"Uniwersum DC według Mike'a Mignoli" – recenzja komiksu wydawnictwa Egmont
Trudno się dziwić wydawnictwom, że wypuszczają kolejne tytuły opatrzone nazwiskiem taty Hellboya. To żyła złota. Jednak w przypadku "Uniwersum DC według Mike'a Mignoli" zastanówcie się dwa razy, zanim dodacie ten komiks do koszyka.
Każdy jakoś zaczynał. Zanim w 1994 r. świat usłyszał o Anung Un Ramie i oszalał na punkcie kreski Mike'a Mignoli, autor jak setki jego kumpli po fachu trzaskał trykociarzy dla dwóch największych graczy na rynku. Opasłe 400-stronicowe tomiszcze, które właśnie ukazało się w cyklu Deluxe, zbiera historie, jakie Amerykanin od 1987 r. współtworzył w ramach kontraktu z DC Comics.
"O! Więcej wiktoriańsko-steampunkowych klimatów i upiornych dziwactw" – pomyślicie. Nic bardziej błędnego. Zanim posypały się Eisnery, Mignola nie wyróżniał się w zasadzie niczym specjalnym na tle tego, co oferowało w tamtym czasie mainstreamowe superhero.
Komiks - renesans gatunku
Poza dobrze znanym polskiemu czytelnikowi króciutkim "Sanktuarium", które ukazało się w semicowym "Batmanie" z 1994 r., zebrane tu prace dalece obiegają od współczesnych dokonań Mignoli.
Świetnie pokazuje to zarówno ostro zalatująca naftaliną miniseria o Widmowym Przybyszu (1987), jak i solidnie narysowany i napisany 4-częściowy cykl "The World of Krypton" (1988), w którym John Byrne i Mignola z dozą fantazji ukazują prehistorię rodzinnej planety Supermana.
Warte uwagi są też na pewno "Wspomnienia z przeszłości Kryptona". Tu co prawda Mignola jest jednym z kilku autorów rysunków, ale to dobra okazja do przeczytania w całości historii, którą bezlitośnie porąbano na potrzeby polskiego zeszytowego wydania z 1991 r.
"Uniwersum DC według Mike'a Mignoli" ma więc przede wszystkim wartość historyczną. Dzięki antologii możemy dokładnie prześledzić ewolucję kreski ojca Hellboya i krzepnięcie jego charakterystycznego "posągowego" stylu, w którym widać budzącą się powoli skłonność do makabry i niesamowitości.
Uzupełnieniem tomu jest niespełna 50 okładek autorstwa Mignoli (m.in. do "Lobo") oraz jak zwykle kompetentne posłowie Kamila Śmiałkowskiego.
Czy warto wysupłać blisko stówkę na tę pozycję? Musicie odpowiedzieć sobie na pytanie, czego tak naprawdę oczekujecie. Jeśli liczycie na deja vu z "Hellboya" czy "B.B.P.O". "Uniwersum DC według Mike'a Mignoli" nie jest dla was. To raczej pozycja dla komplecistów autora i koneserów amerykańskiego komiksu z lat 80.