"Przygody wielkiego wezyra Iznoguda. Tom 3" – recenzja komiksu
Czy można dobrze się bawić, obserwując po raz enty, jak głównemu bohaterowi nie udaje się zrealizować kolejnego planu, który ma mu pozwolić zostać kalifem w miejsce kalifa? Oczywiście, że tak, bo chociaż historyjki w trzecim zbiorczym tomie "Przygody wielkiego wezyra Iznoguda" są skonstruowane według tego dobrze znanego schematu, to zarazem René Goscinny i Jean Tabary potrafią zaskoczyć nas swoimi pomysłami.
Niewątpliwie najdobitniej ilustruje to zamykająca ten wolumin historyjka "Magiczne minarety". Otóż otwiera ją kadr przedstawiający manifestację niezadowolonych czytelników domagających się, aby Iznogud wreszcie został kalifem. Ale chociaż wydarzenia przedstawione na kolejnych planszach mogłyby świadczyć o tym, że autorzy ulegają temu żądaniu, to i tak na koniec jesteśmy świadkami jeszcze jednej porażki wezyra. Ale co ciekawe, twórcom udaje się całkiem skutecznie uwolnić od odpowiedzialności za to niepowodzenie głównego bohatera!
Nie ulega więc wątpliwości, że w "Przygodach wielkiego wezyra Iznoguda" z punktów widzenia czytelników nie liczy się złapanie królika, lecz jego ciągłe gonienie. Przecież gdyby wezyr naprawdę został kalifem, to nie byłoby w tym nic śmiesznego ani dla nas, ani dla pozostałych postaci występujących w komiksie…
W każdym razie podczas lektury czterech albumów zabranych w tym tomie ("Magiczny dywan", "Iznogug Zawzięty", "Turecki puzzel Iznoguda" i "Bajeczka Iznoguda") na nudę z pewnością nie będziemy narzekać. I tak będziemy z rozbawieniem obserwować, jak główny bohater próbuje się pozbyć kalifa między innymi za pomocą magicznego dywanu (przekonamy się, że to rewelacyjny środek transportu do Chin, ale działający tylko w jedna stronę a wyekspediowana nim zostanie oczywiście niewłaściwa osoba), pudełka na wspomnienia (to z kolei cudowny aparat fotograficzny sprawiający, że rzeczy i ludzie znikają i pojawiają się na zdjęciach), flakonika z wonią zapomnienia (no cóż zapachy bywają nie tylko ulotne, ale i trudne do zaaplikowania – szczególnie przy przeciągu) czy pułapkotapczanu (w tym przypadku największa trudnością okaże się namówienie Haruna Arachida na drzemkę, bo po wypiciu kawy cierpi na bezsenność).
Temu samemu celowi mają oczywiście służyć takie rozrywki organizowane dla władcy przez wezyra jak polowanie na tygrysa (krwiożercze bestie nawet nie zadrasną kalifa), recital syreny (jej paraliżującemu śpiewowi ulegnie jak zwykle niewłaściwy słuchacz), a nawet wyprawa Haruna Arachida na ulice Bagdadu w stroju żebraka (choć jego powrót do pałacu nie obędzie się bez pewnych komplikacji).
Trzeba też przyznać, że wbrew pozorom perypetie Iznoguda bywają bardzo różnorodne, a co równie ważne towarzyszący im humor słowny jest – jak zwykle u René Goscinny’ego – po prostu pierwszorzędny. W tym miejscu warto zwrócić też uwagę na wysiłki tłumacza, który starał się zachować zabawność dialogów, czasem rezygnując przy tym z ich dosłownego przekładania. Inną sprawą jest, że o ile z uznaniem należy przyjąć informację, że sprzedawca magiczny mebli przybył z Ochoty koło Włoch, o tyle pewnym nadużyciem jest jednak pojawienie się wzmianki o Kajku i Kokoszu w książce czytanej przez poczciwego Haruna Arachida. Ale to tylko mało istotny drobiazg, bo najważniejsze jest to, że trzeci tom "Przygód wielkiego wezyra Iznoguda" dostarczy nam mnóstwa okazji do śmiechu.