"B.B.P.O. - Piekło na Ziemi", tom 4 – recenzja komiksu wydawnictwa Egmont
Sztuką nie jest stworzenie serii liczącej tysiące stron. Prawdziwym wyczynem jest sprawienie, aby każdy kolejny tom wywoływał u czytelnika ten sam poziom ekscytacji. Tak jak w przypadku "B.B.P.O.".
Dla nikogo nie będzie niespodzianką, że kolejny zbiorczy tom spin-offu "Hellboya" pod każdym względem trzyma poziom poprzednich odsłon serii, która właśnie dobiła do 9. albumu. Co tym razem serwuje nam ekipa pod przywództwem Mike'a Mignoli i Johna Arcudiego?
Desperacka walka z Ogdru Hem trwa na wszystkich frontach. W zilustrowanym przez Joe Queiro opowiadaniu "Przerwane równanie" przenosimy się do Japonii, gdzie agenci biura są świadkami walki rodem z najlepszych filmów studia Toho.
Komiks - renesans gatunku
5-częściowa historia "Ciało i kamień" skupia się na postaci agenta Howardsa opanowanego przez prehistorycznego wojownika (patrz "Otchłań czasu") i dalszych knowaniach Czarnego Płomienia.
Natomiast w świetnej, tragikomicznej "Robocie" Mignola, Arcudi i Tyler Crook ukazują apokalipsę oczami zwykłych cywilów, którzy mimo grasujących potworów i wiecznej niepewności jutra starają się dalej żyć i pracować.
W 4. tomie "Piekła na Ziemi" twórcy wypychają też na pierwszy plan agentkę Ashley Strode, dotychczas poboczną postać - możecie ją pamiętać z 3. części "Plagi żab". Tym sposobem seria zyskała kolejną silną postać kobiecą i to nie byle jaką, bo wyspecjalizowaną w walce z demonami. Choć jej początki na pewno nie były łatwe, o czym przekonacie się, czytając wieńczące tom historie: "Egzorcyzm" i trzyczęściową "Egzorcystkę".
Od premiery poprzedniego tomu "B.B.P.O." minęło 10 miesięcy. To kawał czasu. Emocje nieco okrzepły, w naszym życiu pojawiły się kolejne komiksy i nowi bohaterowie. Ale w moim przypadku wystarczyło otworzyć 4. część "Piekła na Ziemi", aby poczuć się jak na spotkaniu z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Trudno mi sobie wyobrazić, że jeszcze tylko jeden album i koniec. Premiera 5. tomu w listopadzie.