Makronisos. Grecka wyspa, gdzie działy się okrutne rzeczy
Zamykani w klatkach z drutu kolczastego na cały dzień. Wieszani za ręce na drzewach. Upadlani i zmuszani do katorżniczej pracy. Tak wyglądała egzystencja więźniów na małej greckiej wyspie, o której milczą dziś turystyczne przewodniki. A oddalona jest tylko 15 min od stałego lądu.
- Formalnie inne greckie wyspy nie chcą mieć z nią nic wspólnego - tak o Makronisos, "greckim Dachau", opowiada Dionisios Sturis w audioserialu dokumentalnym Audioteki "Mała Grecja. Dawni uchodźcy i ich polska odyseja" stworzonym wraz z Katarzyną Szczerbą. Polacy kochają Grecję i jej malownicze wyspy. O tej jednej pisze się jednak niewiele.
Na Makronisos nie ma domów, hotelu, nawet porządnej przystani. Nie ma kramików z pamiątkami, a tym bardziej nie ma turystów. Tych, którzy odważą się tu przyjechać, wita skwar, jaszczurki, suche trawy, ale przede wszystkim 5-metrowy pomnik więźnia obozowego. Przedstawia wysokiego mężczyznę o bosych stopach z nogami oplecionymi drutem kolczastym. Dalej są już tylko ruiny baraków i domów obozowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Grecy muszą pomóc sobie sami"
Greckie Dachau
Bezpośrednio po drugiej wojnie światowej w Grecji toczyła się wojna domowa. To był bratobójczy konflikt, który wpłynął na losy setek tysięcy Greków. Gdy w 1949 r. skończyła się wojna, strona przeciwna (komuniści, lewica, różni działacze polityczni czy po prostu zwyczajni ludzie wplątani w polityczne przepychanki) dostali od nowej, prawicowej władzy ultimatum: albo uciekają z kraju, albo trafiają do więzień lub zostaną zesłani na Makronisos. 100 tys. osób wybrało ucieczkę, z czego 14 tys. dostało się do Polski, w tym rodzina Sturisów.
Gdyby Sturisowie nie uciekli, czekałby ich najpewniej koszmar obozów takich jak ten na Makronisos. Zamiast tam, trafili jednak do Polski, dokładniej na Dolny Śląsk. Po kilku dekadach Dionisios Sturis postanowił zrekonstruować losy swojej rodziny. Dotarł na Makronisos, by przekonać się, jak wygląda dziś wyspa.
Przed 1948 r. trzymano tu żołnierzy, których podejrzewano o "lewicowe sympatie". Jesienią 1948 r. zaczęto przywozić tu więźniów, którzy do tej pory osadzeni byli na stałym lądzie. Byli to polityczni wrogowie nowej władzy, członkowie ruchu oporu, partyzanci, po zakończeniu wojny przywożono także partyzanckie rodziny, młodzież między 14. a 18. rokiem życia, studentów, artystów (był wśród nich Mikis Theodorakis, kompozytor muzyki do np. "Greka Zorby")
Według rządowej propagandy, osadzeni na Makronisos mieli przechodzić wspaniałą transformację. Faktycznie harowali ponad siły jak w chińskich obozach koncentracyjnych.
Tortury i upadlanie
Skwar, zero cienia. Funkcjonowanie tak przez kilka miesięcy czy lat samo w sobie było torturą, ale zarządzający obozem stosowali znacznie więcej gorszych praktyk, by łamać ludzi. Więźniowie przenosili kamienie z miejsca na miejsce. Zmuszano ich do stania na jednej nodze przez cały dzień, czy wieszano za ręce.
- Można było trafić do klatki z drutu kolczastego i siedzieć tam cały dzień w palącym słońcu. Albo całą noc w zacinającym deszczu. Gdy umierało się z pragnienia, dostawało się solonego śledzia - opowiada Sturis w "Małej Grecji".
Najgorsza z najgorszych była tortura z kotami, o czym autorowi opowiada były więzień. Strażnicy rozbierali człowieka do naga i zarzucali na niego długi, płócienny worek, który wiązali u stóp. Do środka wcześniej wkładali kota, który dostawał wścieklizny, gdy zaczynało się podtapianie. Zwierzę walczyło z całych sił, gryząc i drapiąc człowieka po całym ciele. Ludzie umierali na zawał serca lub po zachłyśnięciu się wodą.
Z głośników przez cały dzień sączyły się upadlające komunikaty. Wyczytywano nazwiska więźniów, którzy podjęli się próby samobójczej. Nikt nie miał prawa odebrać tam sobie życia. Niedoszłych samobójców karano jeszcze dotkliwiej. Ucieczki? Tych było niewiele, podobnie jak buntów, które potrafiły kończyć się masowymi mordami.
Podpisać lojalkę i żyć? Dla większości osadzonych na Makronisos to nie wchodziło w grę. Podpisanie dokumentów oznaczałoby przyznanie się do winy. A winą była walka o wolną Grecję.
Więcej o powojennych losach Greków, których tysiące przybyło do Polski, możecie posłuchać w audioserialu dokumentalnym Audioteki "Mała Grecja. Dawni uchodźcy i ich polska odyseja". Dionisios Sturis i Katarzyna Szczerba opowiadają o polskiej wiosce, którą w całości zasiedlili greccy uchodźcy, o tym, jak radzili sobie w polskich warunkach, dlaczego większość wspomina nazwisko piosenkarki Eleni i co działo się w Zgorzelcu. To wyjątkowa produkcja, od której trudno się oderwać.
Magda Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" awanturujemy się o "Awanturę" na Netfliksie, załamujemy ręce nad przedziwną zmianą w HBO Max, a także rozmawiamy o największym serialowym szoku 2023 roku. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski