Kazimierz Wielki zamknął swoją żonę w wieży. Dla Adelajdy to nie była historia z bajki, ale najprawdziwszy koszmar
Król Kazimierz nie odegrał roli rycerza w lśniącej zbroi. Wręcz przeciwnie. To on zamknął niechcianą i niekochaną żonę w twierdzy, próbując złamać jej wolę i przymusić ją do rozwodu. Hart ducha Adelajdy Heskiej okazał się jednak o wiele większy, niż ktokolwiek mógł podejrzewać.
Kazimierz, znany powszechnie jako niepoprawny babiarz widzący w kobietach głównie źródło chwilowej, niezobowiązującej rozrywki, dostał w 1341 roku żonę niezbyt urodziwą, przesadnie oczytaną i, jak pewnie sam by to ujął, tak wyszczekaną, że trudno było mu z nią wytrzymać. Wreszcie wisienka na torcie – osoba oblubienicy nie dawała mu żadnych, choćby nawet trywialnych, politycznych benefitów. Jak zatem wyglądał sam związek Kazimierza Wielkiego i Adelajdy Heskiej?
Polski monarcha liczył przynajmniej, że nowa żona powije mu synów. Dotąd nie posiadał żadnego legalnego potomka i w jego otoczeniu nie na żarty obawiano się wygaśnięcia dynastii. Na jaw wyszła jednak zasadnicza różnica między zmarłą Małgorzatą Luksemburską – kobietą, która na mocy wcześniejszej umowy miała zostać żoną Kazimierza, ale niespodziewanie zmarła – a Adelajdą, podstawioną na jej miejsce przez przebiegłych Luksemburgów, rządzących Czechami. Ta pierwsza wcześniej była już mężatką i urodziła jednego syna. Można było oczekiwać, że bez problemu zdoła ponownie zajść w ciążę. Adelajda tymczasem okazała się zupełnie bezpłodna.
Powinność małżeńska "doskonale zachowywana"
Jak początkowo układało się pożycie monarszej pary? Zależy, kogo pytać. Po latach, w listach słanych do Stolicy Apostolskiej, Adelajda podkreśli, że z jej strony "powinność małżeńska” była stale „szczególnie doskonale zachowywana”. Kazimierz wyrazi pogląd dokładnie odwrotny. I poskarży się, że swary w małżeństwie powstały, bo królowa nie chciała gościć w jego alkowie.
Łatwiej uwierzyć jej niż jemu. Rozliczne dowody wskazują, że przynajmniej przez pierwsze parę lat relacje między małżonkami pozostawały poprawne. Kazimierz wciąż liczył, że w łonie Adelajdy obudzi się nowe życie. Wiedział, że on sam nie jest bezpłodny. Kochanki urodziły mu przynajmniej dwóch synów: Niemierzę i Jana. Jako bastardzi, chłopcy nie mieli jednak żadnych praw do tronu. Król potrzebował legalnego potomka i coraz bardziej się niecierpliwił.
Pretensje miał nie do losu, ale do żony, niezdolnej spełnić jego oczekiwania. "Żył Kazimierz z ową Adelajdą lat piętnaście, przejawiając do niej obrzydzenie i pogardę” – podkreślił Jan Długosz. Relacje psuły się, choć przez długi czas zachowywano przynajmniej pozory.
Jeszcze w roku 1350 (a więc dziewięć lat po ślubie) Kazimierz zwrócił się do papieża Klemensa VI o specjalny odpust nie tylko dla siebie, ale też dla królowej. Prosił również, by ojciec święty dał Adelajdzie prawo do wybierania sobie spowiedników. Ten akurat przywilej dużo bardziej mógłby się przydać jemu. Bo grzech cudzołóstwa przychodził Piastowi nadzwyczaj łatwo.
"Obcował z nałożnicami, których roje utrzymywał"
Monarcha wodził łakomym wzrokiem po dwórkach, służących i goszczących na dworze szlachciankach. Jeśli wierzyć Długoszowi, nie miał jednej czy kilku kochanek – miał ich wręcz dziesiątki. "Odepchnąwszy z pogardą” żonę "obcował z nałożnicami, których w Opocznie, Czchowie, Krzeczowie i w innych miejscowościach roje utrzymywał; potworzył tu jakby domy nierządne”.
Według kronikarza skalą rozpusty króla był zniesmaczony nawet papież, mający przecież na własnym sumieniu niejeden ohydny grzech. Klemens VI miał ponoć grozić Kazimierzowi konsekwencjami i zalecać, by „oddaliwszy od siebie nierządnice, dłużej łoża małżeńskiego nie kaził”. Podobne napomnienia wygłaszał też pewien wyjątkowo rozgadany ksiądz, Marcin Baryczka. Był on wikariuszem krakowskiej katedry i po całym mieście roznosił opowieści o obmierzłym życiu króla, nawołując, by ten, "odrzuciwszy uwodzenie kobiet, żył we wstrzemięźliwości i w małżeństwie”.
Papieżowi Kazimierz nie mógł wprost powiedzieć, co myśli. Polski król był zapewne zmuszony się pokajać i obiecać poprawę. Całą złość wyładował w efekcie na bezczelnym i bezbronnym wikarym. Na monarszy rozkaz księdza uwięziono, a "następnej nocy w rzece Wiśle niewinnie utopiono”.
Ptak w złotej klatce
Adelajda miała wszelkie powody, by obawiać się, że i ją spotka podobny los. Opowiadano przecież, że jeden z poprzedników Kazimierza, panujący u schyłku XIII stulecia Przemysł II, kazał zadusić swoją bezpłodną, a przez to nieprzydatną dla jego politycznych planów żonę Ludgardę. Niektórzy twierdzili nawet, że władca sam zacisnął dłonie wokół szyi ofiary, odbierając jej ostatni oddech.
Relacje Adelajdy z Kazimierzem stawały się coraz bardziej napięte. Królowa rzeczywiście zaczęła unikać męża. Szukała sobie jakiegokolwiek zajęcia, próbowała się przydać na coś państwu i dać upust własnym ambicjom. Wspierała sztukę, może nawet mieszała się do spraw politycznych. Każda jej inicjatywa tylko jednak pogłębiała wściekłość Kazimierza.
Monarcha ograniczył liczebność dworu żony, prawdopodobnie też odebrał część środków przeznaczonych na jej utrzymanie. Wreszcie w roku 1355 zdecydował, że nie chce więcej widzieć Adelajdy na oczy. Kazał zamknąć swoją małżonkę w areszcie domowym.
"Królowa przebywała w zamku żarnowieckim, jak podła niewolnica i wygnanka, chociaż we wszystkie dostatki należycie i hojnie ją zaopatrywano” – wyjaśniał Jan Długosz. Kazimierz, jeśli kiedykolwiek zajrzał do tej złotej klatki, to tylko po to, by zażądać od Adelajdy rozwodu.
Nie był w wystarczająco dobrych relacjach z papiestwem, by jednostronnie uzyskać unieważnienie małżeństwa, a fakt, że jego siostra, królowa Węgier Elżbieta, właśnie prowadziła zaciekły konflikt z ojcem świętym (który maczał palce w zamordowaniu jej syna) tylko utrudniał mu negocjacje z kurią. Jeśli chciał się legalnie pozbyć Adelajdy i zawrzeć nowe małżeństwo, potrzebował jej zgody. Ale zamknięta w wieży królowa uparcie nie chciała przystać na separację.
"Król wygnał mnie, choć w niczym nie zawiniłam”
Król trzymał małżonkę pod kluczem przez niemal dwa lata. Wreszcie, nie mogąc złamać jej woli, zdecydował, że zerwie ślub nawet bez aprobaty drugiej strony i bez błogosławieństwa papieża. W połowie września 1356 roku albo kazał Adelajdzie się wynosić, albo uczynił jej życie tak nieznośnym, że sama podjęła decyzję o wyjeździe.
Władczyni wróciła do ojca, do Hesji, gdzie u boku postarzałego i o wiele spokojniejszego niż przed laty Henryka Żelaznego momentalnie rozwinęła skrzydła. Energię, którą Kazimierz tłamsił w niej przez półtorej dekady, spożytkowała, biorąc na siebie część władczych obowiązków, ale też – momentalnie uderzając do ojca świętego. "Ulegając podszeptom złego ducha, a może za czyjąś radą, król wygnał mnie, chociaż w niczym nie zawiniłam” – żaliła się Adelajda papieżowi.
Kazimierz liczył, że wyrzucając żonę, pozbędzie się kłopotu. Jego prawdziwe problemy miały się jednak dopiero zacząć. Słusznie pisał angielski dramaturg William Congreve, że "piekło nie zna furii takiej jak kobieta wzgardzona”. Adelajda, jak długo żyła, nie zamierzała odpuścić wiarołomcy, który ją poniżył i sponiewierał. A miało się okazać, że pożyje jeszcze całkiem długo.
Kamil Janicki - Redaktor naczelny "Ciekawostek historycznych". Historyk, publicysta i pisarz. Autor książek wydanych w łącznym nakładzie ponad 200 000 egzemplarzy, w tym bestsellerowych “Pierwszych dam II Rzeczpospolitej”, “Żelaznych dam”, "Dam złotego wieku", "Epoki hipokryzji" i "Dam ze skazą". W listopadzie 2017 roku ukazała się jego najnowsza książka: "Damy polskiego imperium"