Predator - 5th Anniversary vol. 2 – recenzja komiksu wydawnictwa Scream Comics
"Predator - 5th Anniversary vol. 2" to dalszy ciąg szalonej podróży w lata 90., kiedy twórcy komiksów nie szli na żadne artystyczne kompromisy. To także dobra okazja, aby poznać twórczość dotąd niewydawanych w Polsce autorów.
Swoje pięć lat istnienia Scream Comics uczciło, wypuszczając m.in. serię elegancko wydanych omnibusów z najlepszymi historiami z uniwersum Predatora. Zawartość pierwszego tomu okazała się miłą niespodzianką zarówno dla fanów kosmicznych łowców, jak i miłośników dezynwoltury, na jaką w latach 90. pozwalali sobie twórcy mainstreamowych komiksów.
A jak wygląda to w przypadku części drugiej? Mam dwa was dobrą i złą informację. Dobra to taka, że "Predator - 5th Anniversary vol. 2" trzyma poziom. Zła – szykujcie portfele, bo albumy z tej serii nie należą niestety do najtańszych.
Tym razem na 300-stronicowego grubasa składają się trzy dłuższe historie mogące śmiało stanowić kanwę kolejnego filmu Shane'a Blacka. Jeśli pamiętacie jego przeszarżowanego "Predatora" z 2018 r., to macie pełny obraz tego, co się tu wyprawia.
Jean Claude Van Damme wyleciał z planu "Predatora". Po latach wiemy czemu
Autorami "Złej krwi" są Evan Dorkin i Derek Thomson. Ten pierwszy powraca tym razem w roli scenarzysty, ale poczyna sobie równie bezczelnie, serwując na pozór mocno konwencjonalną historię. Las, paintball, gierki służb i turysta z planety Yautja Prime. Niby schemat goni schemat, ale akurat ten łowca to skończony psychopata nawet jak na standardy swoich pobratymców.
Cymesem jest tu przede wszystkim bezkompromisowa strona wizualna autorstwa Dereka Thomsona, który po zakończeniu współpracy z Dark Horse dał się poznać jako autor grafik koncepcyjnych do takich filmów, jak "13 duchów" czy "Mumia". W "Złej krwi" Thomson nie bierze jeńców, swój styl lokując gdzieś między undergroundem a mainstreamem.
Jego rysunki z jednej strony bywają groteskowe (karykaturalne, "brzydkie" sylwetki ludzi), z drugiej dopracowane i obłędnie dynamiczne w momentach bestialskich starć z Drapieżcą. Efekt podkręca wymyślna kompozycja kadrów (co widać na załączonym wyżej obrazku). Jeśli szukacie przegiętej do granic, pretekstowej historii dla dorosłych, to właściwy adres.
"Bratnie dusze" także rozgrywają się na prowincji i w leśnych ostępach, ale tym razem to bardziej zniuansowana opowieść. Pierwsze skrzypce gra tu dziecięca trauma, pojawia się też wątek przemocy domowej. To wciąż czytadło hołdujące kinu klasy B, ale czuć, że Jason R. Lamb i Scott Tolson mieli ambicje przełamać nieco konwencję. Rysunki to zupełne przeciwieństwo szarż Thomsona. Brian O'Connel i Roger Peterson hołdują uporządkowanym przestrzeniom oraz prostocie, a ich schludna kreska przywołuje na myśl m.in. styl Steve'a Dillona.
Album zamyka dość oryginalne "Między młotem a kowadłem" według scenariusza Marka Schultza (m.in. wydany przez Scream Comics "Aliens vs. Predator vs. Terminator"). Tym razem areną zmagań ludzi i Drapieżcy są głębiny oceanu, a samą historię wieńczy przewrotny finał. Uwagę zwracają malarskie rysunki weterana Gene'a Colana, podkręcone specyficznie kładzionymi kolorami Gregory'ego Wrighta.
Edycja "Predator - 5th Anniversary vol. 2" utrzymana jest w kluczu pierwszego tomu. Metaliczne brzegi (tym razem niebieskie), gruby offset, twarda oprawa i powiększony format. Komiks wart swej ceny, oczywiście pod warunkiem, że ciepło wspominacie lata 90. i bezwarunkowo kupujecie taką konwekcję.