Przyznam się, że ostatni raz książkę C. S Lewisa czytałem w dzieciństwie. Nie pamiętam, czy była to * Lew, czarownica i stara szafa, czy może wieńcząca cykl o Narnii powieść * Ostatnia bitwa. Dobrze natomiast wiedziałem, że za wyżej wymienionymi tytułami kryje się autor, który otrzymał gruntowne wykształcenie w Oksfordzie, gdzie przyjaźnił się między innymi z jeszcze sławniejszym Tolkienem . Lewis również pisywał książki dla dorosłych, w których dał się poznać czytelnikom jako apologeta chrześcijaństwa. Trudno mi jednak o nich mówić, bo prawdę mówiąc ich nie czytałem, i pomimo zauważalnego w opowieściach o Narnii ducha Ewangelii, nie wiele wiedziałem, w jaki sposób stateczny, aczkolwiek nie pozbawiony wyobraźni angielski pan stał się gorliwym
wyznawcą Kościoła anglikańskiego, pomimo tego, że do końca życia nie przepadał za tłumami wiernych i muzyką organową.
Autobiograficzny tom Zaskoczony radością został napisany po to, by choć częściowo wyjaśnić, w jaki sposób angielski pisarz z całkiem przyzwoitego ateisty stał się początkowo teistą, a potem chrześcijaninem. Autor już w „Przedmowie” lojalnie ostrzega czytelnika, że napisał książkę subiektywną, odsłaniającą efemeryczne i intymne drgnienia życia wewnętrznego. Dlatego należy powiedzieć otwarcie, że tekst w swoich kluczowych, najbardziej radosnych momentach nie jest lekturą dla każdego, gdyż niewiele ma wspólnego z dialogiem pomiędzy wierzącymi i niewierzącymi, lecz opowiada głównie o doświadczeniach, które można w jakimś stopniu podzielać, albo i nie. Na szczęście Lewis jest na tyle utalentowanym pisarzem, i kimś, komu nie brakuje owej charakterystycznej dla Brytyjczyków powściągliwości, iż trudno jego autobiografię porównać z egzaltowanymi * Wyznaniami* [ świętego Augustyna ](
http://ksiazki.wp.pl/aid,6367,nazwisko,Sw-Augustyn,autor.html ) czy Jeana Jakuba Rousseau , ani tym bardziej z parafialnymi broszurami traktującymi o cudownych nawróceniach. Albowiem Zaskoczony radością jest również ciekawie napisaną, konwencjonalną biografią, w której poznamy przyjaciół, krewniaków, a także osobowość i kompleksy przyszłego pisarza, a także jego intelektualne fascynacje, które uczyniły go tym, kim był. Ze wspomnień jednak największe wrażenie zrobiły fragmenty traktujące o koszmarze nauki w szkołach z internatem dla młodych chłopców, przy których bledną historie z okopów Pierwszej Wojny Światowej, z tego względu, iż zaskoczyła mnie nie tylko tytułowa radość, lecz dość łagodne potraktowanie kwitnącej wśród męskiej młodzieży pederastii.
Czy zatem udało mi się, bądź co bądź, zwietrzyć w tej eleganckiej publikacji sensację? Czy zamiast wyznań nawróconego dotarłem do fragmentów, które można określić oksymorycznym mianem jako zakamuflowany coming out? Nic bardziej błędnego. Nie chciałbym poprzez pisanie recenzji wzbudzać nieprawdziwej sensacji, to jednak autobiograficzna publikacja, w której urodzony w Belfaście pisarz odsłania swoje życie intymne, chcąc nie chcąc kojarzy się z wychodzeniem z szafy. Wydaje się bowiem, że ujawnienie swojej tożsamości, niezależnie od tego, czy chodzi o wyjawienie swoich preferencji seksualnych, czy orientacji światopoglądowej zawsze wymaga śmiałości i odwagi. I choćby dlatego, warto sięgnąć po opowieść o wczesnych latach autora * Lwa, czarownicy i starej szafy*.