"Misty Mission" – dramat wojenny nie tylko w przestworzach [RECENZJA]
Trójka młodych ludzi, trzy różne życiorysy i jedna wojna, która zmieni ich wszystkich. Nie sugerujcie się okładką - "Misty Mission" to nie komiksowe "Top Gun", ale wielowątkowy dramat wojenny, w którym walki w przestworzach nie są na pierwszym miejscu.
"Misty Mission" wydane przez Scream Comics to komplet trzech albumów: "Jako w niebie, tak i na ziemi", "Jako w piekle, tak i na ziemi" i "Z mroków do czyśćca". Ich autor, Francuz Michel Koeniguer, może być znany polskim czytelnikom z innego komiksu awiacyjnego – "Bomb Road" (Scream Comics, 2018). Tak jak w poprzedniej publikacji, tak i w "Misty Mission" Koeniguer podjął temat wojny w Wietnamie. Choć opowiedziana historia jest tak uniwersalna, że mogłaby się odnosić do młodych ludzi z innym współczesnym konfliktem w tle.
Obejrzyj: "Top Gun: Maverick" - zwiastun
Wojna w Wietnamie jest ważnym bohaterem "Misty Mission", ale pierwsze skrzypce grają Joshua, Nicholas i Heather. Mieszkańcy Danville, "zapomnianej dziury w Alabamie", stanowiący przekrój lokalnej społeczności. Nicholas Beaulieu to syn lokalnego magnata, Joshua mieszka z ojcem rencistą, który stracił zdrowie w fabryce należącej do rodu Beaulieu. Heather, przedstawicielka klasy średniej, to dziewczyna Josha, który na początku historii zabiera ją na ślub bogatego przyjaciela. W drodze powrotnej zostają zatrzymani przez policję. Josh miał wcześniej na pieńku z ludźmi szeryfa, którzy zaprowadzają go przed sąd pod zarzutem jazdy po pijanemu. Młody mężczyzna ma trafić do więzienia na 6 miesięcy, ale jest rok 1967 i Josh znajduje dla siebie "ratunek". Zdecydował pójść się w kamasze i służyć ojczyźnie w Wietnamie.
Do Wietnamu, w zupełnie innych okolicznościach, trafia też Nicholas. Jedna wojna, dwa kompletnie różne światy. Wojna, która została ukazana nie tylko przez pryzmat walk powietrznych (jest ich zdecydowanie mniej niż w "Bomb Road"), ale także piekła w wietnamskiej dżungli. Jednocześnie wojna ma tu charakter bardzo osobisty – dotyka w różnym stopniu każdego z trójki bohaterów, zmieniając ich spojrzenie na świat. I uniemożliwiając powrót do dawnego życia.
Koeniguer nie ogranicza się tu na pokazaniu "technicznej" wojny. Autor kładzie duży nacisk na realistyczne i wierne odwzorowanie rozmaitych samolotów, śmigłowców i innych pojazdów z epoki. Zna się na rzeczy, ale bliżej mu do sprawnego rzemieślnika niż artysty. Jego ilustracje są poprawne, wpisane w konwencję, więc jeśli ktoś oczekuje wyrazistego, autorskiego stylu, tutaj tego nie znajdzie.
Jednocześnie trzeba pamiętać, że wojna dla Koeniguera to przede wszystkim ludzie. Na pierwszym planie stawia ich historie, bagaże doświadczeń, rodzinne tajemnice i wielkie przemiany odbywające się na przestrzeni lat. "Misty Mission" nie jest dziełem wybitnym, które wpisze się w kanon dzieł kultury opowiadających o wojnie. Ale temu komiksowi jest też daleko do sztampowego potraktowania tematu i skupianiu się, jak może sugerować okładka, na dzielnych bohaterach w ich wspaniałych maszynach.