Black Kiss - recenzja komiksu wyd. Planeta Komiksów
"Black Kiss" to bez wątpienia klasyka i cieszy fakt, że ktoś pokusił się o wydanie u nas komiksu Howarda Chaykina. Choć zdecydowanie jest to rzecz dla fanów takich bezeceństw, jak "Water Power", a nie słuchaczy szkółki niedzielnej.
Planeta Komiksów sukcesywnie zapełnia białe plamy na mapie polskiego komiksowa. Dzięki inwencji wydawnictwa dostaliśmy już m.in. "The Boys" czy znakomicie wydanego "Kruka" Jamesa O’Barra. W tym zacnym gronie znalazło się też "Black Kiss" - jeden z największych komiksowych skandali ery Reagana.
Aby zrozumieć fenomen "Black Kiss", musimy cofnąć się do połowy lat 80., kiedy ktoś z DC Comics wpadł na pomysł, aby kategoryzować komiksy ze względu na wiek i ostrzegać na okładce przed nieodpowiednimi treściami. Zakusy naturalnie wzbudziły kontrowersje, a współpracujący z wydawnictwem artyści ogłosili bojkot. Najdalej posunął się uznany rysownik i scenarzysta Howard Chaykin, który nie ograniczył się jedynie do głośnego wyrażania niezadowolenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szok Kulturalny: Komiks erotyczny
Chaykin postanowił pokazać siarczystego "faka" i z premedytacją stworzyć komiks, który przyprawiłby dewotów z DC nawet nie o ból głowy, ale najgorsze koszmary. Tak narodziło się "Black Kiss", miniseria, w której spotykają się noir, porno i horror. Dokładnie w takiej kolejności.
Bohaterami "Black Kiss" są wracający z odwyku muzyk jazzowy, legendarna gwiazda filmowa i jej kochanka, którą od biologicznej kobiety różni jeden, ale za to pokaźnych rozmiarów szczegół. Cała trójka wplątuje się w skomplikowaną i diabelnie niebezpieczną intrygę, w której stawką jest ich życie oraz taśmy wykradzione z watykańskiego archiwum.
"Black Kiss" to na każdym poziomie rzecz przegięta, ostentacyjnie wulgarna, ale równocześnie dowcipna i w pełni samoświadoma (co sugerują m.in. niespodziewana gatunkowa przewrotka i absurdalny finał). Widać, że artyście przez lata związanemu z mainstreamem puściły hamulce, a sprawdzanie wytrzymałości czytelnika sprawia mu czystą frajdę.
Nie bez powodu kolejne zeszyty serii sprzedawano w ochronnych foliach niczym świerszczyki. Chaykin szokuje zarówno na poziomie języka (w polskim tłumaczeniu wspaniale uchwyciła go Maria Lengren), jak i bardzo graficznych ujęć, w których mieszają się seks i bestialska przemoc.
Nie znaczy to, że "Black Kiss" to bezmyślne, pretekstowe porno. Mimo że sposób podania historii, jak i kreacja świata przywodzą na myśl zwyrodniałe kino eksploatacji, to pod względem prowadzenia historii Chaykin nie idzie na łatwiznę.
Narracja "Black Kiss" jest gęsta, dygresyjna i nie daje odbiorcy taryfy ulgowej, wymagając od niego ciągłego skupienia i łączenia kropek (sprawy nie ułatwia m.in. niemal identyczny wygląd głównych bohaterek). Przy tym fabuła jest na tyle wciągająca, że przy całej swej groteskowości i epatowaniu bezeceństwami trudno się od niej oderwać. Choć uczciwie trzeba dodać, że w niektórych momentach nad kilkoma scenami trudno przejść do porządku dziennego.
Na poziomie formalnym "Black Kiss" także nie zawodzi. Czarno-białe, surowe rysunki to przykład solidnego rzemiosła, wizualnie przywodzącego na myśl echa twórczości artystów pokroju Barry'ego Windsora-Smitha, idealnie licujące z charakterem opowieści. Chaykin doskonale operuje światłocieniem i pierwszorzędnie oddaje anatomię swoich bohaterów. Czuć brud, spocone ciała i odór rozkładającej się krwi, która właśnie wsiąkła w wykładzinę.
Planeta Komiksów dołożyła starań, aby "Black Kiss" należycie się prezentował. Komiks wydano w twardej oprawie, a szczególną uwagę zwraca papier - offset o pierońsko grubej gramaturze, na który czarno-białe rysunki Chaykina prezentują się wybornie.
Grzegorz Kłos, Wirtualna Polska
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o horrorach, które bawią, strasząc, wspominamy ekranizacje lektur, które chcielibyśmy zapomnieć, a także spoglądamy na Netfliksowego "Beckhama", bo jak tu na niego nie patrzeć? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.