Trwa ładowanie...

Remigiusz Mróz napisał książkę... o pisaniu książek. O jeden krok za daleko

Trudno nie być pod wrażeniem pisarskich zdolności Remigiusza Mroza. A właściwie tempa, w jakim wyrzuca z siebie kolejne historie. Stachanowiec z kraju nad Wisłą. Jego najnowsza książka przypomina jednak miejscami to, co serwowała ostatnio Magdalena Ogórek.

Remigiusz Mróz napisał książkę... o pisaniu książek. O jeden krok za dalekoŹródło: East News
d37l41h
d37l41h

Można mieć wrażenie, że gdy tylko zamknęliśmy oczy na jedną minutę, Mróz zdążył napisać i wydać kolejną książkę. 31 października do księgarni trafiła "Władza absolutna". Najnowsza publikacja to "O pisaniu. Na chłodno".

Tym razem Mróz napisał książkę o tym, jak pisze książki. Więc drugi raz przecieraliśmy oczy, gdy już na samym początku pisarz-stachanowiec zaznaczył:
"Po pierwsze, moje życie nie różni się od życia kogokolwiek innego i nigdy się nie różniło. Wiem, że w takich materiałach chodzi o stworzenie jakiejś zmitologizowanej wersji człowieka, która okaże się atrakcyjna dla odbiorców – a ja poznałem już tyle barwnych teorii na swój temat, że niepotrzebna mi kolejna".

A potem jest już tylko gorzej.

Za górami, za lasami…

Mrozowi nie można odmówić świetnego warsztatu. W końcu nie bez powodu jego książki sprzedają się w milionowych nakładach i nie jest to wyolbrzymienie. Pół Polski czyta historie, które wychodzą spod jego palców, co daje mu przez większą część roku miejsce na szczycie najchętniej czytanych autorów.

d37l41h

Tu ma nasz szacunek. W kraju, w którym co roku pokazuje się dramatyczne raporty o stanie czytelnictwa, jego książki sprzedają się jak świeże bułeczki. Wokół Mroza w sieci toczyły się swego czasu gorące dyskusje. Pytanie: "czy to możliwe, żeby ktoś wydawał co dwa miesiące książkę?" – powtarzało się wielokrotnie i trudno się dziwić. Jak sam zresztą zauważył: pojawiło się wiele barwnych teorii.

Wygląda niestety na to, że Mróz zachłysnął się jednak popularnością i sam stał się współtwórcą legend na swój temat. Bo "O pisaniu" wcale nie brzmi jak poradnik dla przyszłych pisarzy, którym ma prawo doradzić. Brzmi za to jak hagiografia. A równie barwne, co teorie na temat jego warsztatu, są wspomnienia z jego młodości. To boleśnie przypomina nam fantazyjne opisy tworzone swego czasu przez Magdalenę Ogórek w słynnej już w sieci "Liście Wachtera".

Tosty z syropem klonowym w przypadku Mroza zastępują okruszki bułki spadające na pożółkłe strony "Dzieci z Bullerbyn".
Snuje opowieść o początkach swego życia: "Pierwszą książką, którą przeczytałem samodzielnie, była chyba opowieść Marii Kownackiej o znanym wszystkim ludziku z plasteliny. Nie pamiętam z tamtej lektury absolutnie nic, więc chyba nie dostarczyła mi większych wrażeń".

East News
Źródło: East News

A dalej: "Mam za to doskonałe wspomnienia z czytania innej, chyba kolejnej, do której sam się zabrałem. Były to 'Dzieci z Bullerbyn' Astrid Lindgren. Fabułę wprawdzie po latach pamiętam dość mętnie, ale wszystko inne jest wyraźne jak błyskawica na nocnym niebie. Pamiętam uczucia, które mi towarzyszyły, miejsca, w których czytałem – pamiętam nawet okruchy bułki na żółtawych kartkach i zapach farby drukarskiej".

d37l41h

Chwilę później dowiadujemy się, że "wszystko to jednak wpisywało się w mniej więcej zwyczajne dzieciństwo". - Codziennie kopałem piłkę na boisku, ze znajomymi budowaliśmy forty w plenerze, kijków używaliśmy w charakterze mieczy świetlnych i tak dalej. Codziennie biegałem ze szkoły do domu, by zdążyć na piętnastą trzydzieści i zobaczyć kolejny odcinek Star Treka – opowiada Mróz, który – przypomnijmy – ma tylko 31, a nie 91 lat.

Mróz sam siebie stworzył jako literackiego bohatera. Ci muszą być wyraziści, więc Mróz bodaj pierwszy raz opowiada o swojej rodzinie. A w szczególności o dwóch kobietach: mamie i cioci. Ta pierwsza pracowała całymi dniami - 24 godziny dyżuru, potem 8 godzin w przychodni; wracała i czytała mu książki.

Opowiada, że miał 3 latka, kiedy mama zabrała go od ojca.
- Pewnej nocy mama spakowała moje rzeczy, obudziła mnie, a potem ni mniej, ni więcej, uciekliśmy od ojca. To, co doprowadziło do tej sytuacji, pamiętam na zasadzie wspomnień z wózka. Nie lubię do tego wracać, choć właśnie na bazie tamtych zdarzeń napisałem "Nieodnalezioną" – wspomina.

d37l41h

Drugą kobietą była ciocia Walentyna Szczombrowska. Mróz opisuje, że jej matka została skazana przez Sowietów na karę śmierci, ona sama przeżyła piekło wojny. To ona była jednym z pierwszych recenzentów twórczości Remigiusza.

- Kiedy liczba prenumeratorów VV [Vice Versa, internetowy magazyn Mroza – przyp. red.] przekroczyła setkę, czułem tylko namiastkę tego, co uderzyło we mnie, kiedy zobaczyłem, jak Ciocia ociera policzek, a potem bez słowa zaczyna czytać kolejne wiersze – opowiada.

Pewnego upalnego dnia…

To, co absolutnie nas jednak powaliło, to opowieść o tym, jak młody Mróz po raz pierwszy zmienił swoje życie i zatopił się w świecie literatury. A zaczęło się od rozwalonego komputera…

d37l41h

- Pech lub szczęście chciały, że pewnego upalnego dnia monitor mojego peceta wyzionął ducha. Na nic zdały się błagania i starania, by kineskop odżył, więc ostatecznie wziąłem go pod pachę i przeszedłszy przez plac Daszyńskiego (przy którym mieszkałem), zostawiłem nieboraka w sklepie komputerowym – czytamy.

Werdykt serwisantów? Miał czekać tydzień na brakujące części. Tydzień bez komputera.

- Wyszedłem ze sklepu niespecjalnie zadowolony rozwojem wypadków i wróciłem do domu. Usiadłem oczywiście przed biurkiem, bo był to odruch tak naturalny, jak włączanie światła, kiedy nocą zabraknie prądu. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że jestem w kropce. Ani nie pogram, ani nie popiszę, ani nie posłucham muzyki, ani nie obejrzę chałupniczo zdobytego odcinka Star Treka, zripowanego z niemieckiej telewizji z wgranymi na stałe węgierskimi napisami – snuje opowieść.

East News
Źródło: East News

Dalej robi się jeszcze bardziej patetycznie: - Był ranek, wyjście na piwo nie wchodziło w grę. Znajomi rozjechali się na wakacje, a w telewizji mogłem trafić co najwyżej na programy, po których zwątpię w jakikolwiek urok popkultury.

d37l41h

Mniej więcej w tym tonie dobijamy do… połowy książki nomen omen o pisaniu. Ten dość fantazyjny i rozbudowany opis "o mnie" jest raptem tylko wstępem do sedna problemu: jak pisać, żeby pisać tak, jak pisze Mróz. I książkę za książką wydawać.

Rytm jak w chińskiej korporacji

I tak gdzieś tam w połowie majaczą porady dla pisarzy, które rzeczywiście mogą się przydać. Mróz to fenomen na rynku – udało mu się przebić i wykorzystuje swoje pięć minut. W książce zdradza, jaki jest jego system na życie.

Pisze się, że jest stachanowcem, a to, co napisał, tylko to potwierdza.

d37l41h

- Wstawałem przed ósmą, szybko jadłem śniadanie i maksymalnie o 9 byłem gotowy do roboty. Pisałem do czternastej, bo wtedy Dagmara kończyła pracę – dawało mi to bite pięć godzin pracy twórczej, po których nawet największy cyborg jest wypompowany – wylicza.

Po tym czasie idzie pobiegać. Dzienny limit musiał ustalić na 18 kilometrów, bo schodziło mu na tym za długo.

- Po biegu domowa pizza, odcinek seriali i z powrotem do pisania. Pracowałem codziennie do dwudziestej trzeciej trzydzieści, a potem siadałem z dobrą książką i zupełnie się wyłączałem. Chodziłem spać o pierwszej trzydzieści, a rankiem powtarzałem ten cykl – dokłada do wyliczanki.

Ove Løgmansbø czyli Remigiusz Mróz Archiwum prywatne
Ove Løgmansbø czyli Remigiusz Mróz Źródło: Archiwum prywatne

I na tym nie kończy, bo: - Moja norma miała więc przede wszystkim wymiar godzinowy, ale nie tylko – zakładałem bowiem, że w pierwszej turze, tej do czternastej, piszę minimum dziesięć stron. Jeśli udawało mi się osiągnąć ten pułap wcześniej, kończyłem wcześniej. Norma tury wieczornej zakładała zaś około pięciu stron.

Choć pisze w czasie przeszłym (jak to w rasowych biografiach bywa), to przyznaje, że i teraz tak wygląda jego styl życia. Nawet nie mieliśmy wątpliwości.

„O pisaniu. Na chłodno” to poetycki opis życia i twórczości Remigiusza Mroza. Już samo to zdanie zakrawa o pomstę do nieba, bo brzmi tak, jakbyśmy pisali o wiekowym twórcy. Po latach mistrz siada, by napisać swoje ostatnie dzieło i podzielić się z fanami, co przeszedł i jak doszedł do sukcesu…

Dlatego dziwi jak nic innego, że autor zdecydował się na taki krok. O jeden za daleko. To nie jest czas na biografię, ani nawet na poradniki. Jeszcze o dużo za wcześnie. I dziwi jeszcze jedna rzecz. Mróz zaznacza w książce, że otrzymał już wiele propozycji prowadzenia programów telewizyjnych, były też oferty udziału w reality-show (typu Agent itd.). Nie skorzystał i pochwalił swoich agentów, którzy go do tego nie namawiali. Nikt jednak – na chłodno – nie powstrzymał go od napisania tej książki. A szkoda, bo nic na niej nie zyskuje, tylko tworzy wokół siebie kolejne mity i legendy. Pora zejść na ziemię.

d37l41h
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d37l41h