Hellblazer tom 3. Jamie Delano – recenzja komiksu wyd. Egmont
To już trzeci i ostatni tom zbiorczego wydania serii "Hellblazer", sygnowany nazwiskiem scenarzysty Jamie’ego Delano. Nakładem Egmontu ukazało się już wiele zbiorczych tomów z przygodami Johna Constantine’a, ale to właśnie Delano przecierał szlak dla tej postaci pod koniec lat 80.
O serii "Hellblazer" napisaliśmy już wiele ciepłych słów. Tom 3 z kolekcji Jamie’ego Delano nie jest wyjątkiem i musi się znaleźć na półce każdego fana Johna Constantine’a, mrocznych opowieści i makabry spod znaku Vertigo.
Przypomnijmy, że "Hellblazer" to najdłużej ukazująca się seria komiksowa tego imprintu (1988-2013), która miała na dodatek wyjątkowe szczęście do wybitnych scenarzystów. Za Johna Constantine’a brali się Garth Ennis, Brian Azzarello, Warren Ellis, Mike Carey, Grant Morrison, Neil Gaiman i oczywiście Jamie Delano, od którego wszystko się zaczęło.
Postać Johna Constantine’a, ulicznego czarnoksiężnika, detektywa, okultysty zadebiutowała na łamach "Swamp Thing" w 1985 r. Trzy lata później "Hellblazer" zdobył uznanie czytelników swoim mrocznym, brutalnym i bezkompromisowym klimatem wymieszanym z czarnym humorem.
To wszystko znajdziemy w trzecim tomie od Delano, który już na pierwszych stronach pokazał syna mordującego młotkiem własnych rodziców. To początek 5-zeszytowej historii o Johnie tropiącym seryjnego mordercę znanego jako Domator. Bardzo mocna i jak zwykle dla Delano - świetnie napisana opowieść.
W tomie liczącym prawie 500 stron znajdziemy też krótkie, ilustrowane opowiadanie pt. "Gangster, dziwka i mag", historię z młodości Johna ("Serce martwego chłopca") oraz wizję przyszłości w serii "Zła krew". A to tylko część atrakcji, które serwuje nam Delano z grupą świetnych rysowników (Richard P. Rayner, Mike Hoffman, Mark Buckingham, Bryan Talbot, Ron Tiner, David Lloyd).