Cartland, tom 3 - recenzja komiksu wydawnictwa Elemental
Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Także przygoda z XIX-wiecznym traperem, bohaterem klasycznej frankońskiej serii westernowej. Trzeci tom "Cartlanda" to zwieńczenie cyklu, a jednocześnie pod każdym względem jego najdojrzalsza odsłona.
Zanim przejdziemy do clou, wszystkim, którzy dopiero zamierzają rozpocząć przygodę z komiksami Laurence Harle i Michela Blanc-Dumonta, należy się drobne wprowadzenie. Otóż "Cartland" to dziesięciotomowa seria, która zadebiutowała w połowie lat 70. w magazynie "Lucky Luke", a następnie była drukowana w niemniej słynnym "Pilote".
Choć w kontekście cyklu mówi się o klasycznym westernie, to jego twórcy nigdy nie ukrywali, że bliżej im do progresywnego spojrzenia na gatunek. Nie ma tu miejsca na amantów o nienagannych uśmiechach w wyprasowanych pstrokatych koszulach oraz prostej dychotomii dobrzy kowboje-źli Indianie.
Zarówno w warstwie fabularnej, jak i formalnej "Cartland" ciąży ku rzeczom kontestującym klasyczny western. Twórczości Sama Peckinpaha i Sergio Leone oraz takim filmom, jak "Mały Wielki Człowiek" czy "Jeremiah Johnson", którego bohater jest notabene pierwowzorem "żółtowłosego" trapera.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
Harle i Blanc-Dumont wykorzystują western, aby opowiedzieć o rzeczach, na które zaczęto zwracać uwagę w latach 60. i 70. Chodzi o kolonializm, rasizm, wykluczenie czy religijny fanatyzm, którym biali usprawiedliwiali wymordowanie i wynarodowienie milionów rdzennych mieszkańców obu Ameryk. To ostatnie zagadnienie bardzo dobitnie podkreślają słowa Cartlanda w ostatniej części zatytułowanej "Znaki diabła" z 1995 r. ("Wszystkie wasze kościoły godzą się, aby codziennie odmawiano 'nie zabijaj', dodając 'chyba że'").
W Polsce "Cartland" ukazał się nakładem wydawnictwa Elemental (m.in. "Spaghetti Bros", "Jeremiah" czy "Universal War One") w trzech tomach zbiorczych. Ostatni trafił właśnie do sprzedaży. Znajdziecie w nim trzy albumy wydane pierwotnie w latach 1987-95.
To pod każdym względem najdojrzalszy i najbardziej przemyślany z dotychczasowych tomów, a przedstawione tu historie tworzą jedną spójną opowieść, nawiązując jednocześnie do zdarzeń i postaci znanych z poprzednich albumów.
Widać, że zarówno scenarzystka, jak i autor rysunków zrobili ogromne postępy, jeśli porównamy zawartość ostatniego "Cartlanda" do początkowych, dość niemrawych odsłon cyklu. Narracja jest płynna i spójna, dialogi już nie tak deklaratywne, a Harle dalej nie boi się wplatać w historię nietypowych pomysłów (marynarze budujących pośrodku głuszy łódź w "Świetlistym dziecku") czy udanie wzbogacać gatunek o konwencję kryminału, w którym pobrzmiewają echa powieści gotyckiej. ("Znaki diabła").
Do wspomnianych już zjawisk, jakie piętnuje "Cartland", w otwierającym tom opowiadaniu "Ocaleni z cienia" dochodzi jeszcze wyraźna krytyka wojny. Uosabia ją jeden z dezerterów, na jakich natyka się tytułowy traper - mężczyzna dotknięty obłędem, postać tyle odrażająca, co tragiczna.
Realistyczna kreska Blanc-Dumonta także uległa dalszej ewolucji. Widać to wyraźnie w bardziej dopracowanych projektach postaci, pięknie oddanych obrazach dzikiej przyrody czy scenach rodzajowych plemienia opiekującego się synem głównego bohatera. Miłośnicy klasycznej, frankofońskiej roboty na pewno nie odejdą z kwikiem.
Wprawdzie twórcy "Cartlanda" nie wyważają żadnych drzwi, niemniej fani westernu nie powinni czuć się zawiedzeni. Niby wszystko już gdzieś widzieliśmy, ale zostaje to tu podane z wdziękiem i doskonałą znajomością prawideł gatunku. Fajnie, że Elemental zdecydował się wydać tę serię i mam szczerą nadzieję, że na tym nie poprzestanie.
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się "The Office", krytykujemy "The Crown", rozgryzamy "The Bear", wspominamy "Barry’ego" i patrzymy przez palce na "Na zachodzie bez zmian". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.