Jim Cutlass. Tom 2: recenzja komiksu wydawnictwa Egmont
Jim Cutlass powraca. I to w jakim stylu! Drugi tom serii pisanej już w całości przez Jeana Girauda, a rysowanej przez Christiana Rossiego nie zawodzi. Choć obawy były i to całkiem uzasadnione.
Pierwszy tom zbiorczy "Jima Cutlassa" to jedno z najmilszych zaskoczeń mijającego roku. Seria, na pierwszy rzut oka wyglądająca jak ubogi krewny "Blueberry'ego", niespodziewanie okazała się pod każdym względem kapitalną przygodówką. Tytułowy bohater to Jankes, który dziedziczy połowę plantacji bawełny na głębokim, dźwigającym się po porażce Południu. Drugą połowę dostaje zaś w spadku jego kuzynka. Początkowa animozja między nimi musi zejść na drugi plan w obliczu znacznie poważniejszy problemów – bezwzględnych hien czyhających na ich majątek, rosnącego w siłę Ku Klux Klanu czy segregacji rasowej.
Ten ostatni wątek jest paliwem dla historii rozgrywającej się w drugim tomie "Jima Cutlassa". Album zbiera cztery ostatnie odsłony cyklu: "Piorun na Południu", "Aż po szyję", "Kolty, duchy i zombi" oraz "Czarna noc". Zaraz, zaraz, zombi? Owszem i to nie w sensie metaforycznym.
Komiks - renesans gatunku
Autorzy dokonują bowiem stylistycznej wolty, wprowadzając do świata XIX-wiecznego westernu elementy nadprzyrodzone prosto z afrykańskiego folkloru, dodatkowo sięgając po wcześniej niewykorzystywaną poetyką snu. Nie brzmi to specjalnie zachęcająco, zwłaszcza jeśli mamy w pamięci "konserwatywny" tom pierwszy, niemający przecież z weird westem miał nic wspólnego.
Jednak lektura albumu bardzo szybko rozwiewa te obawy. Jako scenarzysta Moebius radzi sobie pierwszorzędnie, sprawnie łącząc różne konwencje i flirtując z pulpą, a mocno oniryczne sceny, z taką wyobraźnią odmalowane przez Rossiego, przywodzą na myśl najlepsze odjazdy znane z "Corto Maltese".
A skoro już jesteśmy przy Rossim – jego rysunki to mistrzostwo świata. Może i nieco staromodne, zważywszy, że albumy powstały w latach 90., ale z drugiej strony eleganckie, zachwycające pieczołowitością, dynamiką i ilością detali. W pamięci zostaje zwłaszcza finałowy akt rozgrywający się na bagnach, gdzie Rossi pierwszorzędnie uchwycił upiorny klimat grozy i wszechobecnego rozpadu. Wprost nie mogę się doczekać rysowanego przez niego "Serca Amazonki" zapowiedzianego przez Scream Comics na początek 2021 r.