Życie to dziwny wynalazek, bo niebezpieczny, nieunikniony i zgubny
„Czymże jest owca, jak nie milionami drobinek owczości, wirujących i drgających zawile wewnątrz niej samej?”
Kim był Flann O'Brien?! To pseudonim Irlandczyka, Briana O'Nolana urodzonego w 1911 roku. Dziennikarza „The Irish Times”, który w swoim krótkim życiu (zmarł w 1966 r.) nie napisał wielu powieści lub innych większych utworów literackich - podobno tylko pięć. Niezbyt znanego w naszym dziwnie pięknym kraju. Cóż na to poradzić, choć fakt nieznajomości lub zapomnienia kogoś lub czegoś co wydaje się wartościowe zawsze rodzi swoisty smutek. Pisarza, o którego talencie ciepło wypowiadali się James Joyce, Graham Green, Samuel Beckett, John Updike czy Anthony Burgess. Wydawca polskiej edycji Trzeciego policjanta, napisanego w 1940 roku, a wydanego dopiero w roku 1967, już po śmierci pisarza, określił go mianem thrillera kryminalnego, co wskazywałoby na fakt, że książki nie czytał, tylko przeglądał jak poranną gazetę. Trudno mieć mu to za złe. On po prostu książki wydaje. Pozostałe określenia, na szczęście, są zgodne z prawdą: surrealistyczna wizja wieczności, pełna komizmu historia człowieka i roweru czy
absurdalna alegoria, którą można porównać do Alicji w Krainie Czarów.
Początkowo książka mnie zirytowała. Nie za bardzo wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi. Taka naturalna skądinąd irytacja czymś nowym i nietypowym. Lecz szybko to uczucie przeszło mi tak jak przechodzi ludzkie pojęcie, ustępując miejsca zadowoleniu i dobrej zabawie. Słowami i myślami. Zwariowanymi teoriami dotyczącymi nieskończoności, wieczności, paradoksami myślenia, niejednoznacznością słów. Przewrotnym rozważaniem natury czasu, istnienia i śmierci. Wiem, że dla wielu będzie to prawdziwy bełkot, którego tak usilnie, zawzięcie i wytrwale poszukują wokół siebie. Taki jak prace wielu filozofów, fizyków, matematyków, logików. Bo bełkot jest sprawą wysoce zindywidualizowaną. Określa między innymi poziom naszego rozumienia tematu. Dla innych jednakże będzie to przyjemność, spotkanie z krewnymi i znajomymi dojrzałego Białego Królika i znikającym uśmiechem cokolwiek złośliwego, niestałego w trwaniu kota z Cheshire.
Książka, która może być trudna w odbiorze i zrozumieniu. Kojarząca się pewnymi elementami z prozą S. Themersona, T. Pynchona, Lewisa Carrolla. Mieszanka kafkowskiego pesymizmu i ironii. Pełna rozważań około, pseudo i (ach to bogactwo odcieni znaczeń słów) quasi-naukowych. Zdania nabiera się wzrokiem jak gęstą i smaczną zupę jarzynową. Zaskakujące wrażenia, różnorodność smaku, aromatu i wrażeń estetycznych. Mało kto tak pisze. O'Brien sprawia, że „mózg grzechoce mi niczym schnące ziarenko groszku w strączku”. Pobudza do życia niczym ciepła (zimna - niepotrzebne skreślić) porcja naturalnej kofeiny.
Bohater bierze udział w brutalnym mordzie rabunkowym. Po pewnym czasie udaje się ze współsprawcą zabójstwa do miejsca ukrycia wartościowej czarnej szkatułki. I od tego momentu świat powieści staje się co najmniej dziwny. Zdarzenia kierują się inną logiką. Słyszy wewnętrzny głos - duszy lub jak kto woli podświadomości. Świat zaskakuje przejaskrawionymi kolorami, jakby był pomalowany pędzlem lekko szalonego malarza. Kształty są zbyt wyraźne. Jak we śnie, gdzie realne i nierealne stykają się ze sobą i tworzą nową jakość. Wszystko podlane jest gęstym sosem ironii i czarnego humoru. W całej książce króluje myśl niejakiego de Selby, którą zgłębia nasz bohater - morderca, leń i utracjusz. Naukowca, myśliciela, teoretyka i płodnego pisarza. Kierującego swój „przenikliwy” umysł ku różnym dziwacznym tematom. Patrząc jednak na współczesny świat naukowy, de Selby nie wydaje się być kimś wyjątkowym. Każda epoka, a nasza w szczególności, ma takich bohaterów myślenia niby-naukowego na pęczki. De Selby jest pasją i
obsesją bohatera. Jego teorie krążą po książce jak dziwaczne karykatury myślenia. Ruch jest iluzją, ciemność halucynacją, naturę czasu i wieczności można badać za pomocą systemu zwierciadeł. Dla równowagi swoje opinie i teorie głoszą też tajemniczy, przerośnięci i niezbyt rozgarnięci policjanci z dziwnie dwuwymiarowego posterunku. To oni streszczają intrygującą teorię atomu i jej bliskie związki z rowerami i rowerzystami.
Książka w warstwie filozoficznej dysputy jest na swój sposób mroczną wersją Alicji. Zachęcając do lektury kończę cytatem-bronią przydatnym dla tych którym recenzja ta wcale to a wcale się nie spodoba: „Pański wywód jest na pewno wytworem wiedzy, bo nie rozumiem z niego ani słowa.”