Niewidzialni, tom 2 - recenzja komiksu wyd. Egmont
Pamiętając, jak wymęczył mnie pierwszy tom "Niewidzialnych", do drugiej części podchodziłem jak pies do jeża. Długo trzymałem w folii, przekładałem na sam dół "kupki wstydu". Ale kiedy w końcu wybiła godzina zero, okazało się, że nie jest aż tak źle. Choć idealnie też nie.
"Niewidzialni", oryginalnie ukazujący się w latach 1994-2000 w barwach Vertigo, uchodzą za opus magnum Granta Morrisona i rzecz, która zainspirowała takich twórców jak choćby Gerard Wat ("The Umbrella Academy", KBOOM) czy Jonathan Hickman ("The Black Monday Murders", Non Stop Comics).
Moje pierwsze zetknięcie z "Niewidzialnymi" nie należało do najszczęśliwszych. Za ciekawym pomysłem opierającym się na patencie, jaki kilka lat później zaczął eksploatować "Matrix" (1999), szła okrutnie przegadana narracja, kiepsko napisana historia i prężenie muskułów przez Morrisona, który za wszelką cenę chciał pokazać, że jest tak samo obkuty, jak Alan Moore. Krótko mówiąc nudny, pretensjonalny bełkot, acz z widokami na coś ciekawego.
Dlatego musiało upłynąć trochę czasu, nim zmusiłem się do lektury kontynuacji. I tu niespodzianka, bo zawartość tego tomu to już zupełnie inna bajka. Oczywiście Morrison jest tu wciąż Morrisonem i co rusz zdarzają się kwiatki w stylu: "Implant utworzy czterowymiarową, nadprzewodzącą strukturę krystaliczną zaprojektowaną tak, aby złączyła się z neuronowym DNA. Nazwijmy ją magicznym zwierciadłem UFO". Jednak w końcu da się czytać, bez nerwowego sprawdzania, ile jeszcze zostało stron do końca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
Fabuła skupia się na poszukiwaniach Jacka Frosta, irytującego zbuntowanego smarkacza, który nie wytrzymał presji i dał nogę w poprzednim albumie. Nie biorąc sobie do serca faktu, jak wielkie czyha na niego niebezpieczeństwo.
Nim jego drogi ponownie przetną się z Niewidzialnymi, poznamy bliżej członków grupy: King Moba, Lorda Fanny'ego i Boya. Kim byli w poprzednim życiu? Jakie mają moce? Jak trafili do drużyny walczącej z kosmicznymi demonami? Morrison zgrabnie wplótł ich historie w główny wątek, sprawiając, że jego bohaterowie w końcu zyskali głębię i jakieś motywacje.
Szczególnie poruszająca jest opowieść o Fannym, meksykańskim transwestycie, w dzieciństwie wychowywanym jak dziewczynka, aby mógł kontynuować rodzinną schedę i zostać wiedźmą. Obok King Moba to najpotężniejszy członek Niewidzialnych, jednocześnie najbardziej kruchy i doświadczony przez los.
Gatunkowo to wciąż absurdalny miszmasz sci-fi, body horroru, teorii spiskowych, ezoteryki i bezkompromisowej rozwałki. Oczywiście Grant Morrison nie byłby sobą, gdyby nie dorzucił do tego wszystkiego odwołań do popkultury, religii Dalekiego Wschodu oraz siebie samego - wystarczy spojrzeć na King Moba.
Strona graficzna to też zupełnie inny poziom. Głównie za sprawą rysunków Jill Thompson i Phila Jimeneza stanowiących większą część 352-stronicowego albumu. Do tego ponownie dostajemy bajeczne okładki zeszytów autorstwa Seana Philipsa ("Zabij albo zgiń", Non Stop Comics).
W bonusie Egmont dorzucił szkic serii, jaki Morrison przygotował dla wydawnictwa. Wyjaśnia on założenia cyklu, objaśnia sedno konfliktu i przybliża charakterystyki bohaterów. Jeśli dawno czytaliście tom pierwszy, to możecie zacząć od tego. Łatwiej połapiecie się w tym bajzlu.
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o masakrowaniu "Znachora", najgorszych filmach na walentynki i polskich erotykach, które podbijają świat (a nie powinny). Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.