Myszka Miki – Horrifikland. Przerażająca przygoda / Miki i kraina pradawnych - recenzja komiksów wydawnictwa Egmont
Ujmująca atmosfera klasycznego Disneya, obłędne rysunki i kapitalne edycje, których nie chce się wypuścić z rąk. Tak pokrótce można scharakteryzować dwa albumy o Myszce Miki wydane właśnie przez Egmont.
Komiksowe przygody disnejowskiej hałastry to nie tylko "Giganty", zeszytowe "Donaldy" albo przepyszne rzeczy Dona Rosy czy Carla Barksa. W 2016 r. słynne francuskie wydawnictwo Glénat rozpoczęło wypuszczania albumów na licencji Disneya. Co w tym takiego nadzwyczajnego? Otóż ich autorami byli twórcy na co dzień związani z komiksem europejskim, zwykle piszący dla dojrzałego czytelnika. Ten swoisty eksperyment przeszedł najśmielsze oczekiwania.
Polscy czytelnicy zapoznali się z cyklem kilka lat temu, kiedy Egmont wypuścił wybitną "Kawę Zombo", w której Regis Loisel ("Skład główny" czy "W poszukiwaniu ptaka czasu") przeniósł dziecięcych bohaterów na dorosły grunt i pokazał, czym kończy się krwiożerczy kapitalizm.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Wydane właśnie "Horrifikland. Przerażająca przygoda" oraz "Kraina pradawnych" to rzeczy zdecydowanie bardziej skierowane do młodszego odbiorcy, choć stare konie na pewno też będą się świetnie bawić. Bo czarowi tych komiksów po prostu nie można się oprzeć.
W "Horrifikland. Przerażająca przygoda" współautor znakomitego "Donżona" (Timof) Lewis Trondheim oraz znany z ilustracji do popularnej serii dla najmłodszych "Misia Marysia" Alexis Nesme snują porywającą historię z pogranicza komedii detektywistycznej i powieści grozy. Z kolei "Kraina pradawnych" to przygodowe fantasy pełną gębą od Denisa-Pierre Filippiego i Silvio Camboniego, twórców serii "Niezwykła podróż" (Kurc).
Podobnie jak w "Kawie Zombo" twórcy wpisują kultowych bohaterów w zupełnie nowe konteksty, jednocześnie zachowując ich tożsamość i cechy, za które wciąż kochają ich kolejne pokolenia. Historyjki nie są zanadto skomplikowane, dominuje ujmujący humor klasycznego Disneya (dialogi w "Horrifikland" to czyste złoto) oraz obłędnie kolorowe, przepiękne rysunki, które w obu przypadkach wysuwają się na pierwszy plan i stanowią o atrakcyjności albumów.
Świetnie prezentuje się też polska edycja "Myszek". Oba komiksy wydano na kredzie, w formacie 216x285 mm, w twardej oprawie ze złoceniami i materiałowym grzbietem - identycznie jak w przypadku wspomnianego Loisela. W listopadzie ukaże się kolejna część zatytułowana "Miki i zaginiony ocean", a ja nie mogę się doczekać.