Postawa papieża oburzyła świat. Ekspert mówi, co zrobi Watykan
Papież działa zgodnie z nauką Chrystusa, choć dzisiejszy kompas moralny wskazuje co innego i każe raczej potępiać, niż wybaczać agresorom - tak ekspert-watykanista Arkadiusz Stempin komentuje działania Franciszka w sprawie inwazji Rosji na Ukrainę.
Gdyby zapytać internautki i internautów, a zwłaszcza osoby tworzące memy, sprawa jest jasna: papież Franciszek przegrywa dyplomatyczno-medialną wojnę na wszystkich frontach. Wyśmiewany jest już od tygodni za swoje niefortunne wypowiedzi i bezskuteczne próby zatrzymania rosyjskiej agresji. W najostrzejszych komentarzach pojawiły się nawet porównania dzisiejszej polityki Watykanu do haniebnych posunięć stolicy apostolskiej przed, w czasie i po drugiej wojnie światowej - wiele osób uznaje, że ówczesny papież, Pius XII zachowywał "powściągliwość wobec Hilera". Czy tak mocne opinie są uzasadnione?
Co zrobiłby Jezus?
Na dzisiejsze kpiny papież konsekwentnie pracował już od pierwszego dnia inwazji. Zaczęło się od tego, że wbrew oczekiwaniom wielu ludzi na całym świecie, mimo wielu okazji, Franciszek nie potępił bestialskiego najazdu, a nawet go nie skrytykował.
Owszem, papież od początku wojny wielokrotnie apelował o pokój w Ukrainie, ale ani razu nie nazwał wprost sytuacji w tym kraju, a przede wszystkim - nie użył wobec Rosji określenia "agresor". Wypowiadał się tak, jakby chodziło o wojnę wywołaną przez obie strony.
Zobacz wideo: Ksiądz gorzko o stanowisku papieża Franciszka ws. wojny
Na początku kwietnia dokładniej określił swoje kompromisowe i kontrowersyjne stanowisko. Do mediów trafiły wówczas takie jego słowa: "Trzeba płakać na grobach. Nie zależy nam już na młodych? Napawa mnie bólem, to co dziś się dzieje. Nie uczymy się. Niech Pan zmiłuje się nad nami, nad każdym z nas. Wszyscy jesteśmy winni!"
Zwłaszcza ostatnie zdanie wywołało śmiech jednych i wściekłość innych. Posypały się komentarze i memy, według których "wszyscy jesteśmy winni" np. drugiej wojnie światowej czy pedofilii w kościele.
- Powszechne rozczarowanie postawą papieża wynika przede wszystkim z tego, że współczesny kompas moralny jednoznacznie sytuuje Rosję po stronie agresora, a Ukrainę niewinnie zaatakowanej ofiary - komentuje watykanista Arkadiusz Stempin.
- Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że papież posługuje się zupełnie inną miarą: kieruje się naukami Jezusa w ich najbardziej pierwotnym znaczeniu. A Jezus jednoznacznie i wielokrotnie nawoływał do wybaczania agresorom. Wystarczy przyjrzeć się choćby przypowieści o dobrym Samarytaninie, który opatruje faryzeusza. Ten ostatni, przenosząc tę historię w kontekst sytuacji w Ukrainie, jest przecież odpowiednikiem rosyjskiego agresora. Postawa Franciszka w tym sensie nie jest ani nowa, ani zaskakująca. To samo robił przecież Jan Paweł II, to samo robił ksiądz Popiełuszko. Wybaczali agresorom. Dziś jesteśmy raczej przyzwyczajeni do myślenia zaczerpniętego z kościoła narodowego, czy wręcz nacjonalistycznego, w którym myśl Jezusa jest zaskakująco mocno zepchnięta na dalszy plan. Papież wraca natomiast do korzeni kościoła - dodaje.
Zakrwawiona flaga z Buczy
Sprowadzanie polityki papieża wobec agresji na Ukrainę tylko do wywołujących kontrowersje wypowiedzi, byłoby oczywiście mocno niesprawiedliwe. Nie można powiedzieć, że Franciszek nic w tej sprawie nie robi.
Pod powierzchnią publicznych wypowiedzi od dawna toczy się papieska dyplomacja. Na wschód nieustannie jeżdżą wysłannicy Franciszka, m.in. polski ksiądz, kardynał Konrad Krajewski, który oficjalnie pełni funkcję jałmużnika papieskiego. Zabiegają u polityków i hierarchów religijnych o zaprzestanie działań wojennych, ale prowadzą także działania na rzecz cierpiącej ludności cywilnej.
Wyrazem tej aktywności, symbolicznym, ale i wymiernym, są np. karetki przekazywane przez administrację papieską ukraińskiej służbie zdrowia. To zwyczaj, który Franciszek zainicjował długo przed wojną. Przez ostatnie dwa lata papieskie karetki trafiały głównie do regionów szczególnie dotkniętych pandemią, teraz ratują cywilne ofiary rosyjskiej agresji. Po zrujnowanych ukraińskich miastach jeździ ich już kilka.
W działaniach papieża pojawiały się także gesty czysto symboliczne, czasem mające charakter religijny. Tak było choćby w przypadku niedawnej liturgii wielkanocnej - Franciszek zaproponował, żeby podczas drogi krzyżowej krzyż niosły wspólnie dziewczyna z Ukrainy i Rosji.
- Jeszcze większe symboliczne znaczenie - wskazuje Stempin - miał moment, kiedy podczas jednej z oficjalnych uroczystości papież podniósł i ucałował zakrwawioną ukraińską flagę z Buczy, a flagi rosyjskiej nawet nie dotknął.
Papież chce, kuria "nie puszcza"
Powodem krytyki papieża od dawna jest także kwestia wizyty w Kijowie. Od początku rosyjskiego najazdu u prezydenta Ukrainy gościł już spory zastęp głów państw i wysokich urzędników z całej Europy i Stanów Zjednoczonych. Te spotkania mają charakter oficjalny i służą bieżącym uzgodnieniom dotyczącym np. dostaw broni czy pomocy humanitarnej. Mają jednak także ogromne znaczenie symboliczne.
To właśnie dlatego wiele osób publicznie wyrażało swoje oczekiwanie, że papież uda się do Kijowa, wesprzeć cierpiącą ludność Ukrainy. Apelował o to choćby mer miasta Witalij Kliczko. Nic z tego. Papież konsekwentnie odmawia takiej wizyty.
- Wydaje mi się, że gdyby zależało to tylko od niego, pojechałby na pewno – sugeruje Stempin. - "Nie puszcza" go jednak kuria watykańska. Z bardzo prostego, praktycznego powodu: istnieje poważna obawa zamachu na papieża albo zintensyfikowania rakietowego ostrzału Kijowa w czasie jego wizyty w mieście. Watykańscy urzędnicy bardzo nie chcą do tego dopuścić. Do takiej wizyty raczej nie dojdzie.
Pojawiły się za to sygnały, że papież chciałby się spotkać z Putinem i namawiać go do zatrzymania agresji.
- Na poziomie logiki i dyplomacji ma to wielki sens - ocenia Stempin. - Papież ma rację: trzeba rozmawiać z Putinem, bo to od niego, jako agresora, zależy zatrzymanie działań bojowych. Z całym szacunkiem dla prezydenta Zełenskiego: on tej wojny sam nie zakończy. Inna rzecz, że papież nie powinien mówić głośno o tym, że prowadzone były rozmowy w sprawie wizyty na Kremlu. Być może m.in. właśnie dlatego Putin usztywnił swoje stanowisko w tej sprawie.
Oceniając działania Watykanu w sprawie Rosji można dostrzec pewną rozbieżność między stanowiskiem papieża i kurii.
- Franciszek realizuje misję moralną, administracja watykańska jest jednak siłą polityczną, pilnująca interesów podmiotu, który chce się mocno liczyć w dzisiejszej geopolityce - komentuje Stempin. - I zgodnie z wymogami dyplomacji, wiele działań odbywa się z dala od kamer. Tak było choćby w przypadku konfliktu kubańskiego w latach 60-tych, kiedy Watykan prowadził bardzo aktywną politykę. Odbywała się w ciszy gabinetów i nikt o niej nie wiedział. A papież Franciszek, szczerze mówiąc, porusza się w tym świecie trochę jak słoń w składzie porcelany. Ujawniając szczegóły działań dyplomatycznych czasem przeszkadza w realizacji ich celów.
Watykan się memów nie boi
Kolejne dni przyniosły następną wypowiedź papieża, która spowodowała, że przez świat poniósł się głuchy śmiech. W rozmowie opublikowanej we włoskim dzienniku "Corriere della Sera" Franciszek zasugerował, że to NATO przyczyniło się do agresji. Użył nawet słów, które do dziś wywołują zdumienie i kpiny - mówił o tym, że powodem napaści i postawy Putina było "szczekanie pod drzwiami Rosji przez NATO".
Po tym wywiadzie fala krytyki wobec papieża mocno się podniosła. Najostrzejsze głosy porównywały wręcz dzisiejszą politykę Watykanu do tej z lat 30-tych i 40-tych XX wieku, która uznawana była za co najmniej bardzo pobłażliwą, jeśli nie wręcz przychylną wobec III Rzeszy i jej zbrodni.
Przypomina się dziś działania Piusa XII wobec Hitlera i zwraca uwagę na ich mocne podobieństwo do tego, co robi papież Franciszek w sprawie napaści na Ukrainę. Owszem, Pius XII publicznie potępiał wyniszczanie całych narodów, ale nie wskazywał Niemców jako sprawców tych zbrodni, a Hitlera jako ich pomysłodawcy i inicjatora. Ale jest też inna analogia: medialne wypowiedzi Piusa XII to jedno, a po drugiej stronie jest intensywna działalność dyplomatyczna, prowadzona daleko od blasku fleszy fotoreporterów. Interweniując w administracji Hitlera, papiescy wysłannicy i sam Pius XII uratowali - jak się dziś szacuje - prawie milion osób żydowskiego pochodzenia.
- Choć na pierwszy rzut oka to porównanie brzmi bardzo źle - komentuje Stempin - coś w nim jednak jest. W takim sensie, że dzisiejsza kuria stara się kontynuować arbitrażową politykę Piusa XII, którą ten z kolei zaczerpnął od Benedykta XV z czasów pierwszej wojny światowej. W tym przypadku też można mówić o daleko idącej rozbieżności, między intuicyjnymi rozstrzygnięciami moralnymi, a tym, co robi Watykan, działając według swojej racji stanu i starając się utrzymać swoją pozycję państwa naturalnego.
Można się zastanawiać czy w tej sytuacji Watykan ugnie się pod głosami opinii publicznej i zmieni swoje stanowisko wobec wojny.
- Nie ma mowy - stwierdza jednoznacznie Stempin. - Watykan w niewielkim czy wręcz w żadnym stopniu nie przejmuje się takimi głosami. Racja stanu jest ważniejsza.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski