Niewidzialni, tom 1 - recenzja komiksu wyd. Egmont
Być może nie był to najlepszy pomysł, aby zabrać ten komiks na wakacje albo za bardzo uległem legendzie, jaką obrosła seria Granta Morrisona. Jednak fakt pozostaje faktem: pierwszy tom "Niewidzialnych" wymęczył mnie okrutnie.
Z tą legendą nie przesadzam. Wystarczy przejrzeć komentarze, jakie pojawiły się tuż po ogłoszeniu czerwcowych zapowiedzi wydawnictwa. Widać, że mnóstwo osób czekało na "Niewidzialnych", przy okazji psiocząc, że Egmont nie wypuści całości w ważącym ładnych kilka kilo omnibusie, a rozbije na kilka tomów. Mój apetyt podsycał też fakt, że serię Granta Morrisona "Rolling Stone" uwzględnił na liście "50 najlepszych niesuperbohaterskich powieści graficznych". Znajdują się na niej takie "grubasy" jak "Incal", "Kaznodzieja", "Black Hole", "Maus" czy "Akira". A to jednak coś znaczy.
O czym są "Niewidzialni"? W wielkim skrócie to historia tytułowej grupy śmiałków obdarzonych niezwykłymi zdolnościami, którzy prowadzą niekończącą się wojnę z kosmicznym złem po cichu przejmującym władzę nad światem. Oczywiście walka toczy się poza obiektywami kamer, a w ruch idą nie tylko pięści i spluwy, ale też magia, podróże w czasie i inne mumbo-jumbo.
Nie doktoryzowałem się z Morrisona, ale czytałem "Doom Patrol", "Flex Mentallo" czy klasyki typu "Batman. Azyl Arkham", więc mam pewne wyobrażenie, do czego facet jest zdolny. I niestety trochę się przeliczyłem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
Wprawdzie jest tu kilka świetnych fabularnych patentów, kilka ostrzejszych scen (w końcu to komiks dla dorosłych), a Morrison z wielką swobodą korzysta z dziedzictwa kulturowego. Raz cytuje Szekspira, innym razem odwołuje się do popkultury czy religii, a kiedy indziej wprowadza na karty postacie typu Byron, Beatlesi czy de Sade. Kłopot w tym, że erudycyjne popisy to nie wszystko.
Na mój gust brak w tym wszystkim charakterystycznego dla autora szaleństwa i dociśnięcia gazu do dechy, a sama historia też pozostawia wiele do życzenia. Momentami jest okrutnie przegadana, narracja wlecze się jak krew z nosa, a po naprawdę intrygującym wstępie tempo zalicza ostry zjazd w dół. Z letargu wyrwały mnie dwa opowiadania grozy znajdujące się pod koniec albumu ("Pora upiorów" i "Potwory królewskie"), co śmieszniejsze rozgrywające w uniwersum Niewidzialnych, ale umiejscowione poza głównym wątkiem i pozbawione kluczowych bohaterów.
Formalnie "Niewidzialni" też specjalnie nie porywają. Poza fantastycznymi okładkami autorstwa Seana Philipsa ("Zabij albo zgiń", Non Stop Comics) i Riana Hughesa na plus wyróżniają się rysunki Steve'a Parkhouse'a czy Christa Westona. Reszta to mniej lub bardziej udana rzemieślnicza robota charakterystyczna dla rzeczy wydawnictwa z tamtego okresu.
Jednak mimo że w połowie "Niewidzialnych" musiałem wykrzesać z siebie sporo samozaparcia, to i tak sięgnę po kolejny tom. Na ponad 320 stronach Morrison naszkicował bowiem zręby czegoś obiecującego i coś mi mówi, że jeszcze się rozkręci.