Sandman. Pora mgieł. Tom 4 - recenzja komiksu wyd. Egmont
"Sandman" to seria wyjątkowa. Nie chodzi nawet o walory literackie czy artystyczne, bo to oczywista oczywistość. Sięgając po kolejną odsłonę cyklu Neila Gaimana, możemy być pewni, że będzie lepsza od poprzedniej. "Pora mgieł" niezbicie to potwierdza.
Piekło jest literalnie puste. Demony i potępieńcy zostali wykopani za próg, Lucyfer zwija prowadzony przez tysiące lat interes i zamyka go na cztery spusty. Zanim zniknie, przekazuje klucz do piekła Morfeuszowi. Co zrobić z niechcianym prezentem? Władca Snów dość szybko się przekonuje, że wszedł w posiadanie "nieruchomości", na którą wielu ostrzy sobie zęby. Dosłownie.
Tak prezentuje się ogólny zarys głównej osi fabularnej "Pory mgieł". Sama historia jest intrygująca, świetnie napisana i jak zwykle erudycyjna, ale czy to kogoś dziwi? Neil Gaiman w każdym kolejnym akcie podnosi sobie poprzeczkę i tka wspaniały, postmodernistyczny gobelin z odniesień do religii, popkultury, mitologii i poprzednich tomów cyklu. Krótko mówiąc: robi to, co potrafi najlepiej.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Nie znaczy to, że trzeba znać wcześniejsze odsłony "Sandmana". "Pora mgieł" broni się spokojnie jako autonomiczna powieść graficzna, choć nie ukrywam: znajomość pewnych elementów literackiego świata Morfeusza na pewno sprawi, że frajda będzie jeszcze większa.
Lektura "Pory mgieł" pokazuje też, jak wielkim i szczegółowo przemyślanym przedsięwzięciem jest najsłynniejszy cykl Gaimana. Tak naprawdę dopiero w czwartym tomie uniwersum Sandmana tężeje, pionki zostają rozstawione na szachownicy, a gdzieś na horyzoncie rysuje się grubsza intryga. Sam tytułowy bohater w końcu jawi się jako postać znacznie bardziej skomplikowana i emocjonalnie pogłębiona niż dotychczas miało to miejsce. A to dopiero początek.
Pewnie nie będę oryginalny, ale highlightem albumu jest dla mnie nowelka stanowiąca przerywnik w regularnej fabule. Mowa o historii stworzonej przez Gaimana i Matta Wagnera (m.in. "Batman. Świt mrocznego Księżyca") poświęconej duchom martwych chłopców zmagających się z powracającymi na ziemię umarlakami w internacie położonym na odludziu. To najbardziej horrowy i poruszający moment albumu, który gatunkowo ciąży jednak ku dark fantasy.
Kiedy pisałem powyższe słowa, HBO Max ogłosiło, że zamówiło pełen sezon serialu "Dead Boy Detectives", ekranizacji serii zapoczątkowanej właśnie wspomnianą nowelką. To kolejny powód, aby sięgnąć po "Porę mgieł".