Na głodzie: Był uzależniony od metamfetaminy. "Rodzeństwo przyglądało się, jak zabierali mnie w kajdankach"
- Kiedy mój 7-letni brat próbował wyrwać mnie z rąk uzbrojonych policjantów, krzyknęli do niego, żeby się "wycofał". Drobne ciało chłopca osunęło się na asfalt i wstrząsnął nim spazm płaczu, szlochał, z trudem łapiąc oddech - wspomina Nic Sheff w swojej książce "Na głodzie". Publikujemy fragment.
W liceum paliłem tylko trawkę, no może w weekendy brałem trochę kwasu i grzybków. Trawkę paliłem codziennie. Miałem siedemnaście lat, zostałem przyjęty na prestiżowe uniwersytety w całym kraju i pomyślałem sobie, że należy mi się trochę rozrywki. Ciężko pracowałem przez ostatnie trzy i pół roku. Jasne, że kiedy byłem młodszy, pojawiały się pewne problemy z paleniem marihuany i piciem nadmiernej ilości alkoholu, ale wtedy już to wszystko miałem za sobą.
Byłem bystry. Należałem do drużyny pływackiej. Mój artykuł opublikowano w "Newsweeku". Byłem wspaniałym starszym bratem. Świetnie dogadywałem się z tatą i macochą. Kochałem ich. Należeli do grona moich najlepszych przyjaciół. Wobec tego po prostu zacząłem palić trawkę, bo cóż takiego mogło mi się stać? Cholera, przecież mój tata palił kiedyś trawkę. Prawie wszyscy w rodzinie ją palili. Podobnie jak nasi znajomi – było to powszechnie akceptowane. Z metamfetaminą było inaczej. W liceum robiłem skręty i paliłem je w samochodzie, jadąc do szkoły. Podczas każdej przerwy jechałem dokądś autem, żeby sobie zajarać.
Docieraliśmy na wzgórza Marin County, braliśmy kwas i jedliśmy grzybki, chodziliśmy po wyschniętej trawie, wśród przerośniętych cyprysów, chichocząc i bełkocząc coś niezrozumiale. Prawie zawsze traciłem przytomność, więc nie pamiętałem prawie nic z tego, co się wydarzyło. Nie, nie było to normalne.
Kiedy miałem jedenaście lat, moja rodzina pojechała na snowboard do South Lake Tahoe. Pewnego dnia po kolacji zakradliśmy się z moim kumplem do barku. Nalaliśmy sobie do szklanki troszeczkę alkoholu z każdej butelki, napełniając ją prawie do trzech czwartych wysokości różnokolorowymi, pachnącymi słodko płynami. Koniecznie chciałem się dowiedzieć, jakie to uczucie upić się do nieprzytomności. Smak był ohydny. Kumpel skosztował i przestał, nie był w stanie wypić więcej. Problem w tym, że ja nie byłem w stanie przestać.
Spróbowałem odrobinę, a później po prostu musiałem wypić więcej, aż osuszyłem całą szklankę do dna. Nie jestem pewien, dlaczego tak zrobiłem. Zmuszało mnie do tego coś, czego nie potrafiłem nazwać i wciąż tego nie rozumiem. Niektórzy twierdzą, że to geny.
Mój dziadek zapił się na śmierć, zanim się urodziłem. Mówią mi, że jestem do niego podobny bardziej niż ktokolwiek inny – pociągła twarz z oczami, które kształtem przypominają kapiące krople wody. W każdym razie tamtej nocy zwracałem bez przerwy przez godzinę, po czym zemdlałem na podłodze w łazience. Obudziłem się, nie pamiętając prawie nic z tego, co zrobiłem. Wymiociny wokół usprawiedliwiłem zatruciem pokarmowym.
Mimo to byłem przerażony i sporo czasu upłynęło, zanim upiłem się w ten sposób. Wróciłem natomiast do palenia trawki.
Kiedy miałem dwanaście lat, robiłem to codziennie – podczas przerwy wymykałem się w krzaki. W szkole średniej kontynuowałem ten zwyczaj. Wtedy jeszcze nie łączyły nas z Lauren bliskie relacje. Kiedy później usłyszałem, że wysłano ją na odwyk za przedawkowanie kokainy i ciężką bulimię, chyba nie byłem tym zbyt zaskoczony. Oboje byliśmy naprawdę skrzywieni i miałem na swoim koncie randki, no cóż, z niezbyt zrównoważonymi emocjonalnie dziewczynami. Pamiętam, że wstydziłem się przyprowadzić ją do domu, nie chciałem, żeby moi rodzice ją poznali.
Pierwszego kwietnia, zaledwie dwa dni temu, minęło dokładnie osiemnaście miesięcy, odkąd jestem trzeźwy. Zrobiłem ogromne postępy. Moje życie nagle zaczęło działać jak należy, wiecie? Miałem stałą pracę w ośrodku odwykowym w Malibu. Odzyskałem wszystko to, co straciłem – samochód, mieszkanie, relację z rodziną. Wydaje się, że po pobytach w niezliczonych ośrodkach odwykowych i ośrodkach trzeźwości, w końcu udało mi się pokonać uzależnienie od narkotyków.
Zobacz też: Stracili syna. Chcą ostrzec innych rodziców
A jednak teraz stałem tam, na Haight Street, upity rosyjską wódką i naćpany ambienem, który ukradłem z gabinetu lekarskiego w ośrodku. Szczerze mówiąc, byłem równie zaskoczony swoim postępowaniem, jak reszta. Tego ranka, kiedy wróciłem do nałogu, nie miałem pojęcia, że mam zamiar to zrobić. Bynajmniej nie chodzi o to, że nie było żadnych niepokojących sygnałów.
Rzadko chodziłem na mityngi, a kiedy już na nie docierałem, w myślach przekonywałem sam siebie, jak bardzo jestem lepszy od innych, albo o ile jestem od nich gorszy – w zależności od nastroju. Przestałem ćwiczyć oraz brać leki psychotropowe, które kazali mi zażywać – mieszankę stabilizatorów nastroju i leków przeciwdepresyjnych. Zacząłem znowu jarać. A do tego wszystkiego doszła jeszcze Zelda.
Zelda była kobietą, w której, jak mi się wydawało, szaleńczo się zakochałem. Starsza ode mnie o czternaście lat, cóż, była zaręczona z innym mężczyzną, bogatym agentem nieruchomości o imieniu Mike. Kiedy zacząłem z nią sypiać, próbowałem usprawiedliwiać się przed samym sobą. Uznałem, że to jej decyzja, nie robię niczego złego, że to tylko zabawa, bla, bla, bla. W zasadzie sądziłem, że dam sobie z tym radę. To znaczy myślałem, że potrafię zachować emocjonalny dystans. Myliłem się.
Uosabiała wszystko to, co, jak wtedy sądziłem, uczyniłoby moje życie doskonałym. Żona sławnego aktora, sama aktorka, dorastająca w Los Angeles, wychowywana przez sławnego wujka, który też był związany z przemysłem filmowym. W LA chyba wszyscy ją znali. Taka celebrytka, rozumiecie? Bycie z nią stało się moją obsesją.
W rezultacie jednak nie tylko nie rzuciła dla mnie swojego faceta, ale i zaszła z nim w ciążę. Byłem zdruzgotany. Nie mogłem sobie z tym poradzić. W związku z tym wróciłem do nałogu.
Gdy dorastałem, bez przerwy powtarzano mi, żebym nie brał heroiny. Wszędzie wokół mnie widziałem ostrzeżenia i byłem pewien, że jeśli wezmę heroinę, to się uzależnię. Nigdy nikt nie wspominał mi o metamfetaminie. Brałem trochę kokainy, LSD, jeden pies – mogłem to wziąć albo dać sobie spokój. Jednak tamtego dnia, wcześnie rano, kiedy wciągnąłem do nosa pokruszone, białawe kawałki z końca niebieskiej, uciętej plastikowej słomki, mój świat całkowicie się zmienił.
Czułem, jakbym odnalazł, o Boże, coś, czego mi przez całe życie brakowało. Dopełniło mnie to. Po raz pierwszy byłem kompletny. Sądzę, że ostatnie cztery lata spędziłem, próbując osiągnąć stan pierwszego haju.
Kiedy dostałem pracę w kafejce, ukradłem z kasy setki dolarów. W końcu aresztowano mnie pod zarzutem posiadania narkotyków. Młodsze rodzeństwo przyglądało się, jak zabierali mnie w kajdankach.
Kiedy mój wówczas siedmioletni brat próbował wyrwać mnie z rąk uzbrojonych policjantów, krzyknęli do niego, żeby się "wycofał". Drobne ciało chłopca osunęło się na asfalt i wstrząsnął nim spazm płaczu, szlochał, z trudem łapiąc oddech.
Przebywałem w ośrodkach odwykowych: dwóch w północnej Kalifornii, jednym na Manhattanie i jednym w Los Angeles. Przez ostatnie trzy lata nieustannie rozpoczynałem i kończyłem programy dwunastu kroków. W trakcie tego całego procesu leczenia tak naprawdę nigdy nie opuściło mnie uczucie głodu. Towarzyszyło mu złudzenie, że następnym razem sprawy ułożą się zupełnie inaczej – będę w stanie lepiej sobie z tym wszystkim poradzić. Nie chciałem wciąż ranić innych ludzi. Ani samego siebie.
Kiedyś moja dziewczyna zapytała mnie: "Nie rozumiem, dlaczego po prostu nie przestaniesz?". Nie byłem w stanie odpowiedzieć. Po prostu nie mogłem przestać. Brzmi to trochę jak wymówka, ale taka jest prawda. Jakbym był przetrzymywany w niewoli przez jakiegoś nienasyconego potwora, który nie pozwalał mi się wycofać. Wszystkie moje wartości, przekonania, wszystko, na czym mi zależy, znika w chwili, kiedy jestem na haju. Ogarnia mnie coś w rodzaju obłędu. Przekonuję sam siebie, że tym razem będzie inaczej. Wmawiam sobie, że po tak długim czasie bycia czystym, przez te ostatnie osiemnaście miesięcy, mogę sobie pozwolić na to, żeby doraźnie coś wziąć.
Na głodzie. Moja historia walki z nałogiem
Nic Sheff
Tłumaczenie: Dorota Pomadowska