Mroczna otchłań tom 3 – recenzja komiksu
Egmont długo kazał czekać na wydanie trzeciego tomu "Mrocznej otchłani". Serii, która tylko na pierwszy rzut oka przypomina historię w stylu "Szczęk" czy innego thrillera z wielkim rekinem jako czarnym charakterem. "Mroczna otchłań" to rasowe science fiction, które zabiera czytelnika nie tylko w morskie głębiny.
Od polskiej premiery drugiego tomu "Mrocznej otchłani" minął już prawie rok. Warto więc przypomnieć, że opowieść o ekscentrycznym miliarderze, tajemniczej dziewczynce i okładkowym megalodonie zakończyła się dużym niedopowiedzeniem. Fani serii Christophe'a Beca (scenariusz) mieli więc na co czekać. Tym razem Egmont zebrał w jednym tomie trzy albumy serii w oryginale znanej jako "Carthago": "Dziedziczka Karpat", "Sanktuarium na Kamczatce", "Lewiatan", "Pakt stulatka" i "Spojrzenie z głębin".
Trzeci tom jest ponad dwa razy grubszy (284 stron) od poprzedniego. A tym samym prawie dwa droższy (okładkowa cena wynosi 149,99 zł). Czytelnicy nieznający "Mrocznej otchłani" powinni zdecydowanie zacząć lekturę od początku, gdyż trzeci tom rzuca na bardzo głęboką wodę, opowiadając dalsze losy licznego grona barwnych postaci.
Albumy zebrane w trzecim tomie "Mrocznej otchłani" tak jak poprzednio skaczą po wydarzeniach w czasie i przestrzeni. Lou Melville nie jest już małą dziewczynką, a dorosłą kobietą, która razem z grupą morskich badaczy tropi ślady pradawnych bestii. W tle pojawia się wielki kataklizm, a cała historia opiera się na wielowątkowej, wielowymiarowej opowieści, gatunkowo zakorzenionej w thrillerze science fiction.
Świetna przygodowa lektura trzyma w napięciu do ostatniej strony. A zaskakujące pomysły Beca tym razem zilustrował Ennio Bufi, którego realistyczna kreska idealnie dopełniła całości.