Maska, tom 3: Przysięga wierności - recenzja komiksu wyd. Non Stop Comics
"Maska. Przysięga wierności" to ostatnia i zdecydowanie najmocniejsza ze wszystkich odsłon serii, jakie ukazały się nakładem Non Stop Comics. Nawet jeśli nie czytaliście wcześniejszych omnibusów, to i tak warto po nią sięgnąć.
Pierwsze, co rzuca się oczy, to objętość. Przy dwóch poprzednich tomach "Przysięga wierności" wygląda jak chorowity młodszy krewny. Wiecie, taki mały astmatyk z wiecznym zwolnieniem z WF-u. Album liczy bowiem tylko 136 stron i zawiera jedną czterozeszytową miniserię.
Drugie forma. Rysunki Patrika Reynoldsa nijak mają się do cartoonowej kreski Douga Mahnke czy Petera Grossa znanej z poprzednich albumów. W zamian dostajemy realistyczny, brudny styl bardzo daleki od tego, do czego przyzwyczaiła nas seria.
I w końcu trzecie - treść. Jeśli czytaliście poprzednie tomy "Maski", z pewnością pamiętacie, że cykl nigdy nie brał siebie zbyt serio. Oczywiście gdzieś tam mógł pobrzmiewać delikatny kontrkulturowy komentarz, jednak zawsze chodziło o dziką, niczym nieskrępowaną rozwałkę i ciągłe podnoszenie poprzeczki w szokowaniu czytelnika.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
I choć w tym albumie znalazły się chwyty spod znaku "Loony Toons dla dorosłych", to historia autorstwa Christophera Cantwella (m.in. producenta bardzo dobrego "Paper Girls" Amazona) zabiera nas w zupełnie inne rejony. Choć jednocześnie otwarcie i kreatywnie flirtuje z dziedzictwem "Maski".
Cantwell nie tylko wykorzystuje dobrze znane fanom serii postacie, jak Mitch Kellaway czy Kathy Matthews, ale przede wszystkim pięknie ogrywa motyw przewodni serii. Autor stawia bowiem pytanie: skoro maska wydobywa ze swojego żywiciela najskrytsze namiętności i pragnienia, to co się stanie, gdy założy ją polityk ubiegający się o fotel prezydenta USA? Odpowiedź jest przerażająca i wcale nie mam na myśli rzeźni, jaką ponownie rozpętuje Zielony Łeb.
W swojej historii Cantwell i Reynolds pokazują w krzywym zwierciadle stan publicznej debaty oraz polityki USA, acz stawiana przez nich diagnoza jest niestety bardzo uniwersalna. W ich ujęciu pozbawieni kompetencji poznawczych i empatii wyborcy nie chcą słuchać głosu rozsądku, ale populistycznych bajek faszystów w garniturach, którzy zrobią absolutnie wszystko, aby wygrać. Ich Ameryka to nie kraj swobód obywatelskich, a "Ameryka wpierdolu".
- A jakby coś jeszcze było niejasne, zwłaszcza dla wszystkich dysydentów czy dziennikarzy, to każdy niepatriotyczny zdrajca, każdy stękacz i kwękacz, dostanie od nas to, na co zasługuje, czyli wpierdol i pryczę pod celą - mówi zielony kandydat do wiwatującego tłumu, innym razem rzucając: - Z Bogiem i do zobaczenia na Twitterze! I chyba trudniej o lepsze podsumowanie niewesołych czasów, w jakich przyszło nam żyć.
Mimo kilku fabularnych niedociągnięć "Przysięga wierności" to błyskotliwa i zaskakująco ponura lektura, zwłaszcza w kontekście poprzednich albumów. Realistyczne rysunki Patrika Reynoldsa sprawdzają się znakomicie, uwypuklając makabrę i obrzydliwą przemoc, która nagle przestaje być zgrywą i kolejnym gagiem.
Jeśli chodzi o samą edycję, to mimo wspomnianych różnic "Przysięgę wierności" wydano w identycznym kluczu co poprzedzające je omnibusy. Dostajemy więc tę samą szatę graficzną, twardą okładkę, obwolutę i żółtą wyklejkę. Do tego garść okładek i szczypta szkiców. Wygląda to zacnie, zresztą jak wszystko sygnowane przez wydawnictwo.
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o skandalicznych wczasach w pensjonacie "Biały Lotos", załamujemy ręce nad zdradą Henry’ego Cavilla oraz wspominamy największych mięśniaków kina akcji lat 80. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.