Cartland, tom 2 - recenzja komiksu wydawnictwa Elemental
Drugi zbiorczy tom klasycznej frankońskiej serii tym razem zabiera nas w rejony z pogranicza westernu, gotyckiej grozy i kryminału. Na czytelników "Cartlanda" czekają też oczywiście znakomite, drobiazgowe rysunki, będące znakiem rozpoznawczym cyklu.
Gwoli przypomnienia. "Cartland" to seria stworzona przez Laurence Harlé i Michel Blanc-Dumonta, ukazująca się do 1975 do 1995 r. początkowo na łamach kultowych magazynów "Lucku Luke" i "Pilote", a następnie w zbiorczych albumach.
W niezwykłych przygodach tytułowego trapera czuć idee kontrkultury lat 60 i 70. oraz ducha klasycznych filmów dekonstruujących gatunek. Bo choć "Cartland" to western pełną gębą, to zdecydowanie bliżej mu do twórczości Sama Peckinpaha i bezkompromisowych dokonań Włochów niż cukierkowego "Rio Bravo". Sami Harlé i Dumont za źródło swoich inspiracji podają "Małego Wielkiego Człowieka" oraz "Jeremiaha Johnsona". Podczas lektury widać to na każdym kroku.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Mamy więc tu niemieckiego hrabiego stawiającego pośrodku pustkowia upiorne zamczysko, tajemniczą chorobę i udręczoną bohaterkę. W zderzeniu z westernowymi realiami i etnograficznym spojrzeniem na realia bytowania Indian wypada to intrygująco i świeżo, choć sama historia pozostawia chwilami trochę do życzenia.
Pod względem fabularnym nieco lepiej prezentuje się "Silver Canyon", w którym Harlé wprowadziła klasyczny motyw "whodunit". Nie chodzi tym razem o mordercę, a odkrycie tożsamości wojskowego agenta wśród pasażerów dyliżansu, którym oczywiście podróżuje tytułowy bohater.
Co innego rysunki. Michel Blanc-Dumont, pracujący też przy "Blueberrym", wspiął się tu na warsztatowe wyżyny, serwując przebogatą w detale, a jednocześnie niezwykle schludną oprawę, która z całą pewnością zachwyci entuzjastów tradycyjnej, realistycznej kreski. W połączeniu z formatem 215x290 mm i kredą wypada to naprawdę przepięknie.
Saga o Jonathanie Cartlandzie liczy 10 części, a to oznacza, że czeka nas już tylko jeden integral. Miejmy nadzieję, że Elemental sięgnie po kolejne perełki znad Sekwany. Trzymam za to kciuki.