Nurt utajony

Osiecka, Kabaret Starszych Panów i Kaczmarski stanowią tylko pars pro toto tej grupy; trudno nie wspomnieć o innych „podkasanych”: o wcześniejszych: Lecu, Tuwimie, Słonimskim, o Piwnicy pod Baranami, Wojciechu Młynarskim, Januszu Kofcie, wreszcie o bardach obcych: Llachu, Brelu, Wysockim i Okudżawie.

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

Sprawa nienowa, a nigdy o tym dosyć. Przygotowując się ostatnio do nagrania „Łossskotu” (na coś się to jednak czasem przydaje) miałem do czynienia z trzema naraz wielkimi zjawiskami literackimi, które rozświetlały II połowę XX wieku: z Osiecką, Kaczmarskim i Kabaretem Starszych Panów. Kasia Nosowska wydała bowiem płytę z piosenkami Osieckiej, wyszło pięciopłytowe wydanie nagrań z recitali Kaczmarskiego, a Barbara Krafftówna, jeden z filarów Kabaretu, spektaklem „Oczy Brigitte Bardot” w Teatrze na Woli obchodziła swoje osiemdziesięciolecie.

To, co łączy te trzy zjawiska, to połączenie ogromnej literackiej maestrii i wyczucia, niezapomnianych fraz, błyskotliwości i mądrości z dość powszechnym, niestety, poczuciem, że oto mamy do czynienia ze sztuką cokolwiek niższej próby, z płodami muzy podkasanej – jakby słowo połączone z muzyką samo w sobie było podejrzane. A przecież to z muzyki właśnie, z melorecytacji wyrasta wszystko to, co znamy jako poezję, od Psalmisty i Homera, po Białoszewskiego i Świetlickiego.

Zresztą, tych tekstów pomijanych jest znacznie więcej – Osiecka, Kabaret Starszych Panów i Kaczmarski stanowią tylko pars pro toto tej grupy; trudno nie wspomnieć o innych „podkasanych”: o wcześniejszych: Lecu, Tuwimie, Słonimskim, o Piwnicy pod Baranami, Wojciechu Młynarskim, Jonaszu Kofcie, wreszcie o bardach obcych: Llachu, Brelu, Wysockim i Okudżawie, którzy byli obecni w Polsce czy to w oryginałach, czy to w znakomitych nieraz przekładach (z przekładami Kaczmarskiego i Młynarskiego włącznie).

A przecież jest to niekiedy poezja najwyższej próby, którą z powodzeniem mogłaby się znaleźć w literackim kanonie. Tym szkolnym, bo w umownym kanonie lektur polskiego inteligenta znajduje się od dawna – w końcu cytatami z Przybory, Młynarskiego czy Kaczmarskiego można się przerzucać dokładnie tak, jak cytatami z Wesela, Trylogii, Ferdydurke. I nie chodzi tu o zwykłe mechaniczne powtarzanie łatwych do zapamiętania (tym łatwiejszych, że często zrymowanych) fraz; to nie slogany reklamowe w rodzaju „praca z Ajaksem czystym relaksem”, „z pewną taką nieśmiałością”, „dziękuję ci, Omo”, które z czasem wryją się w pamięć każdemu, kto ma jakiś kontakt z mediami masowymi (bo częste powtarzanie najdurniejszego nawet komunikatu w końcu go przecież w zwojach mózgowych utrwali). To cytaty na prawach cytatów z dzieł literackich właśnie, odsyłające do całego zakodowanego w pamięci spisu opowieści; starczy powiedzieć „już kąpiesz się nie dla mnie” a staje przed oczami nie tylko niezrównany Michnikowski i niezrównana
Jędrusik, ale cała historia nieszczęśliwej miłości i zdrady; „Portugalczyk Osculati” wywołuje nie tylko czarno-białą Rylską, ale i opowieść o dziewczynie z tych lżejszych, o rozbijających się po lokalach użyteczności publicznej wrażych obcokrajowcach, co „nie zaplatą”, i o Polakach, co na wojażach zagranicznych „z groszem się nie liczą” (czego wówczas, zważywszy na przeliczniki, nikt na poważnie wziąć nie mógł). Starczy zanucić albo powiedzieć „Na całych jeziorach – ty” a otwiera się nie tylko skojarzenie z niełatwą miłością i kilka sentymentalnych obrazków, ale i Polska lat 60-tych, gdzie „od Mazur do Francji” znaczyło znacznie dalej niż dzisiejsze „od Mazur do Francji”, oraz najróżniejsze wyimki ze wspomnień o ówczesnej bohemie. Zaś „nie ogryźli kości, nie dopili wina” czy „nie ten umiera, co właśnie umiera, lecz ten, co żyjąc, w martwej kroczy chwale” od razu zabiera nas między ostatnich Sarmatów i w wąwóz Somosierry.

Oczywiście, inna jest waga tych tekstów w przypadku każdego twórcy. Osiecka, która napisała około dwóch tysięcy piosenek, poruszała się swobodnie w rozmaitych gatunkach i stylistykach, pisała teksty aktorskie, liryczne i oniryczne (szczególnie polecam „Kokainę” z płyty Nosowskiej, coś w rodzaju wariacji witkacowskich, które Piwnica pod Baranami mogłaby z powodzeniem śpiewać tuż po „A taki miał być przyjemny nastrój”) ale i rockowe czy – przykładając do nich miarę dzisiejszą – popowe, z całym tego pozytywnym (popularność) i negatywnym (uproszczenia) bagażem. Zdarzało się jej popaść w sentymentalność i „drobnosmuteczkowatość”, ale było to, jak sądzę, popadanie najzupełniej świadome.

Z kolei teksty Przybory mają urok causeura, czarującego rozmówcy, który i ciekawą historię sprawnie i niebanalnie opowie, i dorzuci jakiś liryczną perełkę, i posypie wszystko skrzącym się pyłem błyskotliwych gier słownych i literackich zabawek. Niebywała inwencja rymotwórcza i rytmiczna Przybory (dość wspomnieć legendarnego „Anuja”) stawia go w jednym rzędzie z najlepszymi poetami epoki. W połączeniu z melodiami Wasowskiego, które nie tylko z miejsca wpadają w ucho, ale i zachwycają niebywałą rozmaitością (shimmy obok tanga, mambo tuż po walczyku i charlestonem pogania) tworzy to całość niepowtarzalną; ale Przybora broni się i sam, bez Wasowskiego: mało kto w XX wieku potrafił z taką rozbrajającą szczerością mówić o ludzkich tęsknotach i uczuciach z takim wyczuciem „drugiego planu”, wszystkiego, co wstydliwe i pokraczne: szarej rzeczywistości peerelowskiej („donosów tylko nie pisz”, „nie szafowałem masłem”!), niezmytych naczyń w zlewie, drobnych cwaniactw. Piosenki, ale i całe libretta kolejnych wieczorów
Kabaretu Starszych Panów opisują to, czym literatura zajmowała się od czasów najdawniejszych: rozdarciem człowieka między tym, co wzniosłe i wysokie, i duchowe, i w przestrzeń ulata, a tym, co przyziemne, cielesne, prowizoryczne, uchwytne. Rozdźwięk między światem wyobrażeń a twardą rzeczywistością, między Romeem i jego amuletem, który zły mu sprzeniewierzył Kapulet, a krzykiem z osiedlowego okna.

Teksty Kaczmarskiego wreszcie najbliższe są pewnie poezji, jaką możemy znaleźć w tak zwanych „normalnych tomikach”, a on sam – najbliższy romantycznej wizji tego, kim winien być poeta (wizji, dodajmy, przestarzałej nieco, ale cały Kaczmarski jest przecież w jakimś sensie „przestarzały”, wiecznie wpatrzony w przeszłość): emigrant-wygnaniec, piszący na obczyźnie o ojczyźnie, bard, który opiewa wzniosłe chwile Polski i piętnuje narodowe wady, by Polska odrodzona się „przebóstwiła”. Jako genialny imitator doskonale wchodził w najróżnorodniejsze style: potrafił pisać Rejem i Kochanowskim, sarmacką frazą barokową i romantykami, Norwidem, Gombrowiczem Sienkiewiczem, przechodzić przez wszystkie rejestry polszczyzny dawnej i współczesnej, od wysokopoetyckiego po potoczny. A wymaga to nie tylko wielkich umiejętności, ale i ogromnego oczytania. Zresztą, widać u niego erudycję nie tylko literacką; w jakimś sensie Kaczmarski był najdoskonalszą realizacją żartobliwego postulatu Przybory z „Mambo Spinoza”: to były
piosenki-traktaty, opowieści o kulturze, egzegezy wydarzeń historycznych, głębokie interpretacje dzieł sztuki. I była to, należy dodać, nie kwestia przypadku, ale świadomy i szeroko zakrojony projekt edukacyjny. Żeby bowiem wejść ze słuchaczami-czytelnikami na pewien poziom rozmowy o renesansie czy romantyzmie, trzeba mieć z nimi wspólną bazę wiedzy i skojarzeń, nie tylko pozostających w obrębie naszego polskiego ogródka, ale i znacznie szerszych. Bóg jeden raczy wiedzieć, ile osób dzięki Kaczmarskiemu pamięta jak nazywali się ambasadorowie sportretowani przez Holbeina: Tyle zrobili już jak na swe młode lata / ulega dziejów wosk ich nieomylnym śladom, / to George de Selve - obiecujący dyplomata / i Jean de Dinteville -, francuski ambasador. Zaszufladkowany jako „bard Solidarności” (choć mało która piosenka buntownicza mówi o buncie tak gorzko jak „Mury” – to w zasadzie jedna wielka krytyka rewolucji, która może przynieść nową władzę, ale każda władza będzie niewoliła artystę, indywidualność, bo śpiewak
zawsze jest sam), Kaczmarski czeka jeszcze na odkrycie jako poeta – nierówny, piszący zbyt pewnie obficie, ale obdarzony znakomitym słuchem literackim i skłonnością do wykwintnych gier słownych, a przede wszystkim: mówiący zupełnie nieoczywiste rzeczy o naszym wspólnym dziedzictwie kulturowym: polskim i, szerzej, europejskim.

Dziś, kiedy po raz kolejny wraca dyskusja o literackich kanonach, warto się upomnieć o tę nieoczywistą, ale bardzo ważną część polskiej poezji XX wieku. Jakoś przebiły się do szkolnych lektur lekkie dzieła Kochanowskiego i Krasińskiego, widać patyna wieków zdjęła z nich złowrogi cień muzy z tingeltanglu i wolno je serwować niewinnym pacholętom (choć w stosownym wyborze ad usum Delphini, chociaż niewinne pacholęta nie takie rzeczy widziały na specjalistycznych portalach). Ale jest jeszcze Piotr Płaksin ze stacji Chandra Unyńska, jest panna Krysia z pensjonatu Orzeł, jest Osiecka, Przybora, Kaczmarski. Renesansowe fraszki i oświeceniowe bajki nie wystarczą – warto pamiętać, że ten mniej szanowany, spychany do podziemia nurt literatury jest równie ważny, co nurt główny i dostojny. I też ma swoich klasyków.

Wybrane dla Ciebie

Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]