Angielski przekład "Jadąc do Babadag" Stasiuka zbiera świetne recenzje
Amerykański i angielski przekład Jadąc do Babadag Andrzeja Stasiuka, który w najbliższych dniach ukaże się w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Wielkiej Brytanii, już zbiera świetne recenzje w lokalnej prasie:
Amerykański i angielski przekład Jadąc do Babadag Andrzeja Stasiuka , który w najbliższych dniach ukaże się w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Wielkiej Brytanii, już zbiera świetne recenzje w lokalnej prasie.
Andrzej Stasiuk pisze pięknie, żywo i z mocą. Nie ma co do tego żadnej wątpliwości – pisze w "Star Tribune" Jim Anderson.
Tajemnicza, wspaniała podróż przez Inną Europę. Na pierwszy rzut oka "Jadąc do Babadag" Stasiuka to książka podróżnicza, ale nazwanie jej w ten sposób byłoby dużym uproszczeniem. Oczywiście znajdziemy tu opisy bujnych krajobrazów, opowieści o niezwykłych ludziach spotkanych po drodze, o hojności nieznajomych i o tym, jak plączą się trasy pociągów i autobusów. Jednak ta książka wykracza daleko poza granice swego gatunku. Obejmuje zasięgiem wielkie terytoria: filozofię i historię, literaturę i politykę - twierdzi Jessa Crispin z National Public Radio.
Książkę na rynku amerykańskim opublikowało wydawnictwo Harcourt Brace, brytyjski przekład ukazał się nakładem wydawnictwa Harvill/Secker. Autorem przekładu jest Michael Kandel. Wydanie zostało dofinansowane z Programu Translatorskiego ©POLAND .
* Jadąc do Babadag zostało do tej pory przetłumaczone na 16 języków. To książka o podróży przez zapomnianą Europę. Polska, Słowacja, Węgry, Rumunia, Słowenia, Albania, Mołdawia.* Autor podróżuje przez te kraje samochodem, autostopem, pociągiem. Ale jednocześnie jest to podróż w głąb świadomości mieszkańca tej części Europy, która zawsze była uważana za gorszą, zapóźnioną, prymitywną i zacofaną. Jednak autor ogląda te kraje w sposób pozbawiony kompleksów. Czasami ma się nawet wrażenie, że to jedyne kraje na ziemi, co pozwala uniknąć nudnych i jałowych porównań z Zachodem bądź Wschodem. "Jadąc..." to książka przygodowa i podróżnicza. Nie tylko w sensie geograficznym, ale także – a może przede wszystkim – duchowym.
"To książka, którą da się porównać do słodkiego mołdawskiego wina. Można ją sączyć, słowo po słowie, z uczuciem ciągłego niedosytu. Trzeba delektować się nią powoli, dokładnie, z długimi przerwami między jednym a drugim zanurzeniem" - pisała dla WP Monika Bartys , a Joanna Pachla dodawała :
"Czasem [Stasiuk] przystaje przy płocie, żeby z sobieskim super lightem w gębie prawić o dyktaturze, innym razem podgląda kobiety nabierające wodę ze studni. Kontempluje błyszczące w słońcu karoserie starych aut, drepczące kozy, ceny skupu karpia i suma.* Zachwyca go zarówno rozgardiasz podwórek, jak i uosabiająca martwotę i monotonię śmiałości jednocześnie latarnia morska. Jeśli przystaje, to nie po to, by zgłębiać historie monastyrów czy opactw*".
[GW]