"Bękart": rodzinny kryminał [RECENZJA]
Dawno nie czytałem tak dobrej historii, którą można w ciemno polecić każdemu. Zwłaszcza tym, którzy komiksów nie czytają.
Mój zachwyt nie wynika z faktu, że "Bękart" to komiksowe arcydzieło. Wręcz przeciwnie – to bardziej rzemieślnicza robota niż kamień milowy, ale zawiera wszystko, czego można by oczekiwać od wciągającej lektury. Takiej, którą będzie się długo wspominać, chętnie do niej wracać i polecać innym.
Max de Radigues (scenariusz i rysunki) od pierwszych kadrów rzuca czytelnika na głęboką wodę. May i Eugenie, młoda matka i jej nad wiek dojrzały syn, przemierzają Stany Zjednoczone z bagażnikiem pełnym gotówki. Ukrywają się, uciekają, planując po drodze kolejny ruch. Nie mogą zacząć nowego życia, póki nie zamkną rozdziału z niedalekiej przeszłości. Muszą to zrobić, bo inaczej grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo.
May i Eugenie wzięli bowiem w niezwykłym napadzie. A raczej jednym z 52 napadów, które przeprowadzono w tym samym mieście, tego samego dnia, o tej samej godzinie. Celem były banki, urzędy pocztowe, sklepy jubilerskie. Policja nie była w stanie nikogo złapać, ale zbrodnia doskonała nie miała doskonałego finału. May i Eugenie dowiadują się z telewizyjnych wiadomości, że władze zaczęły znajdować ciała złodziei odpowiedzialnych za serię napadów. Ktoś zdradził. Dla matki i zaradnego chłopca rozpoczyna się walka z czasem o najwyższą stawkę.
Zobacz także: "Judasz": piękny, bluźnierczy fanfik [RECENZJA]
"Bękart" to w równej mierze wciągający kryminał i komiks obyczajowy, w którym autor koncentruje się na niezwykłej historii rodzinnej głównych bohaterów. Belgijski artysta znakomicie rozplanował fabułę. Żadna drugoplanowa postać nie jest zbędna, nie ma też miejsca na puste wątki. Pokuszę się o stwierdzenie, że to świetny materiał na filmowy scenariusz. Taki, w którym nie brakuje trzymających w napięciu strzelanin, mniej lub bardziej przewidywalnych zwrotów akcji i świetnego zarysowania postaci. Ich motywacji i źródła przemiany.
180-stronicowego "Bękarta" pożera się za jednym razem. Walka o życie chłopca i jego matki wciąga od pierwszej do ostatniej strony. I sprawia, że po satysfakcjonującym finale chce się sprawdzić inne produkcje Maxa de Radiguesa.