Trwa ładowanie...
recenzja
23-08-2013 20:50

O krok od świętości

O krok od świętościŹródło: "__wlasne
d22hjcp
d22hjcp

Ostatnimi czasy ukazało się na polskim rynku kilka książek poświęconych Lechowi Wałęsie. Jedna, bazująca głównie na pomówieniach, nawet przez zagorzałego krytyka prezydenta została określona „nadmiernymi urologicznymi pasjami”. W innej, autorzy traktowali poszlaki jak dowody, niczym współcześni Epimeteusz i Pandora usiłując otworzyć pewną beczkę o zapieczonym wieku. Należy również wspomnieć o wspomnieniach żony – te, jak się okazało, nielicho wstrząsnęły zarówno rynkiem księgarskim, jak i pożyciem małżeńskim państwa Wałęsów. Wcześniej jednak wydana została autobiografia prezydenta, po lekturze której wyraziłem nadzieję przeczytania książki, gdzie wreszcie ujrzymy prawdziwego Lecha Wałęsę z krwi i kości, a nie pomnikową hybrydę trybuna ludowego, don Kichota, fanfarona, Wyatta Earpa, Zagłoby i Herkulesa. Czy taką pracą jest Jak Lech Wałęsa przechytrzył komunistów Reinholda Vettera, niemieckiego dziennikarza, który w 1978 roku nawiązał kontakt z Niezależnymi Wolnymi Związkami Zawodowymi w Trójmieście i
praktycznie od tego czasu zbierał materiały dotyczące Lecha Wałęsy? Tytuł nie nastrajał mnie przesadnie optymistycznie, niemniej starałem się być dobrej myśli licząc na obiektywny głos człowieka „z zewnątrz”, nie poobijanego podczas naszego narodowego okładania się teczkami.

W pierwszej części Reinhold Vetter szczątkowo omawia dzieciństwo swojego bohatera. W tym krótkim fragmencie znajduje już okazję do pochwalenia cnót Wałęsy pisząc, że dobrze o nim świadczy, iż terror narodowosocjalistyczny nie był powodem do prezentowania antyniemieckiej postawy (jak dodaje, w przeciwieństwie do Lecha i Jarosława Kaczyńskich). Ukazawszy zdolnego, pracowitego, pomocnego człowieka, przechodzi autor czym prędzej do roku 1970. Wałęsa jawi się tutaj jako jeden z najważniejszych członków protestu, przywódca o nieprzeciętnym poczuciu odpowiedzialności. Prześlizguje się Vetter nad kwestią „Bolka” twierdząc, że jedyne, co przyszły prezydent podpisał, to protokół przesłuchania, pokwitowanie zwrotu paska od spodni i lojalka – reszta materiałów to esbeckie fałszywki i nie ma sensu się nimi zajmować. Skrótowo opisuje powstanie KOR i Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, jednak gdyby czytelnik miał wątpliwości, z kim ma do czynienia, kolejne dwa, wcale nieodległe akapity,
zaczynają się od, odpowiednio: „Wkrótce Wałęsa stał się jednym z aktywniejszych członków Komitetu” oraz „Wałęsa był jednym z aktywniej działających członków Komitetu Założycielskiego”.

Vetter ukazuje tu kolejne etapy drogi Wałęsy od spontanicznego buntownika i indywidualisty do aktywisty opozycji demokratycznej działającego w strukturach podziemia. Ja, tak do końca, tego przeskoku nie widzę; moim zdaniem Wałęsa był (i wciąż jest) indywidualistą niejednokrotnie ignorującym zdanie i opinię grupy. Miało to miejsce niezależnie od tego, czy był to rok 1970 i nieodpowiedzialne udanie się bez wiedzy kolegów na negocjacje z milicjantami, czy – a może zwłaszcza - czasy prezydentury, wbrew słynnemu „Ja nie jestem >on<, ja jestem >my<”. Autor, żeby nie było wątpliwości, oczywiście wychwala tę cechę jako wielką zaletę. Jego polemika z Cenckiewiczem i Gontarczykiem jest krótka i nie pozostawiająca wiele pola do dyskusji. Twierdzi, że większość Polaków nie zrozumiała, dlaczego autorzy nie opisali, jak Lech Wałęsa dojrzewał do roli przywódcy robotniczego
podczas ówczesnego strajku, a chodziło im tylko i wyłącznie o pokazanie go jako zasłużonego agenta SB „którym zresztą nigdy nie był”. Vetter ten proces dojrzewania opisuje pochylając się nad wydarzeniami Sierpnia’80. Istotnym i ciekawym źródłem, jakże innym od wcześniejszych, uproszczonych rysów historycznych, jest kalendarium 14-31.08.1980, oparte na obserwacjach autora, obecnego wówczas w Gdańsku. Podobają mi się te osobiste fragmenty. Opisując ówczesne wydarzenia, autor pisze jednak, że Wałęsa "wraz z kobietami” udał się do bramy nr 2, aby zatrzymać rozchodzących się do domu stoczniowców. Z tego, co mówił marszałek Borusewicz, po słynnym „Sprzedaliście nas! Teraz wytłuką nas jak pluskwy!” wykrzyczanym przez Henrykę Krzywonos, Walentynowicz pojechała na bramę nr 1, Osowska na 2, a Pienkowska na 3 – w biografii Wałęsy, jak wspomniałem, okazało się, że to główny bohater, w ich asyście, przy jednej z bram nakłaniał robotników do powrotu. Na chwilę wraca Vetter jeszcze do KOR-u; z jego relacji wynika, że
Komitet w zasadzie sam się założył. Ani słowem nie wspomina bowiem autor o Macierewiczu, Naimskim i Onyszkiewiczu. Wałęsa jest za to zrazu „lokomotywą strajku”, niebawem zaś awansuje do miana „duszy strajku”. Od lokomotywy i duszy przechodzi płynnie u Vettera do „świadomego swej odpowiedzialności, utalentowanego mówcy, zręcznego głównego negocjatora i szczwanego dyskutanta”, by przez następne dziesięć lat stać się „największą nadzieją swojego narodu”. Oto mąż stanu, oto wódz! Zaprawdę, o krok od świętości…

Rozdział kolejny to czas objęty cezurą 31 sierpnia 1980-13 grudnia 1981, okres przełomu, redefinicji pryncypiów i mozolnej nauki korzystania z nowych narzędzi. Vetter opisuje tu zarówno tworzenie struktur „Solidarności”, jak i pierwszy Krajowy Zjazd Delegatów. Określenia, jakimi obdarza przyszłego prezydenta wzbogacają się o orędownika interesów narodowych, ambasadora narodu oraz jego… strażaka. Nakreśla wprowadzenie stanu wojennego oraz internowanie Wałęsy w Arłamowie (tu działacz okazuje się być człowiekiem nieugiętym i zdeterminowanym). Opiewanie jego przenikliwości i szczwaności zakrawa na farsę, kiedy Vetter omawia słynny casus podpisu „kapral Wałęsa” pod listem do gen. Jaruzelskiego. Dziennikarz tak oto tłumaczy to sformułowanie: „niektórzy działacze „Solidarności” uznali to za przejaw podporządkowania i podlizywania się generałowi inni zaś, słusznie, interpretowali ten podpis jako ironiczny”. Otóż, jak wynika z wywiadu z prezydentem Wałęsą, ironii było tu jak na lekarstwo, sam zaś podpis znalazł się
tam, cytuję, „dla dobra sprawy, żeby ułatwić porozumienie”. Vetter wie jednak lepiej, nawet od Wałęsy. W książce znajdziemy informację, jakoby Marek Edelman był w 1983 roku „jedynym żyjącym uczestnikiem powstania w żydowskim getcie w Warszawie” – nie jest to, oczywiście, prawda. Autor opisuje wizytę Jana Pawła II w 1987 roku, kwiestie gospodarcze i socjalne oraz przełom 1988. W części tej najbardziej interesujące są rozważania, dlaczego nie doszło do spotkania Lecha Wałęsy z Willym Brandtem w 1985 roku. Reszta to czarno-biały, encyklopedyczny rys historyczny, zakończony konkluzją, że „Lech Wałęsa pozostawał najwyższym autorytetem „Solidarności” oraz polityczno-społecznego oporu. Nie wykorzystywał on jednak swojej pozycji”. Cały rozdział poświęca Vetter Okrągłemu Stołowi, ograniczając się jednak do przypomnienia programowych narad i wypowiedzi oraz dzieląc opinią,
jakoby obrady te doprowadziły do upadku ZSRR.

d22hjcp

Nowy rozdział w historii Polski potraktowany jest jeszcze bardziej pobieżnie i zdawkowo, niż wydarzenia wcześniejsze. Autor prześlizguje się po tematyce formowania pierwszego postkomunistycznego rządu, opisuje trudności młodej, niedojrzałej i raczkującej demokracji oraz kulisy kolejnych „wojen na górze”. Jeszcze bardziej pobieżnie omawia czas prezydentury Lecha Wałęsy – tutaj nawet on okazuje się dość krytyczny pisząc, że bohater niejednokrotnie posługiwał się brutalnymi metodami uniemożliwiającymi kształtowanie się prawdziwej demokracji parlamentarnej. Jednocześnie nie zapomina dodać, że „prezydentura była ostatnią ofiarą, jaką Wałęsa poniósł dla swojego kraju”, a jego serce biło zawsze dla ludzi prostych. Ponadto, był wzorem dla swoich rodaków, którzy dopiero próbowali odnaleźć się w nowych warunkach.

W roku 1989 powstała „Defilada”, dokument Fidyka o kulcie jednostki w Korei Północnej. Demaskując komunistyczną propagandę ukazał reżyser, do jakiej paranoi może ów kult doprowadzić. Film ten otwiera następująca wypowiedź: „Oto jest pomnik kochanego i szanowanego przez nasz naród wielkiego wodza towarzysza Kim Ir Sena. Na tym pomniku widzimy wielkiego wodza stojącego w otoczeniu ludzi, którzy są bohaterami napisanej przez niego słynnej opery rewolucyjnej…”. Dalej jest jeszcze bardziej przerażająco. Czytając książkę Reinholda Vettera Jak Lech Wałęsa przechytrzył komunistów czułem się tak, jakbym oglądał wspomniany dokument. Wróciła znajoma narracja, znajome figury stylistyczne, propagandowy język żywcem wyjęty z Polskiej Kroniki Filmowej. Proszę zresztą spojrzeć: „Daleko idąca niechęć do systematycznej nauki, opartej na teorii, oraz do książek nie przeszkodziła mu jednak w ciągłym udoskonalaniu różnych przedmiotów i urządzeń, a także w coraz lepszym wypełnianiu codziennych obowiązków. Wynikało to głównie
z chęci pomagania innym”. Vetter próbuje wybielać Wałęsę na siłę, wszystko – włącznie z błędami czy niezręcznościami – tłumacząc sprytną grą prezydenta. Kiedy czytałem tę biografię, oczyma wyobraźni widziałem również pamiętnego Jarząbka Wacława, trenera drugiej klasy, żalącego się do szafy, że oczy bolą patrzeć, jak się przemęcza prezes klubu.

Reinhold Vetter pisze, że po jego książce, kolejne prace niewiele zmienią w zasadniczym obrazie i ocenie życiowych osiągnięć Wałęsy, zbyt wiele faktów jest bowiem powszechnie znanych. Nie wiem tylko, cóż miałaby tu wnieść jego praca, stanowiąca zbiór płytkich, naiwnych i bardzo zerojedynkowych interpretacji dziejów PRL i III RP, połączonych z hagiograficzną laurką wystawioną prezydentowi. Rozumiem doskonale podziw, rozumiem zafascynowanie człowiekiem, który przeszedł drogę od prostego elektryka do laureata Nagrody Nobla, niemniej ciężko egzaltację autora rozpatrywać w kategoriach „obiektywizmu naukowca”, które to sformułowanie pojawia się w tekście reklamującym jego pracę.

Kiedy Korneliusz z Cezarei, pobożny setnik rzymskiej kohorty padł u stóp Piotra Apostoła oddając mu hołd, usłyszał: „Wstań, ja też jestem człowiekiem”. Reinhold Vetter tych słów zapewne nie usłyszy, nigdy nie padną. Jego Piotr wszak już się wypowiedział, mówiąc, że atakowanie go i myślenie o nim źle jest zbrodnią. Autor biografii Jak Lech Wałęsa przechytrzył komunistów zrobił wszystko, by tej zbrodni nie popełnić.

d22hjcp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d22hjcp