"Sisters 11. Ona ma to we krwi!": Walki w domu i ogrodzie [RECENZJA]
Wielbiciele cyklu „Sisters” doskonale wiedzą, czego można się spodziewać po dwóch kochających się siostrzyczkach. W poprzednich tomach serii byli wszak świadkami niezliczonych kłótni i przekomarzań Wendy i Marine.
Nie zabraknie ich również w najnowszym albumie „Ona ma to we krwi!”, ale tym razem powód ich sporów może być dla czytelników jednak pewnym zaskoczeniem. Okazuje się bowiem, że siostry potrafią się kłócić nawet o rosnącą sobie spokojnie w ogrodzie śliwę!
Należy jednak zaznaczyć, że w tym przypadku nie jest to takie całkiem zwyczajne drzewo. Zostało ono bowiem zasadzone w dniu urodzin Wendy – towarzyszy jej więc przez całe życie. Tymczasem Marine nie tylko nie ma takiego „swojego” drzewa, ale jeszcze siostra często odgania ją od tej śliwy! Przekonamy się również, że nawet po upływie wielu lat ta „drzewna” rywalizacja między siostrami wcale nie osłabnie!. Najważniejsze jest zaś to, że jej efektem są liczne zabawne sytuacje, które mogą rozśmieszyć nas do łez.
Istotne jest również to, że w albumie znajdziemy ponadto świetne historyjki oparte na innych pomysłach. I tak będziemy świadkami na przykład malowania pokoju Wendy (młodsza siostra też przyłoży do tego rękę) czy męczarni Marine przy próbach zrobienia samolotu z kartki papieru (no cóż, mistrzynią origami ona raczej nie zostanie…). Jak zwykle możemy też liczyć na przekomiczne scenki z udziałem Maksencjusza oraz kolejne podejścia Marine do zdobycia – choć na chwilę – sekretnego pamiętnika Wendy.
Jak widać, dzieje się tutaj i dzieje, a Marine i Wendy praktycznie ani na moment nie zwalniają tempa swych poczynań. Można się więc tylko cieszyć, że „Ona ma to we krwi!” w niczym nie ustępuje poprzednim albumom z tej serii i może dostarczyć czytelnikom całkiem sporo naprawdę dobrej rozrywki.
Ocena: 8/10