Potwory - recenzja komiksu wyd. Mucha Comics
Liczycie na drugie "Weapon X"? Raczej obejdziecie się smakiem. Bo choć rodowód "Potworów" wydaje się znajomy, to monumentalny komiks Barry'ego Windsora-Smitha jest czymś więcej niż kolejną historią o supermocach i spandeksie. Niemniej na pewno warto się z nim zmierzyć, bo w kilku aspektach to rzecz co najmniej bardzo dobra.
"Potwory" Barry'ego Windsora-Smitha to bez wątpienia jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Świadczą o tym nie tylko reakcje na facebookową zapowiedzieć Muchy, ale i zdjęcia komiksowych łupów gości ostatniej Emefki. Album rozszedł się w Łodzi na pniu i był punktem obowiązkowym imprezy.
Powodów jest kilka, ale przede wszystkim zadziałało tu nazwisko autora, starszym czytelnikom automatycznie kojarzące się z latami 90. i jego wybitnym "Weapon X", które wydało u nas nieodżałowane TM-Semic. Ponadto na wyobraźnię na pewno działają niezwykłe także okoliczności powstania "Potworów".
Projekt narodził się na początku lat 80. jako dość nietypowa, patrząc na politykę wydawniczą Marvela, historia o Hulku. Windsor-Smith planował pokazać, jak dewastujący wpływ na psychikę Bruce'a Bannera miała atmosfera jego rodzinnego domu i nieprzepracowana trauma wywołana agresywnym zachowaniem despotycznego ojca, weterana II wojny światowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
Do publikacji jednak nigdy nie doszło. Wprawdzie Windsor-Smith próbował zainteresować swoim pomysłem także Dark Horse'a i DC, ale bez powodzenia. Przez kolejne lata historia obrosła legendą, przepoczwarzała się, aby finalnie spuchnąć do ponad 360 stron. W końcu, po 37 latach, ostateczna wersja "Potworów" ukazała się w barwach kultowego Fantagraphics i z miejsca stała się wydawniczą sensacją. Dodajmy, że zasłużenie.
Akcja "Potworów" rozciągnięta jest na 20 lat i kilka, na pierwszy rzut oka niepowiązanych ze sobą wątków. W centrum wydarzeń stoi Bobby Bailey, który pewnego dnia pojawia się w biurze werbunkowym armii USA. Nie ma rodziny ani bliskich, nigdy nie pracował, nie posiada też dokumentów. Dla rekrutera nieśmiały, drobny chłopak to idealny kandydat do tajnego projektu "Prometeusz", mającego na celu stworzenie super żołnierza. Bobby zostaje poddany medycznym eksperymentom, jednak sprawy nie idą tak, jak powinny.
Macie déjà vu? No jasne, bo na tym etapie opowieści Windsor-Smith dość ostentacyjnie nawiązuje do formuły znanej z historii o Stevie Rogersie czy Loganie ze wspomnianego "Weapon X". Jednak to zaledwie przystawka przed daniem głównym i co tu ukrywać, konwencjonalna zmyłka. Chwilę później opowieść dość niespodziewanie skręca w rejony ciężkiego dramatu rodzinnego, aby następnie zabrać czytelnika do schyłkowych Niemiec Adolfa Hitlera, a jakby tego było mało, zaserwować horror po linii Stephena Kinga.
Brzmi to wszystko karkołomnie, jednakże ten dziwaczny synkretyzm to paradoksalnie jeden z atutów albumu, którym Barry Windsor-Smith pokazuje swojej wielkie narratorskie umiejętności.
Widać to szczególnie w akcie poświęconym dzieciństwu Bobby'ego, gdzie autor mistrzowsko odtwarza gęstą atmosferę panującą w domu państwa Bailey, portretując ulegające erozji więzi rodzinne i międzyludzkie relacje. Horror rozgrywający się na sielskim przedmieściu małych domków i białych płotków uwiarygodniają całostronicowe, coraz bardziej niepokojące wpisy z pamiętnika matki chłopca, idealnie komponujące się z przygnębiającą wymową opowieści. W moim odczuciu to jedne z najbardziej przejmujących, a jednocześnie najważniejszych momentów komiksu.
"Potworom" do perfekcji trochę brakuje. Widać, że były tworzone w długim okresie, niektóre pomysły wydają się lekko odstawać od reszty, inne są przestrzelone, a sama fabuła trzyma się ostatecznie na mało przekonującej przesłance. Fakt, że album powstawał w różnych okresach życia autora, odzwierciedlają też rysunki. Styl Windsora-Smitha zmieniał się i ewoluował, np. w jednym momencie kreska jest bardzo szczegółowa, aby na kolejnych stronach czytelnik miał problem z rozpoznaniem postaci.
I teraz najważniejsze pytanie: czy warto postawić "Potwory" na półce? Choć w toku lektury nawiedzały mnie pewne wątpliwości, to ostatecznie uważam, że mamy do czynienia z amerykańskim klasykiem komiksu dla dorosłych. W tym przypadku podstawą jest otwarta głowa i porzucenie wszelkich oczekiwań. Bo choć "Potwory" wykorzystują superbohaterską konwencję, to szybko ustawiają się do niej w totalnej opozycji. To przejmująca opowieść o dziedziczeniu traumy, przemocy domowej, a w końcu wielki antywojenny manifest. Warto się z nim zmierzyć.
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o skandalicznych wczasach w pensjonacie "Biały Lotos", załamujemy ręce nad zdradą Henry’ego Cavilla oraz wspominamy największych mięśniaków kina akcji lat 80. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.