Mary Shelley. Frankenstein – recenzja komiksu wyd. Scream Comics
O ile pod względem fabuły komiksowy "Frankenstein" to wciąż ramota pierwszej wody, o tyle warstwa graficzna to sztos nad sztosy. Georges Bess ponownie pokazuje, że nie ma sobie równych.
Przed końcem 2023 r. Scream Comics zdążyło wypuścić prawdziwą perłę. Mowa o drugiej klasycznej powieści grozy w interpretacji Georgesa Bessa, jednego z mistrzów frankofońskiego komiksu i współpracownika Alejadro Jodorowskiego ("Anibal 5", "Biały Lama").
Jego adaptacja "Draculi" (Sceam Comics, 2023) okazała się czymś niezwykłym. Z jednej strony Bess podszedł do Stokera wręcz literalnie, dokonując ledwie kosmetycznych zmian, z drugiej zaprezentował pełną rozmachu wizję, w której pożenił odwołania do ekspresjonizmu, secesji i gotyku ze spektakularną narracją opartą na monumentalnych rozkładówkach i nieszablonowym podejściu do kadrowania czy kompozycji plansz. W przypadku "Frankensteina" mamy powtórkę z rozrywki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
Georges Bess ponownie podchodzi do powieściowego oryginału z nabożnym wręcz szacunkiem. To ważna informacja. Zwłaszcza dla tych, którzy XIX-wieczną powieść utożsamiają z nienaturalnie wysokim czołem, śrubami w szyi i kusą marynarką opinającą kwadratowe bary Borisa Karloffa.
Bess uzmysławia bowiem, jak dalece ekranizacje wytwórni Universal czy Hammer odbiegają od sedna powieściowego oryginału. W przeciwieństwie do filmów Jamesa Whale'a i Terence'a Fishera dzieło Shelley traktuje w pierwszej kolejności o fascynacji nauką i etycznych konsekwencjach zabawy w Boga. Z kolei obecna na kartach groza była dla autorki narzędziem, a nie celem samym w sobie.
Jednocześnie współczesna lektura książki pokazuje, jak skądinąd prekursorski dla sci-fi i horroru tekst jest niemiłosiernie przegadany i uroczo archaiczny. I że autorzy wspomnianych filmów (pierwszy nakręcono w 1931 r.) świetnie zdawali sobie z tego sprawę, upraszczając fabułę i stawiając aspekt rozrywkowy historii o naukowców i jego upiornej kreacji nad niekończące się filozoficzne rozważania.
Na szczęście dla czytelnika treść o wartości przede wszystkim historycznej równoważy strona formalna. Komiks Georgesa Bessa to popis wielkiej artystycznej wyobraźni i talentu. Podobnie jak w "Bram Stroker. Dracula" rysunkom towarzyszy niebywały rozmach i kreatywne podejście do komiksowej narracji, objawiające się tu zerwaniem ze standardowym układem kadrów czy kompozycją plansz (np. częsta rezygnacja z teł).
Bess ponownie mistrzowsko operuje kontrastami i światłocieniem (trudno wyobrazić sobie ten komiks w kolorze), z pietyzmem oddając detale laboratorium, surowy krajobraz bieguna północnego czy fizjonomię bohaterów. W tym oczywiście monstrum kojarzące się z wizerunkiem stworzonym na potrzeby filmu "Frankenstein wyzwolony" Rogera Cormana.
Komiks Georgesa Bessa pewnie nie robiłyby aż takiego wrażenia, gdyby nie powiększony format (240x320) i wykorzystanie grubego offsetu, na którym czarno-białe rysunki prezentują się wyśmienicie. Tak jak w przypadku poprzedniej adaptacji Scream Comics wydało album w dwóch wariantach okładkowych: minimalistycznym i kunsztownym. Oba są reprezentatywne do tego, co znajdziemy w środku.
Grzegorz Kłos, Wirtualna Polska
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad serialem "Forst" z Borysem Szycem, omawiamy ostatni film Nicolasa Cage'a, a także pochylamy się nad "The Curse" czyli najbardziej niezręczną produkcją ostatnich lat. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.