Do ostatniego – recenzja komiksu wydawnictwa Taurus Media
Jedyne, co można zarzucić komiksowi Féliksa i Gastine'a, to fakt, że jest taki krótki. Jeśli jesteście fanami westernu spod znaku Półwyspu Apenińskiego czy "Bez przebaczenia", to "Do ostatniego" powinien znaleźć się na waszym radarze.
"Blueberry", "Cartland", "Bouncer" czy "Durango". Polscy miłośnicy komiksowego westernu mają w czym wybierać, acz tytuły obecne na naszym rynku to w większości przypadków klasyczne, nieco już wiekowe serie. Zupełnie inaczej ma się sprawa z one-shotem "Do ostatniego", który właśnie ukazał się nakładem Taurus Media.
To bardzo prosta historia. Starzejący się Russell wie, że jego czas mija. Za moment nikt nie będzie potrzebował kowbojów, bo dzięki rozwijającej się kolei transport bydła stanie się szybszy i bezpieczniejszy. Za odłożone pieniądze razem z kolegą po fachu chce wybudować farmę w Montanie i tym samym zabezpieczyć przyszłość Bennetta - ograniczonego umysłowo chłopaka, którego traktuje jak syna.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Jednak Bennett nigdy nie dociera na miejsce, bo w tajemniczych okolicznościach zostaje zamordowany podczas postoju w Sundance. Zrozpaczony do granicy obłędu Russell opłaca bandę zbirów i daje mieszkańcom czas do zmroku. Jeśli nie wydadzą sprawcy, rozpocznie się rzeź.
Kto zabił? Czy Russellem kieruje jedynie chęć zemsty? A może jego desperacka reakcja powodowana jest czymś zgoła innym? Komiks liczy zaledwie 68 stron, jednak Jérôme Félix stanął na wysokości zadania i z każdego kadru wycisnął maks. Dostajemy więc pierwszorzędnie napisane postacie oraz kipiącą od emocji, wcale nie taką generyczną, jak mogłoby się wydawać historię, która trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Ktoś mógłby powiedzieć, że podobnych opowieści i bohaterów pokroju Russella widzieliśmy w kinie od groma. Racja, ale nie zmienia to faktu, że oryginalnie wydane w 2019 r. "Do Ostatniego" czyta się z prawdziwą przyjemnością. Oczywiście to także zasługa znakomitych rysunków i kolorów autorstwa Paula Gastine'a, którego na wskroś realistyczna kreska znakomicie oddaje zarówno realia historyczne, dzikie krajobrazy, jak i paletę emocji na pooranych bruzdami twarzach bohaterów.
Jeśli więc szukacie nieoczywistej, mocnej historii, bardziej niż "Rio Bravo" kochacie "Bez przebaczenia" i pełne goryczy spojrzenie "krwawego" Sama, to łapcie "Do ostatniego". Zwłaszcza, że Taurus stanął na wysokości zadania - lakierowana okładka, kreda i dodatki w postaci szkiców i rysunków. Czyli jak zwykle edytorski prima sort.