Adwokat i pisarka. Nigdy nie ujawni swojej twarzy. "Klienci mogliby mieć obawy, że opiszę ich sprawę"
Jest czynnym adwokatem. Nadała sobie pseudonim Paulina Świst, by móc pisać kryminały o silnym zabarwieniu erotycznym. Taka jest jej ostatnia "Karuzela". Nam opowiada o kulisach pracy i dlaczego nigdy nie zdradzi, kim naprawdę jest.
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Cieszę się, że jesteś kobietą a nie, jak głoszą plotki, Remigiuszem Mrozem.
Paulina Świst: Powiem ci, że kiedyś bałam się wywiadów telefonicznych. Ale teraz przynajmniej wiadomo, że jestem kobietą i już mnie nikt o bycie Remigiuszem Mrozem nie posądzi.
W sieci są jeszcze komentarze, że Paulina Świst to na pewno Mróz i to on pisał "Prokuratora". Tylko sceny erotyczne nie pasowały autorom wpisów do Mroza.
Bawi mnie to od samego początku. Na targach książki w Warszawie zrobiłam jakiś czas temu taki numer. Poczekałam do końca kolejki do Mroza, wzięłam książkę i poprosiłam o autograf. Zapytałam go – jako ja, nie pod pseudonimem – czy jest Pauliną Świst. "Nie. Nie mam pojęcia, kto nią jest" – odpowiedział wtedy. Poprosiłam o dedykację dla Pauliny. Później wysłałam mu – już jako Świst –zdjęcie tej dedykacji.
Zobacz też: Prolog: Mariusz Szczygieł o historiach z nowej książki
To, że piszesz pod pseudonimem, to tylko marketingowy chwyt?
Nie. Gdy na początku rozmawiałam z wydawnictwem, kwestia posługiwania się przeze mnie pseudonimem była dość sporna. Upierałam się przy pseudonimie, a wydawnictwo chciało widzieć mnie na spotkaniach z czytelnikami, bo jestem bardzo otwartą i energiczną osobą. Ale postawiłam warunek.
Jestem czynnym adwokatem. Choć wszyscy wiemy, że to, co piszę, to czysta fikcja, to część ludzi mogłaby mieć wątpliwości, czy jestem profesjonalistką. Klienci mogliby mieć obawy, że może opiszę ich sprawę w którejś z książek. A to w ogóle nie wchodzi w grę! Ludzie zwierzają mi się z bardzo osobistych spraw i nie mogą mieć nawet cienia wątpliwości, że to wywlekę.
A druga sprawa: nikt na początku nie spodziewał się, że moja pierwsza książka się sprzeda. Ten pseudonim był moim minusem. Wniosek był taki, że będzie mi trudniej promować książki.
Chyba rozumiem twojego wydawcę. Zaskakujesz temperamentem. A można się spodziewać, że jak prawniczka, to stonowana, powściągliwa...
To nie ja! Mnie jest wszędzie pełno. W ogóle pokutuje taki obraz prawnika pewnego siebie, wyrachowanego. Być może takie zachowanie sprawdza się, gdy klientami są potężne korporacje. Ja mam klientów karnych, rozwodowych. I takie zachowanie nie działa we współpracy z nimi. Klient musi mi powiedzieć wszystko. Musi czuć, że jestem po jego stronie. Może okłamać mamę, żonę, męża, może nawet księdza na spowiedzi. Ale jak okłamie mnie i to wyjdzie na sali sądowej, to może stracić wszystko.
Wspominałaś, że masz klientów karnych. Jakie to mniej więcej są sprawy?
Znajomi żartują, że "mam same mafie". Jest ich trochę, ale zajmuję się też innymi przypadkami. Jazda pod wpływem alkoholu, dozór elektroniczny, warunkowe przedterminowe zwolnienia. Występuję też pod drugiej stronie, czyli jako oskarżyciel posiłkowy, pełnomocnik pokrzywdzonego w procesie karnym. Mam dwie sprawy dotyczące gwałtu, gdzie jestem po stronie ofiary. Sprawy karne to moja specjalizacja. To jedyna część naszego sądownictwa, która przypomina amerykańskie filmy. Można kogoś jednym pytaniem zapędzić w kozi róg.
Sprawy karne są chyba też bardziej inspirujące w pracy pisarza?
Zdecydowanie, ale ja ich nie wykorzystuję przy pisaniu książek. Czasem przy danej sprawie zastanawiam się, co by się stało, gdyby ktoś postąpił inaczej. I taką historię już mogę wrzucić do książki. Mnie interesuje coś jeszcze. Przestępcy opisywani w książkach, czy nawet ci pokazywani w serwisach informacyjnych, przedstawiani są z jednej strony. A ja widzę więcej: ich życie prywatne, ich żony, dzieci.
Jak w najnowszej "Karuzeli". Główni bohaterowie – Ola i Piotr – to przestępcy finansowi, ale pokazujesz ich motywy, życie prywatne. Trudno ich… nie polubić.
Chciałam pokazać, że może być inaczej. Moi bohaterowie, adwokaci, nie od razu dołączają do kryminalnego światka. Ale kuszą ich wielkie pieniądze. I domyślam się, że tak mogłoby się stać w prawdziwym życiu, w moim środowisku. Gdy byłam aplikantką, przyjeżdżałam do pracy 17-letnim samochodem. A klient na przesłuchania podjeżdżał nowiutkim porsche i komentował: "Widzi pani, po co się pani tyle uczyła?". Mnie to bawiło, bo nie przywiązuję wagi do takich rzeczy. Ale niektórych to bardzo kłuje i ja chciałam na tym się oprzeć.
Bohaterowie "Karuzeli" działają w mafii vatowskiej. Kradną setki milionów złotych. Wyłudzenia VAT to ostatnio bardzo gorący temat.
Ja tzw. vatówki prowadzę od wielu lat. Jedyną zmienną był towar, którym handlowano. Temat istnieje od dawna, ale nie było o tym tak głośno w mediach. Gdy wymyśliłam historię do "Karuzeli", w serwisach informacyjnych praktycznie nie mówiło się o wyłudzeniach VAT. Ale w trakcie pisania wszystko się zmieniło. Pomyślałam wtedy: "Oj, weszłaś dziewczyno na grząski grunt". Akcja się już toczyła.
Opowiedz, na czym polegają karuzele finansowe.
Trzeba się cofnąć do lat 90. Gdy tworzono przepisy wewnątrzwspólnotowe, ktoś wpadł na rozsądny pomysł, że VAT przy transakcjach powinien być zwracany. Parę osób szybko wpadło, że takie przepisy można wykorzystywać na swoją korzyść. Karuzele działają w prosty sposób. W papierach mamy zapisane, że sprowadzamy towar z zagranicy. Jest "obracany" między różnymi firmami, a jedną z nich jest tzw. znikający podatnik. Ta firma znika, nie odprowadziwszy podatku. Towar znów trafia za granicę i ktoś występuje o zwrot należnego podatku.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby każdy po kolei płacił państwu podatek.
Ale mamy jedno ogniwo – znikającego podatnika – który tego nie robi. W ten sposób tworzą się oszustwa warte miliony złotych. To jest tak proste, a jednocześnie tak trudne do zidentyfikowania, że nie dziwię się, że przestępstwo to było jeszcze do niedawna bardzo częste. Nie opiszę ci dokładnie mechanizmów działających w karuzelach, bo ja wkraczam do akcji dopiero, gdy całe przestępstwo się "wysypie".
Celowo prym w książce wiedzie kobieta? W ukazywaniu światka przestępczego raczej rzadko stawia się na kobiety.
Nie chcę zabrzmieć antyfeministycznie, ale prawda jest taka, że to nie jest kobieca działka. Wynika to z tego, że karuzele finansowe to ogromne ryzyko i ci, którzy się w nie pakują, mają już "odpowiednie zaplecze". To ludzie, którzy wcześniej popełniali przestępstwa. Olę musiałam zrobić prawniczką, bo bez tego nie miałaby szans dołączyć do karuzeli. I bez Piotrka, który właściwie wciąga ją w przestępstwo. To nie jest kobiecy biznes.
Patrząc na to prawdziwe życie, to bym się nie zgodziła. Jakiś czas temu dwie urzędniczki skarbowe z Sosnowca założyły grupę przestępczą i wyłudzały VAT.
Ale miały mężczyznę do spółki. Tak to bywa. Prawda jest taka, widziałam to wielokrotnie, że kobiety w grupach przestępczych okrucieństwem przebijają mężczyzn. Żeby zyskać szacunek, musiały nie raz się wykazać. Wiecznie muszą coś udowadniać. Nie pamiętam, jak to teraz wygląda, ale gdy byłam na studiach, w Polsce kobiet skazanych na dożywocie było 4 albo 5.
Przestępcy cię ciekawią?
Zawsze mnie fascynowali, bo ja te osoby poznaję już w areszcie. Grozi im 15-20 lat pozbawienia wolności. To są często osoby w moim wieku, może trochę starsze. Patrzę sobie na 35-letniego faceta, który gdy wyjdzie na wolność, będzie miał 50 lat. I muszę się dowiedzieć, co go skłoniło do popełnienia przestępstwa. W tym sensie to jest dla mnie fascynujące. Rozumiem chęć wzbogacenia się itp. Ale w obliczu tak ogromnego ryzyka? Dać się zamknąć na 15 lat?
Bardzo często muszę odwiedzać klientów w więzieniach. Po wyjściu zawsze biorę głęboki oddech. Jestem tam krótko, ale to daje jakiś przedsmak tego, co mogłoby być, gdybym sama wylądowała w więzieniu na lata. Teraz już rozumiem, że większość moich klientów nigdy nie brała pod uwagę tego, że trafią za kratki. Liczyli na sukces.
Z jakimi przestępcami stykałaś się w swojej pracy?
Byli psychopaci – ich kwintesencją był Szary w "Prokuratorze". To osoby, które nie mają żadnej empatii, nigdy w swoim mniemaniu nie zawiniły. Zawsze są niezadowolone z pracy adwokata, więc staram się unikać prowadzenia takich spraw. Byli "chłopcy, którzy wybili szybę", czyli samozwańczy gangsterzy z osiedla odziani w dresy i łańcuchy. Gdy trafiają do aresztu, przeważnie mają łzy w oczach, bo nie tak wyobrażali sobie swoje życie. I trzeci typ przestępcy, najpowszechniejszy: biznesmeni, jak Piotrek w "Karuzeli". Dobrze przygotowani, unikający konfrontacji, eleganccy.
Z psychopatami jest najtrudniej?
Psychopaci lubią wykorzystywać najdrobniejsze słabości. W kancelarii nie mam ani jednego prywatnego zdjęcia. Mam wokół siebie jak najmniej rzeczy osobistych, bo taki klient potrafi wszystko wykorzystać na swoją korzyść, by manipulować. Trzeba pamiętać, że te osoby w celi bardzo się nudzą. A to inteligentni ludzie. Mają godziny, by myśleć o tym, jak uprzykrzyć ludziom życie. A że do prokuratora i sędziego nie mają dostępu, do uprzykrzają życie swojemu obrońcy z urzędu.
Czytałam recenzje internautów i zwracają uwagę, że w "Karuzeli" korzystasz z brutalnego języka.
Wiem, że czasem przeginam z językiem, ale chcę przedstawić sytuację jak najbardziej realnie. My na co dzień nie używamy języka literackiego. Taka historia: były przesłanki, że klient dostanie odroczenie kary. Kara była niewielka, pan miał rodzinę na utrzymaniu. Przez rok zdążył zabezpieczyć ich finansowo na wypadek, gdyby poszedł siedzieć. Wszystko było dobrze, ale nie mogłam doprosić się, żeby pan przesłał mi niezbędne w sprawie dokumenty. Pisałam, prosiłam i nic. Dwa dni przed terminem zadzwoniłam w końcu do niego i powiedziałam, że może donieść te dokumenty i za dwa dni, ale niech od razu weźmie ze sobą szczoteczkę i zapasowe bokserki, bo pójdzie k.... siedzieć. Za 15 minut miałam papiery na stole. Czasem trzeba ostro, bo inaczej nie dociera. Taki zawód.
Skoro jesteśmy przy tym, jak odwzorowujesz prawdziwy świat prawników... Ola i Piotr w "Karuzeli" mają problemy z używkami.
Znam wielu adwokatów, którzy piją. Pamiętam, jak podczas aplikacji starsi prawnicy opowiadali, że przed laty to w kancelarii do obiadu wypijało się setkę. Teraz to tak nie wygląda, ale po takiej pracy trzeba się wyluzować. Wrzucić wszystkich do jednego wora nie można, bo znam adwokatów, którzy alkoholu nie tkną, mają małe dzieci i nie piją. Ale używki w naszym środowisku są. Myślę, że to może wynikać z tego, że jeśli jakiś prawnik ma problemy, nie radzi sobie, to prędzej wybierze używki niż terapeutę.
Narkotyki?
Są nielegalne. Palcem bym nikogo nie wskazała. Zdarza się, że prawnicy biorą.
Spodziewałaś się, że twój brutalny prawniczy świat z książek tak wciągnie czytelników?
Nigdy. Nawet zanim do mnie zadzwoniłaś, myślałam sobie, jak to wszystko jest nieprawdopodobne. Wszyscy byliśmy w szoku, że książki tak się sprzedawały: ja, moi bliscy, osoby z wydawnictwa. Kiedyś trafiłam na zestawienie najchętniej kupowanych książek w Polsce. Tam pisali, że 10 tys. sprzedanych egzemplarzy to bestseller. Pomyślałam, że byłoby fajnie kiedyś coś takiego osiągnąć. A potem skarciłam się w myślach za te słowa. "Ale jesteś arogancka".
Zaraz, zaraz. Któraś z twoich książek sprzedała się w nakładzie 80 tys. egzemplarzy, prawda?
"Prokurator" przebił setkę. Dla mnie to jest dalej szok. Niesamowite zaskoczenie. Czasem dziennikarze pytają o "receptę na sukces". Ja jej nie znam. Po prostu lepiej się niczym nie przejmować, być wiarygodnym.
Z tych 100 tys. osób ktoś się już zorientował, kim naprawdę jest Paulina Świst?
Tak, tak wyszło. Gdy pisałam "Prokuratora", to naprawdę myślałam, że kupi go może z 5 tys. osób i przejdzie bez echa. I zadzwonił do mnie jeden z kolegów. Mówił wprost: "Ty jesteś Świstem". "Zwariowałeś? Kto to jest?" – odpowiedziałam. Tyle że zacytowałam w książce jego słowa ze spotkania, na którym byliśmy sami. Przed nim już nie mogłam się ukrywać. On wie, rodzina, paru znajomych prawników się domyśla.
Nie korciło cię, żeby się ujawnić?
Czytelników mam takich, że nie czuję presji, by się ujawnić. Polubili Śwista, przyzwyczaili się, że swojej twarzy nie pokazuję. Nie mam parcia na szkło. Co więcej, jak sobie pomyślę o tym, że byłabym "rozpoznawalna" na ulicy, to mi w ogóle nie jest do śmiechu. Cieszę się ze swojej anonimowości. Cieszę się, że mogę jedną nogą wejść do światka ludzi popularnych dzięki udzielaniu wywiadów itd. Na swój zawód pracowałam bardzo długo i nie chciałabym tego zniszczyć.
Piszesz coś teraz?
Zaczęłam. Kontynuacja przygód Oli i Piotrka też będzie, bo historia jeszcze się nie skończyła. Ale wszystko w swoim czasie.
I przesłuchania w sprawie oszustw vatowskich też się jeszcze ciągną...
Karuzela musi się kręcić. W miejsce zdemaskowanych przestępców pojawia się zawsze 5 nowych, młodych wilków.
"Karuzela" trafiła do księgarni nakładem wydawnictwa Akurat