Ogień - recenzja komiksu wyd. Mandioca
Czy "Ogień" to komiks sci-fi? Poniekąd. Jednak jeśli liczycie na laserowe piu-piu, to nie ten adres. To gorzka egzystencjalna historia, dla której tłem jest apokalipsa w mikro i makro skali.
"Ogień" ukazał się w połowie grudnia 2023 r. Gdyby Mandioka wstrzymała się kilka tygodni, mielibyśmy już pierwszego kandydata do komiksu roku. Apokaliptyczny dramat Davida Rubina porywa na każdej płaszczyźnie, zmusza do refleksji i długo nie chce wyjść z głowy.
Na zupełnie podstawowym poziomie "Ogień" to katastroficzne sci-fi. W niedalekiej przyszłości w kierunku Ziemi zbliża się gigantyczna asteroida. Kiedy staje się jasne, że kolizja oznacza całkowitą anihilację, ludzkość rozpoczyna przygotowania. Na spotkanie z planetoidą nazwaną "Zmierzchem bogów" zostaje wysłany "Ikar", statek mający ją zniszczyć. W razie niepowodzenia jest jeszcze plan B - na Księżycu rozpoczyna się budowa osiedla dla uprzywilejowanej części populacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gala Vibez Creators Awards
Jego projektowaniem zajmuje się Alexander Yorba - wybitny architekt, laureat najważniejszych nagród, wizjoner. Wydaje się, że jest idealny kandydatem do tego zadania. Jednak budzą się w nim wątpliwości.
Budowa enklawy dla bogaczy stoi w sprzeczności z jego młodzieńczymi ideałami, a na domiar złego właśnie dowiedział się, że zostało mu kilka miesięcy życia. W obliczu dramatycznej diagnozy Yorba porzuca pracę, tym samym skazując siebie, swoją rodzinę i resztę ludzkości na zagładę.
Po powrocie na Ziemię niczym Dante rozpoczyna tułaczkę po ogarniętych chaosem metropoliach, dokonując bolesnego rozliczenia z własnym życiem, które okazuje się pasmem osobistych porażek, kłamstw i rozczarowań.
Choć "Ogień" może z początku jawić się jako artystyczna wariacja na temat "Armageddonu", to szybko staje się jasne, że dla Davida Rubina konwencja sci-fi to zaledwie efektowny punkt wyjścia. Historii architekta bliżej do rozliczeniowych rzeczy pokroju "8 ½" czy "Bardo, fałszywa kronika garści prawd", gdzie bohaterowie konfrontując się z własną przeszłością dokonują na sobie emocjonalnej wiwisekcji.
W "Ogniu" dochodzi jeszcze aspekt globalny. Oczami Yorby obserwujemy agonię cywilizacji, wszystkich jej wytworów i osiągnięć. A także moment bezsilności, w którym ludzkość uświadamia sobie, że w obliczu zagłady stan konta czy pozycja społeczna nie mają absolutnie żadnej wartości.
Pewnie nie robiłoby to takiego wrażenia, gdyby nie forma, w jakiej "Ogień" został nam podany. Rubin okazuje się bowiem świetnym opowiadaczem, mistrzowsko operując wizualną narracją, która sprawia, że lekturę komiksu można porównać do filmowego seansu.
W charakterystycznych rysunkach (znakiem rozpoznawczym Rubina jest lekko karykaturalna fizjonomia postaci) spotykają się rozmach hollywoodzkiego blockbustera (końcowe splashe kompozycją i szczegółowością mogą przywodzić na myśl rzeczy Geofa Darrowa), jak i intymność "Melancholii" Larsa von Triera, z którą "Ogień" w pewien sposób koresponduje.
W jednej ze scen spacerując ulicami Rzymu Yorba mija kino i afisz "Suspirii". Oczywiście to tylko jedno z wielu odwołań, jakie tu znajdziemy. Jednak akurat obecność filmu Dario Agento rozpatrywałbym w kategoriach ważnej artystycznej deklaracji. Podobnie jak w słynnym horrorze Rubin kładzie niebywały nacisk na warstwę formalną, wykorzystując często nieoczywiste zestawienia kolorystyczne, sięgając po intensywne żółcienie, róże, czerwienie czy seledyny. Efekt jest znakomity.
Co do wydania to "Ogień" ukazał się w standardowym dla Mandioki formacie 215x290, w twardej oprawie i na papierze o grubej gramaturze. Do komiksu wydawca dołączył posłowie hiszpańskiego twórcy komiksów, reżysera i scenarzysty ("Ciemność", 2002) Fernando de Filipe.
Grzegorz Kłos, Wirtualna Polska
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad serialem "Forst" z Borysem Szycem, omawiamy ostatni film Nicolasa Cage'a, a także pochylamy się nad "The Curse" czyli najbardziej niezręczną produkcją ostatnich lat. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.