Szczury opanowały miasto. To wakacyjny kierunek wielu Polaków
Z czym większości Polaków kojarzy się Rzym? Wieczne Miasto, stolica miłości, kierunek pielgrzymek, wypoczynek. Ma także inną twarz i duże problemy. Wśród nich wymienić można szczury, sterty śmieci i smród. "O wspólną przestrzeń dba niewielu" - pisze mieszkający w Włoszech Piotr Kępiński.
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne publikujemy fragmenty książki Piotra Kępińskiego "Szczury z via Veneto", której premiera zaplanowana jest na 7 lipca.
Na przystanku autobusowym nieopodal Wielkiej Synagogi, skąd dwa kroki na Wyspę Tyberyjską, zobaczyłem trzy martwe szczury. (…) Kiedy następnego dnia przechodziłem obok tego miejsca, truchła nadal leżały. Banglijczycy palili papierosy. Filipinka przytaszczyła ładne, małe biurko, którego nogę postawiła na ogonie martwego szczura. Świat przepływał nad gryzoniami swobodnie i delikatnie, jakby w ogóle nie istniały. (…)
– Lepszy martwy szczur niż żywy – mówi ze stoickim spokojem mój przyjaciel, który mieszka w okolicach Garbatelli, gdzie jest ich zatrzęsienie. – To normalne, że gdy idę do metra czy na przystanek autobusu, widzę, jak grasują, jedzą, i to bynajmniej nie pod osłoną nocy.
Zobacz: Rzym budzi się do życia (maj 2021)
Rzymskie szczury na żer wychodzą w dzień. Pojawiają się już także na via Veneto, stanowiącej symbol włoskiej zamożności. Kiedy byłem tam jesienią 2020 roku, najsłynniejsza rzymska ulica wyglądała żałośnie. Z jednej strony eleganckie (jeszcze) sklepy z jasnymi witrynami, z drugiej egipskie ciemności i żebracy z biało-niebieskimi parcianymi torbami – takimi, jakie widujemy w Warszawie na Wschodnim – które po brzegi wypełnione odpadkami i podartą odzieżą. (…)
Wstyd. Wstyd tym większy, że nie wydarzyło się to z dnia na dzień. Symptomy kryzysu pojawiały się wcześniej. W lutym 2017 roku dziennik "Corriere della Sera" opublikował zdjęcie szczura wchodzącego swobodnie do Hotelu Excelsior. Kiedyś w tamtych okolicach paparazzi pstrykali fotki Avie Gardner i Frankowi Sinatrze. Od tamtego momentu do obiektywów zaczęły szczerzyć zęby gryzonie. (…)
Według szacunków specjalistów w Wiecznym Mieście mieszka więcej szczurów niż ludzi, bo około dziesięciu milionów. (…)
W czasie pierwszej fali pandemii wszyscy się bali, że to one zamiast ludzi opanują ulice i aleje. Nic takiego się nie stało. Zapewne dlatego, że początek roku 2020 okazał się w Wiecznym Mieście dosyć mroźny. Temperatury w nocy spadały nawet poniżej zera. Śniegu nie było, ale bez czapki i ciepłej kurtki nie dało się wyjść. To zresztą nic nadzwyczajnego, takie zimy się zdarzają i tutaj. Romowie, którzy mieszkają w kamperach po drugiej stronie via Flaminia, dokąd mam z domu pięć minut na piechotę, zaczęli więc wieczorami palić ogniska pod wiaduktem, tuż przy Carrefourze.
Dzisiaj, kiedy pytam ich o szczury, wytrzeszczają oczy ze zdziwienia.
– Ale jaki problem? Naprawdę nie masz większego? Przecież to normalne, że w mieście muszą być gryzonie. Człowieku! Skąd ty się wziąłeś?
Wokół nich sterty śmieci. Nie chcę nawet myśleć, ile szczurów grasuje tutaj, sto metrów od mojego domu. Chociaż widuję je rzadko, to musi być ich sporo. Również dlatego, że w całym Wiecznym Mieście, a więc i w dzielnicy Flaminio, gdzie mieszkam, szwankuje system wywożenia odpadów i ich utylizacji. Od momentu zlikwidowania największego wysypiska Malagrotta i zamknięcia kilku okolicznych spalarni, które nie spełniały europejskich standardów, Rzym nie dorobił się jeszcze nowoczesnych zakładów. Obecnie władze ratują się eksportem śmieci do Austrii i Bułgarii oraz prowadzą rozmowy z inwestorami, by zachęcić ich do budowy spalarni. Do tej pory nikt się nie zdecydował.
To dlatego kontenery na śmieci są przepełnione. A rzymianie, wkurzeni tym faktem, a także uciążliwą dla nich segregacją, zaczęli wynosić odpadki nie tylko pod wiadukt, lecz także nad pobliski Tyber. Bywa, że na opróżnienie kontenerów trzeba czekać tydzień albo i dłużej. Na dodatek w Rzymie te megakosze stoją na ulicach i w zasadzie każdy może wrzucać do nich, co chce. W związku z tym nikt nie ponosi za nic odpowiedzialności.
Ale tak to wyglądało zawsze. Nie ma się co oszukiwać, to miasto było czyste chyba raptem parę razy w historii – za czasów Mussoliniego, w latach sześćdziesiątych i w roku 2000, podczas wielkiego jubileuszu, kiedy odnowiono kamienice i posprzątano na ulicach. Wtedy ludzie przez kilka miesięcy nie wyrzucali papierów i papierosów na chodniki. Dzisiaj śmiecą wszyscy.
– A od momentu, gdy się pojawiła segregacja odpadów, miasto zafundowało nam kolejną atrakcję: pojemniki, które są chyba najbrzydsze na świecie – moja sąsiadka nie kryje złości. Racja, na tej krótkiej ulicy stoi ich dziesięć, pięć po prawej stronie, pięć po lewej. Prawie wszystkie w kolorze krowiego łajna. (...)
O wspólną przestrzeń dba niewielu. Wśród nich niezwykle aktywny jest Alessandro Gassman (...) Na stronie gazety "Il Fatto Quotidiano" prowadzi blog, a na Facebooku promuje akcje i kampanie wzywające mieszkańców do tego, by − nie czekając na pomoc − sami wzięli sprawy w swoje ręce i zaczęli porządkować miasto. Mało kto go słucha.
Mój sąsiad pali papierosy na klatce schodowej i na balkonie, ale niedopałki wyrzuca nie do popielniczki, tylko na dziedziniec. Nikomu to nie przeszkadza. Obok znakomitej księgarni Koob (kiedyś przy via Calderini, dzisiaj na piazza Gentile Da Fabriano), gdzie na półkach obok Kafki, Baumana, Kapuścińskiego i Szymborskiej stoją tomy Herberta i Schulza, z kontenerów wysypują się tony śmieci. Nieopodal nich stoją zużyte kaloryfery, telewizory, drewniane palety… Worki z resztkami żywności rozszarpane przez psy potrafią na wiele dni zatruć powietrze.
Jakiś czas temu ktoś na Facebooku opublikował zdjęcia kartonów zostawionych tutaj przez Alessandra di Battistę, prominentnego polityka Ruchu Pięciu Gwiazd. (…) Najwyraźniej zapomniał, że na paczkach z Amazona widniały jego nazwisko i adres.
Codziennie wiatr roznosi papiery oraz plastikowe torby po całej okolicy, aż w kierunku Narodowego Muzeum Sztuki XXI Wieku, nazywanego powszechnie MAXXI, i Tybru, nad którym – bywa – kołują dziesiątki gazet i foliówek. Ludzie w pobliskim barze popijają kawę i wino, jedzą ciastka w otoczeniu wirującego paskudztwa. (…)
Ostatnio na wysokości ponte Matteotti widziałem żelazną ramę łóżka wczepioną w dryfujący po rzece konar. Na wysokich krzakach wiszą majtki, spodnie i stare kurtki, które Tyber naniósł wraz z wysoką falą kilka lat temu – wyglądają jak instalacje artystyczne. Pod drzewami wagarowicze palą papierosy, przyprowadzają tam dziewczyny, zostawiają po sobie prezerwatywy i butelki po piwie. Są bezszelestni. Z daleka ich prawie nie widać. Kiedy podejść bliżej, ściszają głosy, udają, że nikogo nie ma. Gołymi stopami dotykają zmurszałych drewnianych umocnień, które pamiętają czasy Mussoliniego.
Krzyczą tylko spasione mewy. Zwłaszcza gdy złapią mysz albo szczura. W maju 2019 roku dziennik "Il Messaggero" zamieścił na swoich stronach internetowych film, na którym widać, jak ptak właśnie przyleciał znad Tybru na piazzale di Ponte Milvio (niedaleko ponte Milvio, czyli mostu Mulwijskiego), trzymając w dziobie wielkiego gryzonia. Przez kilka chwil chodzi dumnie po wysepce, gdzie znajduje się posterunek drogówki, potem zaś na oczach licznie zgromadzonych w pobliskich barach i restauracjach rzymian zaczyna konsumować swoją zdobycz. Kiedy się wydaje, że spektakl został zakończony, mewa zaczyna gonić wrony i wyrywać im okruchy jedzenia. Słyszymy głos z offu, najprawdopodobniej autora filmu: "Virginio Raggi [burmistrzyni Rzymu z Ruchu Pięciu Gwiazd], dziękujemy".
Ze szczurami powoli zaczyna też mieć problem Watykan. Gryzonie opanowały już okolice Zamku Świętego Anioła. (...)
Niedaleko od siedziby ojca świętego, na małej uliczce łączącej via dei Corridori z via della Conciliazione bezdomni urządzili sobie wielką toaletę pod gołym niebem, chociaż mogą korzystać z łaźni. Notabene do użytku oddał im ją Franciszek.
Dzisiaj na ulicę oficjalnie noszącą nazwę via Rusticucci wszyscy mówią "via degli escrementi". Szczury mają się tutaj doskonale. A sterty śmierci w pobliżu rosną jak na drożdżach.