Trwa ładowanie...

"Łowcy skór. Tajemnice zbrodni w łódzkim pogotowiu". Medycy czuli się bezkarni. A ofiar mogło być więcej niż tysiąc

To historia tak nieprawdopodobna, że dzisiaj, po ponad 20 latach, wydaje się fikcją. Ale handel makabrycznym towarem naprawdę trwał. Pracownicy pogotowia, tak pazerni, żeby jak najwięcej zarobić na "skórze", posuwali się do ostateczności.

Aferę, która wstrząsnęła Polską w 2002 r., zdemaskowało kilku dziennikarzyAferę, która wstrząsnęła Polską w 2002 r., zdemaskowało kilku dziennikarzyŹródło: Materiały WP, fot: Adobe
diwahjk
diwahjk

- To największa afera wolnej Polski. Systemowa zbrodnia polegająca na tym, że ludzie, którzy mieli ratować życie, w drugim wówczas co do wielkości mieście Polski, przez lata zabijali na masową skalę - mówi o makabrze w łódzkim pogotowiu autor wstrząsającego reportażu, Tomasz Patora.

Słysząc to krótkie wprowadzenie, nawet dziś trudno uwierzyć, że ta historia wydarzyła się naprawdę. Raczej – nie miała prawa się wydarzyć. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Bo jak taki bestialski proceder mógł rozgrywać się w jednym z największych miast w Polsce, w praworządnym kraju?

To wszystko brzmi jak koszmar, który zrodził się w głowie pisarza rozmiłowanego w literaturze grozy. Albo szalonego reżysera, który tworzy jeden po drugim co raz to bardziej makabryczne thrillery. A jednak ten scenariusz napisało samo życie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Protest ratowników medycznych. Gość zdradza zarobki

To historia tak nieprawdopodobna, że właściwie powinna zostać rozebrana na czynniki pierwsze właśnie przez pisarzy, scenarzystów, reżyserów. Bo chociaż od afery minęło ponad 20 lat, wciąż trudno zrozumieć, dlaczego w ogóle się wydarzyła i dlaczego trwała tak długo. Sam autor reportażu "Łowcy skór. Tajemnice zbrodni w łódzkim pogotowiu" dziwi się, dlaczego nie została rozdmuchana medialnie jeszcze bardziej.

diwahjk

Gdyby coś takiego wydarzyło się w Stanach Zjednoczonych, do tej pory powstałby o tym niejeden film, zapewne i dokumentalny, i fabularny. I przynajmniej jeden serial z gatunku "true crime", które w ostatnich latach biją rekordy popularności na platformach streamingowych. A my, jako widzowie, otwieralibyśmy oczy coraz szerzej ze zdumienia, nie dowierzając, że tak zbrodniczy i zarazem wyrachowany plan mógł się zrodzić w jakimkolwiek umyśle.

Tymczasem zrodził się w kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu umysłach, a przestępcza siatka na lata oplotła praktycznie całą Łódź. W efekcie, jak podkreśla w swojej książce Tomasz Patora, tych, którzy stracili życie w wyniku tego procederu, mogły być nawet tysiące. Ale w zasadzie, o co chodzi w aferze "łowców skór"?

Tropienie łowców

Aferę, która wstrząsnęła Polską w 2002 r., zdemaskowało kilku dziennikarzy: Tomasz Patora (ówcześnie pracujący w łódzkiej "Wyborczej", dziś w "Uwadze!" i "Superwizjerze" TVN) i Marcin Stelmasiak (dziś redaktor "Wyborczej") współpracujący z Przemysławem Witkowskim z Radia Łódź - pokazali, jak w Łodzi funkcjonuje system handlu informacjami o zgonach. To jednak był zaledwie wierzchołek góry lodowej.

diwahjk

Zakłady pogrzebowe, konkurując między sobą, korumpowały pracowników pogotowia, by jak najszybciej się dowiedzieć, kto i gdzie zmarł. Cel? Zarobić na nieboszczyku (czyli "skórze"). Skorumpowani lekarze i medycy zaś, napędzani żądzą pieniędzy, regularnie doprowadzali do śmierci pacjentów, by móc na wspomnianej "skórze" zarobić. Jak?

Głównie chodziło o celowe wydłużenie czasu dojazdu do pacjenta (karetka wysyłana była do chorego z najdalszej dzielnicy miasta), nieudzielanie pomocy na miejscu, a w skrajnych przypadkach wstrzykiwanie chorym leków m.in. powodujących wiotczenie mięśni i śmierć w męczarniach.

Medycy czuli się bezkarni. Ba, z reportażu i książki Patory można wywnioskować jedno – zachowywali się wręcz, jakby uważali się za bohaterów gangsterskiego kina. Albo dalej, za samych mafiozów. Swoją działalnością zapracowali na, jakże "wdzięczne" pseudonimy. "Mengele", "Doktor Potasik", "Skórołapka", "Anioł Śmierci" - ich ksywy znali wszyscy w pogotowiu. A autorzy wskazują, że byli tak pazerni, że potrafili się pobić o ampułkę pavulonu. Tymczasem uśmierconych zastrzykiem mogło być ponad tysiąc.

diwahjk

Potworny proceder

Już sam reportaż łódzkich dziennikarzy wstrząsnął krajem. Aferę rozpatrywali także inni dziennikarze śledczy. Zdaniem Patory jednak i tak rzucili na nią niewystarczające światło. Dlatego wrócił do niej ponownie, niemal 20 lat później, wydając książkę na ten temat.

- Po pierwsze, to straszna, wręcz potworna historia, ale jednocześnie niezmiernie ciekawa, pełna nieprawdopodobnych wręcz zwrotów akcji i warto było zebrać ją w jednym miejscu - w książce "Łowcy skór. Tajemnice zbrodni w łódzkim pogotowiu"(…) ta sprawa nie daje mi spokoju, bo moim zdaniem nie została przez nas wszystkich przepracowana i nie odpowiedzieliśmy sobie jako społeczeństwo na pytanie, "dlaczego w łódzkim pogotowiu dochodziło do okropnych zbrodni". Wielu myśli, że sprawa zakończyła się sukcesem, bo za kratki trafiło dwóch łódzkich sanitariuszy za zabójstwa i dwóch lekarzy za nieudzielenie pomocy - mówił w rozmowie z WP.

Doskonała zbrodnia. Z rozmachem

Dziennikarz nie ma wątpliwości też, że tak naprawdę nikt nie odpowiedział za ten proceder. Skazano winnych kilku zabójstw, tymczasem ofiar mogło być więcej niż tysiąc. Zasądzone kary to kropla w morzu.

diwahjk

- Przez trzy lata z apteki łódzkiego pogotowia zniknęło ok. 1250 ampułek leków: zwiotczających mięśnie pavulonu i skoliny oraz chlorku potasu. Wiemy, że zostały z apteki w pogotowiu wykradzione poprzez sfałszowane recepty i nie wykazano ich podania konkretnym pacjentom. Zresztą leki te (zwłaszcza pavulon i chlorek potasu) nie miały w pogotowiu praktycznie żadnego zastosowania, nie były też nikomu potrzebne na czarnym rynku. Jeśli więc zużyto każdą z tych ampułek, to zabitych mogło być ponad tysiąc. To i tak ostrożny szacunek - dodał w rozmowie z Sebastianem Łupakiem.

Wyliczenia Patory mrożą krew w żyłach. Tym bardziej, że cały proceder trwał blisko 10 lat. Autor reportażu podkreśla jednak, że nie wszyscy, przynajmniej bezpośrednio, przyczyniali się do śmierci pacjentów. Proceder obejmował przecież także "tylko" sprzedawanie informacji o czyjejś śmierci - także tej "bez ingerencji" osób trzecich.

diwahjk

- Zabijały na dużą skalę trzy-cztery zespoły karetek, a kilka innych najprawdopodobniej robiło to rzadziej. Ale już korupcyjne informacje o tym, że ktoś właśnie umarł, sprzedawali zakładom pogrzebowym właściwie wszyscy: dyspozytorzy, lekarze, sanitariusze i kierowcy - wyjaśnia.

Przerażająca historia na nowo

Po latach Tomasz Patora dobitnie wskazuje dwa wnioski – ci, którzy dopuszczali się zabijania pacjentów, byli "zwyrodnialcami", wyzutymi z empatii i wyższych uczuć. Opracowali jednak zbrodnię doskonałą - wiedzieli, jakich leków użyć, by nie zostawić żadnych śladów. Dlatego to sprawa wciąż tak bulwersująca i wciąż w dużej mierze nierozwiązana. Dlatego też zdecydował się opowiedzieć tę historię jeszcze raz. Zebrać wszystkie elementy makabrycznej układanki i przedstawić ją na nowo.

Mimo iż nie mieści się w głowie, mimo iż czytanie jej, a tym bardziej słuchanie przyprawia o dreszcze. Szczerze mówiąc - audiobooka do tej książki słucha się z trudem. Trzeba go wręcz sobie dawkować. Nagromadzenie szczegółów i brutalnych opisów niejednokrotnie odstręcza. Ale sam autor już na początku podkreśla - to nie jest lektura, która ma sprawiać przyjemność. Raczej, mówiąc eufemistycznie - dyskomfort. Wzbudza jednak pod jednym względem podziw - pieczołowitość śledztwa Patory nadal robi ogromne wrażenie.

diwahjk

Takiej lektury, szczególnie pod postacią audiobooka, nie da się zapomnieć. Jeśli chcecie zapoznać się z "Tajemnicą zbrodni w łódzkim pogotowiu", znajdziecie ją w Audiotece.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
diwahjk
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
diwahjk