Green Lantern: Wojna z Korpusem Sinestro – recenzja komiksu wyd. Egmont
Jeżeli wydawca reklamuje opasły tom hasłem "Jedna z najważniejszych opowieści z uniwersum DC, przełomowe wydarzenie w historii Strażników Wszechświata!", to wiedz, że coś się dzieje. W przypadku "Wojny z Korpusem Sinestro" nie jest to czysty marketing/czcze gadanie, ale stwierdzenie faktu, z którym każdy szanujący się fan DC musi się zgodzić.
"Green Lantern: Wojna z Korpusem Sinestro" to epicka opowieść o tytułowym Korpusie Zielonych Latarni, który musi stawić czoła Korpusowi Sinestro. Czyli dawnym pobratymcom, władającym mocą strachu. Na czele żółtego korpusu stoi sam Sinestro, który nie cofnie się przed niczym, by zniszczyć "zielonych". Dosłownie przed niczym, o czym świadczy wykorzystanie przez niego mocy Parallaxa, Antymonitora czy Cyborga Supermana.
Skąd u Sinestro ta awersja do Zielonej Latarni? O tym Geoff Johns (scenarzysta) opowiadał we wcześniejszych komiksach z serii "Green Lantern", która w Polsce była wydawana fragmentarycznie w dość nieoczekiwany sposób. Dość powiedzieć, że przełomowy album "Green Lantern: Najczarniejsza noc" Johnsa ukazał się nad Wisłą w 2019 r., choć powinno się go przeczytać dopiero po "Wojnie z Korpusem Sinestro", by mieć pełny obraz historii.
A jest co czytać, gdyż Geoff Johns to człowiek słusznie uznawany za wielkiego reformatora "Zielonej Latarni". To scenarzysta, który tchnął nowe życie w ten cykl, rozbudował całą mitologię i sprawił, że fani "kosmicznych" komiksów DC mogli wreszcie stawiać "Green Lantern" na równi z innymi wielkimi seriami o drużynach superbohaterów.
"Wojna z Korpusem Sinestro" to kolejny dowód na to, że Johns czuje ten świat jak mało kto. W pracy nad tą opowieścią pomagał mu legendarny Dave Gibbons ("Strażnicy"), Peter J. Tomasi ("Najczarniejsza noc", "Ostatni kryzys") i wielu znakomitych rysowników, w tym chociażby Ivan Reis współodpowiedzialny za "Najczarniejszą noc".
Jeżeli jesteście fanami Zielonej Latarni, to zapewne "Wojna z Korpusem Sinestro" już dawno stoi na waszej półce. Nowych w temacie ostrzegam, że sięganie po ten 560-stronicowy album to rzucanie się na głęboką wodę, ale jeśli wolicie przemierzać galaktykę zamiast bujać się po zaułkach Gotham, zdecydowanie warto dać mu szansę.
"Doktor Strange w multiwersum obłędu" (2022) - zwiastun filmu.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski