B.B.P.O. Znany diabeł - recenzja komiksu wydawnictwa Egmont
"Znany diabeł" to zwieńczenie 30 lat i tysięcy stron, jakie Mike Mignola i jego 80 współpracowników poświęciło na budowanie świata Hellboya i B.B.P.O. I choć ostatni album wciąż trzyma poziom, to niestety pozostawia czytelników ze sporym niedosytem.
Zaczęło się od niepozornego rysunku rogatego demona z napisem "Hellboy" na klamrze paska, a skończyło na gigantycznym uniwersum, które już dawno wylało się poza kadry komiksu. Jednak jak śpiewała Anna Jantar, "nic nie może przecież wiecznie trwać". Po wielu latach Mike Mignola postanowił w końcu dać wytchnienie swoim bohaterom i doprowadzić epicką historię do finału.
430-stonicowy album jest zwieńczeniem wątków z kart "Hellboya", "B.B.P.O." i "Abe'a Sapiena", którego pierwszy tom dostaliśmy w maju tego roku. Na "Diabła" składa się zaledwie 15 zeszytów, co jak już w przedmowie zauważa odpowiadający za większość rysunków Laurence Cambell, jest dość niezwykłe. Zwłaszcza w kontekście tego, ile tomów liczy mignolawersum i jak diabelnie, nomen omen, zniuansowana jest to historia.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
I to niestety wychodzi podczas lektury. Mignola i Scott Allie zachowują się tu tak, jakby hurtem odhaczali kolejne wątki, czasem nie zastanawiając się nad sensem swoich decyzji, prując na oślep w kierunku spektakularnego finału. "Szybciej, szybciej, zanim ktoś zauważy, że coś tu nie gra" - tak to widzę.
Efektem tego są szarpana narracja, męcząca fragmentaryczność i mordercze tempo. Nie ułatwia to specjalnie lektury i sprawia, że nie mamy nawet czasu na należyte przeżywanie dramatów postaci, z którymi przez te wszystkie lata tak się żyliśmy. I które tak prawdę mówiąc, stanowią o wyjątkowości i sile tego uniwersum.
Przez lata przyzwyczailiśmy się, że Mignola i spółka nie schodzą poniżej pewnego poziomu. I choć album obiektywnie nie jest taki znów fatalny, to wyraźnie czuć pośpiech i znacznie mniej serca niż do tej pory.
Od strony formalnej też jest tylko solidnie. Nie jestem specjalnym fanem Cambella i uważam, że przez "B.B.P.O." przewinęli się o wiele lepsi artyści. Niemniej jego mroczna i poważna kreska dobrze licuje z apokaliptyczną wymową albumu. Oprócz niego do "Diabła" rękę przyłożyli m.in. znany z "Abe'a" Sebastian Fiumara, Tim Sale oraz sam Mignola.
Czy to koniec? W życiu. Przed nami jeszcze dwa tomy "Abe'a Sapiena" oraz "Hellboy i B.B.P.O. 1952-1954". A przygotujcie się na więcej, bo jak pisze w posłowiu Mignola, "wciąż pozostało do opowiedzenia mnóstwo historii o starych, dobrych czasach […]".