Serpieri. Kobiety Dzikiego Zachodu - recenzja komiksu wyd. Scream Comics
Zanim Serpieri zyskał sławę dzięki "Druunie" i zdobył tytuł "mistrza pup", razem z Roberto Ambrosio trzaskał westerny. "Kobiety Dzikiego Zachodu" to już trzeci album z tego cyklu wydany przez Scream Comics, który niestety pozostawia pewien niedosyt.
Ci, którzy znają "Druunę" (wyd. Kurc), w odniesieniu do Serpieriego nie używają innego określenia jak "mistrz". I trudno się temu dziwić. Na kartach bestsellerowej serii udało mu się bowiem odmalować iście niepowtarzalny, surrealistyczny klimat, na który składa się osobliwy mariaż sci-fi, erotyki i groteski.
Jednak zanim Serpieri osiągnął warsztatową maestrię, ta stal gdzieś musiała się hartować. I tak na początku swojej kariery przez kilka lat wraz ze scenarzystą Roberto Ambrosio tworzył historie osadzone na Dzikim Zachodzie.
"Kobiety Dzikiego Zachodu" to kolejny, po "Legendach" i "Kolorach", album prezentujący ich dokonania z tamtego okresu, które oryginalnie ukazywały się na łamach słynnych włoskich magazynów komiksowych "Scorpio" (tu była publikowana m.in. "Żywa stal" Mazzitelliego i Alcateny) oraz "Lanciostory".
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
W 96-stronicowym tomie znajdziecie trzy historie, w których centrum, jak łatwo się domyślić, znajduje się płeć piękna. Z kart "Kobiet Dzikiego Zachodu" wyziera fatalizm i okrucieństwo charakterystyczne dla włoskich czy hiszpańskich westernów tamtego okresu. Niestety, same fabuły już nie wywołują większych emocji. Dostajemy bowiem mało porywający zlepek motywów zgranych do cna przez kino, literaturę czy właśnie komiks.
Oprócz braku oryginalności widać gołym okiem, że dramatyczna sytuacja XIX-wiecznych kobiet była tu dla twórców przede wszystkim pretekstem do eksploatacji bólu i cierpienia swoich bohaterek. Krótko mówiąc: zestarzało się to okrutnie. Sytuacji autorów nie ratuje też sposób portretowania rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej - stereotypowy i sensacyjny, zupełnie różny od tego, co znajdziemy choćby na kartach wydawanego u nas "Cartlanda" (wyd. Elemental).
Co innego oprawa, która jak zakładam, jest tu największym wabikiem dla potencjalnych czytelników. Siłą "Kobiet Dzikiego Zachodu" są przede wszystkim imponujące, realistyczne rysunki w czerni i bieli, stworzone przy pomocy żmudnego kreskowania będącego znakiem rozpoznawczym Serpieriego. Wprawdzie to jeszcze nie poziom znany z "Druuny", ale widać, że mamy do czynienia z niezwykłym talentem i wyobraźnią. Na kredowym papierze prezentuje się to znakomicie.
Jeśli więc jesteście fanami rysunków Serpieriego, nie ma się nawet nad czym zastanawiać. W przeciwnym razie zamiast po "Kobiety Dzikiego Zachodu" sięgnijcie lepiej po wcześniejsze tomy z "kowbojskiego" okresu Włocha lub inny western z portfolio Scream Comics - np. znakomitego "Bouncera" czy "Badlands".
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
Słuchasz podcastów? Jeśli tak, spróbuj nowej produkcji WP Kultura o filmach, netfliksach, książkach i telewizji. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify oraz w aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach. A co jeśli nie słuchasz? Po prostu zacznij.