Eduardo Mazzitellim i rysowniku Enrique Alcatenie. Twórcach absolutnie kultowych, których sława już dawno dotarła poza granice ich ojczyzny.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Pierwotnie "Żywa stal" ukazywała się w odcinkach w tygodniku komiksowym "Scorpio" (publikowano tam m.in. "Mort Cinder"). Polskie wydanie zbiorcze zawiera wszystkie 20 części surrealistycznych, pełnych cierpienia, ale też przewrotnego humoru przygód Harka i Hybryda, jego kompana o nieokreślonej płci i gatunku.
Kim jest Hark? To wywrotowiec ośmieszający Arcypana, tyrana jednego z miast-państw w bliżej nieokreślonym miejscu i czasie. Za swą bezczelność w końcu trafia do lochu i zostaje poddany nieludzkiemu eksperymentowi. W efekcie Hark staje się żywą bronią o nadludzkich mocach. A jesteśmy zaledwie na 15 str. blisko 300-stronicowego tomiszcza.
Znajdziemy tu wszystko: od heroic fantasy po horror, od filozoficznej przypowieści po czarny jak smoła humor. "Żywa stal" budzi zdumienie na każdym kroku. Rozmachem, niezwykłością historii, zwrotami akcji, ogromnym rezerwuarem inspiracji, erudycją autorów, a w końcu rozwiązaniami tak nietuzinkowymi, że każdy następny rozdział serwuje czytelnikowi siarczystego kopniaka w twarz.
Świat "Żywej stali" to miejsce trawione wieczną wojną i cierpieniem. Odpychające i zamieszkane przez menażerię okaleczonych istot, potworów i sadystów rodem z tekstów punkowej Siekiery. Wykrzyczanych z taką wściekłością przez Budzyńskiego na kultowym materiale z 1984 r.
Wściekłość bije też z rysunków Alcateny. Czarno-białych, surowych i gwałtownych, z drugiej strony niezwykle pieczołowitych, łączących w sobie skrajne techniki i konwencje, piękno i szpetotę. Wyglądających tak, jakby ich autor postawił sobie za punkt honoru ciągłe przesuwanie granic swojej wyobraźni i umiejętności.
"Żywa stal" to najlepsza Mandioca, jaka do tej pory opuściła drukarnię i pod każdym względem przepięknie wydana cegła. Twarda, satynowana oprawa, lakier UV, papier 120 g, szycie i duży format. Do tego nadające ważny kontekst słowo wstępne redaktora Diego Accorsiego. Piękna robota i rzecz warta swojej ceny. Dodajmy, że patrząc na jakość wydania, niezbyt wygórowanej.
Trwa ładowanie wpisu: facebook