Kim jesteś? Co pamiętasz? Czego z tych przemykających wspomnień jesteś pewien? I czy w ogóle można być czegokolwiek pewnym? W czasach, gdy nauka wyparła bogów, gdy niebiosa nie są już ich domem, tylko śmietnikiem przemykających metalowych szczątków... Gdy wysokie góry nie kryją przed nami tajemnic swych szczytów... Gdy opowieści innych tworzą naszą historię, a my sami jesteśmy tylko fotografiami, obrazami, które odbiły się w istnieniach innych, i przez to dają nam złudne poczucie wieczności... W tych czasach... Oto my. Mieszkańcy Piątego Dominium. Świata, „w którym magia poszła w zapomnienie”, miejsca, „które tak łatwo mogło paść łupem szaleńca”. I które właśnie on, szaleniec obejmuje w swe władanie. Sartori przybył! Witajcie diabła, witajcie swego nowego pana, który opuścił poprzednie Dominium, swoje piękne, będące teraz tylko dymiącymi zgliszczami Yzordderrex. Witajcie Go! Nawet jeżeli nie zdajecie sobie z tego sprawy, że przybył. Witajcie...
Bo przecież Gentle, nasz Zbawiciel, nie pokona samego siebie. Nie sprawi, że Dominia znowu się połączą. Że Yzordderrex, Jokalaylau, Patashoqua i Pierwsze Dominium, Świat Niewidzialnego przyłączą się do Ziemi. Że ich cuda nie będą dostępne tylko dla niewielu wtajemniczonych. Niemożliwe jest przecież, by pokonał siebie. Miał już w końcu jedną szansę. Tak niedawno w jego mierze istnienia. Połączenie wtedy, po raz pierwszy się nie udało, ale przecież nie mogła to być jego wina. Nie w tym miejscy, gdzie słowa „być” i „istnieć”, nie są wyłącznie liczbą pojedynczą. To nie ON zawinił... ale popełnił błąd, zapomniał...
Gentle „przebalował kilka ludzkich żywotów, uganiając się za przyjemnościami, a czas jaki został mu na naprawienie tego błędu, mierzyło się w godzinach.” Ale to on jest przecież Uzdrowicielem Imajiki. Tym, który ponownie zjednoczy Dominia. Przecież nie posiada wspomnień. Choć może tak jest łatwiej? W końcu zostały godziny, po co sobie przypominać, po co przywracać ból duszy, która rozerwała się na kolejne dziesiątki lat. Żadne z nich wspomnień nie posiada. Żyje przez dziesięć lat, a potem budzi się z kolejną świadomością. Kolejnym nazwiskiem, życiem. Oni: Gentle, Pie, Judith... Ludzie istniejący. Nie ma już czasu. Przesilenie się zbliża. Ale wspomnienia musza powrócić. Taka jest kolej rzeczy. By stworzyć, musza odbudować najpierw siebie. Poznać prawdę, która ich zmieni. Która sprawi, że nic na Ziemi nie będzie już istotne. Bo to tutaj wszystko się zaczęło...
„W Londynie koło się zamyka. Tu wszystko się zaczęło i tu się skończy.”
Oscar Godolphin, piękna i płodna Judith, Sartori, Dowd, Quaisoir, mistyf Pie i uzdrowiciel Gentle. Oni wciąż jeszcze żyją. Tylko dlatego, że zadanie nie zostało jeszcze zakończone. Tylko czy się go podejmą od nowa? Kilkoro z nich było szczęśliwymi na Ziemi, ale nie pamiętali, czy teraz są w stanie sprzedać bezpieczeństwo niewiedzy za ten świat. Za Ziemię, Piąte Dominium. Oddać siebie za Dominia, boga, i tak wielu? Stanąć obok lub przeciwko Niewidzialnemu-Hapexamendiosowi. I wygrać. Oto Pojednanie. Czas, który nadszedł. Czas, który ujrzał Clive Barker. Pojednanie to przede wszystkim czas na wyjaśnienia. Nasi bohaterowie spacerujący po Dominiach, powoli dojrzewają do zadania, z jakim przyjdzie im się zmierzyć. Wzbogacają się o szalone wspomnienia, które mogła zrodzić tylko wyobraźnia tego autora. Pomimo tak istotnego czasu, który mija, w książce wystarczy go na wiele spraw. Na przeszłość i przyszłość. Na potwory, i twory, które wzbogacą, przerażą i wielokrotnie będą zabijać. Bo śmierć tutaj nie jest
ostatecznością w pozostałych Dominiach. Ale najbardziej fascynuje, a niektórych może i zgorszyć, wykorzystanie przez autora wielu zbyt znanych mitów i religii. W tym, chyba najistotniejszej, zmaganie się diabła i zbawiciela, czyli Sartoriego i Gentle’a. Bo czego mógłby domagać się ten świat najbardziej? Tylko prawdziwego zbawiciela. I on zostanie mu dany, jednak to od mieszkańców zależy, czy pozwolą swoim oczom go ujrzeć.
Imajika rozpoczęła się dziwnie sennie, fantastycznie, ale w głównej mierze pozując najpierw na powieść sensacyjno-psychologiczną. Magia i przerażenie wkroczyła powoli. Ostrożnie, jak wspomnienia, którymi autor z rozwagą obdarza swoich bohaterów. Tak naprawdę dopiero końcówka pierwszego tomu i tom drugi, to prawdziwa feeria światów, tworów, przerażenia i magii. Można się czepiać niedoskonałości w dziele tworzenia postaci, ale byłoby to szukanie dziury w całości. Całości, która daje nam fascynującą podróż, ale zarazem czas, który prawdziwie trzeba poświęcić tej pozycji. Jej nie można czytać ot tak, od niechcenia. Imajice musicie się poświęcić...