Zabił teściową nożem i ciężko ranił teścia. Uniewinnili go, bo lunatykował
- Sądownictwo postrzega ludzi jako istoty racjonalnie myślące. Świadomie coś rozważamy, po czym decydujemy się na określone działanie. Sami dokonujemy wyborów – twierdzi autor książki "Mózg incognito". A następnie pyta: co, jeśli sprawca zbrodni nie miał wyboru, bo popełnił ją przez sen? Czy wolna wola "działała" u 23-latka z Toronto, który z zakrwawionymi rękami i luką w pamięci zgłosił się na policję, mówiąc: "Chyba kogoś zabiłem"?
Dzięki uprzejmości wyd. Zysk i S-ka publikujemy fragment książki Davida Eaglemana "Mózg incognito. Wojna domowa w twojej głowie", która ukazała się niedawno na polskim rynku.
O wolnej woli i o tym, dlaczego wyjaśnienie tej kwestii może nie mieć znaczenia
Dwudziestego sierpnia 1994 roku w Honolulu na Hawajach cyrkowa słonica imieniem Tyke występowała przed kilkusetosobową grupą osób. W pewnym momencie, z powodów znanych tylko słoniowym układom nerwowym, coś w niej pękło. Przebiła kłami stajennego Dallasa Beckwitha, po czym stratowała swojego trenera Allena Campbella. Na oczach przerażonego tłumu Tyke przedarła się przez siatkę otaczającą arenę i już na zewnątrz zaatakowała publicystę Steve’a Hirano.
Wszystkie te krwawe sceny zostały zarejestrowane przez turystów. Tyke przebiegła ulicami dzielnicy Kakaako. W ciągu następnych trzydziestu minut funkcjonariusze miejscowej policji prowadzili pościg, oddając w kierunku słonicy aż osiemdziesiąt sześć strzałów. Coraz poważniej ranna Tyke ostatecznie padła martwa.
Zobacz: Słonica Tyke na wolności
Incydenty tego typu zdarzają się słoniom dość często i czasem kończą się bardzo osobliwie. W roku 1903 słonica Topsy zabiła trójkę treserów z Coney Island. Za ten czyn została śmiertelnie porażona prądem. Egzekucji dokonał sam Thomas Edison. W roku 1916 słonica Mary z cyrku Sparks World Famous Shows zabiła w Tennessee swojego trenera na oczach widowni. Pod presją miejscowej społeczności właściciel cyrku zdecydował się na jej egzekucję. Mary została powieszona na ogromnej szubienicy skonstruowanej z dźwigu. Był to jedyny w historii przypadek zabicia słonia przez powieszenie.
W przypadku oszalałych zwierząt cyrkowych nikt nawet nie zadaje pytań o winę lub jej brak. Nie ma obrońców specjalizujących się w sprawach słoni, nie prowadzimy długich procesów, nie szukamy okoliczności łagodzących. Po prostu pozbywamy się słonia ze względów bezpieczeństwa. Przecież Tyke, Topsy i Mary były zwierzętami, czyli jedynie kilkutonową zbieraniną słoniowych zombie-systemów.
Kiedy zaś chodzi o ludzi, wymiar sprawiedliwości zakłada, że każdy sprawca posiada wolną wolę, a ocena naszego postępowania jest oparta na tej przesłance. Zważywszy jednak na fakt, że nasze obwody neuronów działają według mniej więcej takich samych algorytmów, jak te sterujące ssakami z rzędu trąbowców, czy rozróżnianie między ludźmi a zwierzętami w ogóle ma sens?
Anatomicznie rzecz ujmując, mózg człowieka i słonia składa się z takich samych elementów: kory, podwzgórza, tworu siatkowatego, sklepienia, jąder przegrodowych i tak dalej. Sieć połączeń wygląda nieco inaczej, a to z uwagi na różnice w budowie ciała i zajmowane przez oba gatunki nisze ekologiczne — poza tym ludzki mózg jest zbudowany według tego samego schematu co słoniowy. Z ewolucyjnego punktu widzenia mózgi ssaków różnią się jedynie drobnymi szczegółami. W którym momencie rozwoju miałaby pojawić się wolna wola?
Sądownictwo postrzega ludzi jako istoty racjonalnie myślące. Świadomie coś rozważamy, po czym decydujemy się na określone działanie. Sami dokonujemy wyborów. Dlatego właśnie oskarżyciel musi nie tylko udowodnić, że popełniono czyn karalny, ale również, że sprawca miał świadomość tego, co robi. Jeśli umysł miał pełną kontrolę nad ciałem, człowiek jest obarczany pełną odpowiedzialnością za swoje zachowanie.
Ten model racjonalnego myślenia wynika z naszej intuicji, lecz […] rodzi pewne wątpliwości. Biologia i wymiar sprawiedliwości nie mogą się w tej kwestii zgodzić. Kształt naszej osobowości zależy przecież od wielu złożonych czynników biologicznych. Nie przychodzimy na świat jako czyste karty, nie korzystamy ze świata wedle własnego uznania, nie wszystkie wybory stoją przed nami otworem. W istocie nie wiadomo nawet, do jakiego stopnia nasze świadome "ja" — w odróżnieniu od "ja" genetycznego i nerwowego — w ogóle podejmuje decyzje.
I tu dochodzimy do sedna problemu. Jak możemy karać ludzi za różne zachowania, skoro trudno nam stwierdzić, czy w ogóle mieli jakiś wybór?
A może jednak sami podejmują decyzje dotyczące własnych działań? Czy pośród mechanizmów, z których się składamy, istnieje jakiś wewnętrzny głosik niezależny od naszej biologii, szepczący nam do ucha, co powinniśmy zrobić? Czy to właśnie wolna wola?
O to, czy ludzkim zachowaniem kieruje wolna wola, od wieków toczy się zaciekła debata. Zwolennicy tej idei zazwyczaj opierają swoje argumenty na subiektywnych doświadczeniach osobistych (czuję, że podjąłem decyzję, by w tym właśnie momencie podnieść palec), które, jak się za chwilę przekonamy, mogą być bardzo mylące. Może nam się wydawać, że nasze decyzje są wynikiem wolnego wyboru, nie mamy jednak przekonujących dowodów na potwierdzenie tej tezy.
Posłużmy się przykładem. Mamy wrażenie, że wolna wola skłania nas do wystawienia języka, skrzywienia twarzy lub zawołania kogoś po imieniu, nie jest ona jednak konieczna do wykonania tych czynności. Choroba zwana zespołem Tourette’a sprawia, że ludzie wykonują niezamierzone ruchy i wydają niezamierzone dźwięki. Cierpiący na nią pacjent może wystawić język, skrzywić się lub zawołać kogoś po imieniu — chociaż wcale nie zdecydował, że chce to zrobić. Jednym z typowych objawów zespołu Tourette’a jest koprolalia, niefortunna skłonność do wypowiadania społecznie nieakceptowanych słów lub wyrażeń, między innymi przekleństw lub rasistowskich komentarzy.
Na nieszczęście chorych, ich niekontrolowane wypowiedzi zazwyczaj zawierają słowa, których w żadnym wypadku nie chcieliby w danej sytuacji wygłosić. Koprolalia jest wywoływana widokiem czegoś lub kogoś, co czyni daną wypowiedź nieodpowiednią. Dostrzegając osobę otyłą, chory może na przykład poczuć potrzebę zawołania: "Tłuścioch!".
Niewłaściwość danej myśli wywołuje przymus wypowiedzenia jej na głos.
Wykonywane tiki ruchowe i nieodpowiednie słowa wykrzykiwane przez chorych na zespół Tourette’a nie wynikają z tak zwanej wolnej woli. Zaburzenie to ilustruje nam zatem dwie rzeczy: po pierwsze, skomplikowane działania mogą zachodzić bez jej udziału. Oznacza to, że obserwując złożoną czynność u siebie lub innych osób, nie powinniśmy wnioskować, iż została ona wykonana umyślnie. Po drugie, chorzy na zespół Tourette’a nie są w stanie powstrzymać się od ruchu czy wypowiedzi: ich wolna wola nie jest więc mechanizmem nadrzędnym, sprawującym kontrolę nad decyzjami innych części mózgu. Nie mogą powiedzieć "nie".
Tak w przypadku braku świadomej decyzji, jak i niemożliwości powstrzymania się od czegoś, dużą rolę odgrywa element przymusu. Zespół Tourette’a to przykład sytuacji, w której wszyscy są zgodni, że świadoma osoba nie jest odpowiedzialna za decyzje swoich zombie-systemów.
Tego typu brak wolności wyboru występuje nie tylko u cierpiących na tę chorobę, lecz także przy tak zwanych zaburzeniach psychogennych. U osób cierpiących na turetyzm zaburzenia ruchu dłoni, kończyn i twarzy są niezależne od woli, chociaż wyglądają, jakby były zamierzone. Wystarczy jednak zapytać pacjenta, dlaczego na przykład macha palcami w górę i w dół, a odpowie, że nie ma kontroli nad własną dłonią. Nie może nie machać palcami.
Podobnie pacjenci z rozdzielonymi półkulami mózgu często mają zespół obcej ręki, opisany w poprzednim rozdziale: jedna ręka mozolnie zapina guziki koszuli, a druga w tym samym czasie je rozpina. Jedna sięga po ołówek, a druga ją odpycha. Pacjent może próbować, ale i tak nie zdoła zmusić swojej obcej ręki, aby nie robiła tego, co robi. Decyzja, aby zacząć lub przestać wykonywać daną czynność, nie należy do pacjenta.
Czynności nieświadome nie kończą się na okrzykach czy działaniach nieposłusznych dłoni, lecz mogą być zaskakująco złożone. Kenneth Parks, dwudziestotrzyletni mieszkaniec Toronto, miał żonę, pięciomiesięczną córkę oraz teściów, z którymi się przyjaźnił. I pewnego dnia zaplanował, że pojedzie do nich, aby się ich poradzić — miał bowiem kłopoty finansowe, nie układało mu się w małżeństwie, był coraz silniej uzależniony od hazardu.
Wiadomo, że jego teściowa, nazywająca go "wielkim, poczciwym miśkiem", z przyjemnością oczekiwała jego wizyty. O świcie 23 maja 1987 roku, czyli w przeddzień umówionego spotkania, Kenneth wstał z łóżka — ale się nie obudził. Lunatykując, wsiadł do samochodu, przejechał czternaście mil (ok. 22 km – dop. red.), włamał się do domu teściów, zabił teściową nożem, a teścia ciężko ranił. Następnie pojechał na posterunek policji i oznajmił: "Chyba kogoś zabiłem… Moje ręce!" — bo dopiero w tej chwili zauważył, że ma okropnie pokaleczone dłonie. Odwieziono go do szpitala, gdzie przeszedł operację ścięgien dłoni.
Przez cały następny rok twierdził, że nic z tego zdarzenia nie pamięta. Nie zmieniał zeznań nawet wtedy, gdy śledczy próbowali go podejść. Co więcej, nikt nie miał wątpliwości, że to Kenneth popełnił zabójstwo — ale wszyscy zgadzali się, że nie miało ono żadnego motywu. Broniący go adwokaci argumentowali, że nie obudził się wtedy ze snu, czyli że był to wypadek zabójstwa popełnionego podczas somnambulicznego transu.
W roku 1988 powołany przez sąd biegły psychiatra Ronald Billings wyjaśniał:
Pytanie: Czy istnieje możliwość, że człowiek sformułuje jakiś plan na jawie, a potem w dowolny sposób zagwarantuje, że wykona ten plan podczas snu?
Odpowiedź: Nie, absolutnie nie. Jedną z najdziwniejszych rzeczy, jakie wiemy o tym, co się dzieje w umyśle podczas snu, jest to, że jeśli chodzi o motywację i tym podobne, śpiący umysł zdaje się w wysokim stopniu niezależny od swoich własnych rozważań na jawie. Podczas snu, inaczej niż na jawie, nie mamy kontroli nad umysłem. Na jawie robimy plany świadomie, "z własnej woli" — to znaczy, że decydujemy się zrobić coś zamiast czegoś innego — ale nic nie świadczy, że tak może być podczas epizodu somnambulicznego. (…)
Pytanie: Zakładając, że w tym czasie lunatykował, czy miałby zdolność planowania?
Odpowiedź: Nie.
Pytanie: Czy miałby zdolność oceny swojego działania?
Odpowiedź: Nie.
Pytanie: Czy rozumiałby konsekwencje swoich czynów?
Odpowiedź: Nie, moim zdaniem nie rozumiałby. Myślę, że wszystko to byłoby działanie nieświadome, niezamierzone i niekontrolowane.
(…)
Powyższy fragment pochodzi z książki "Mózg incognito. Wojna domowa w twojej głowie" Davida Eaglemana, która ukazała się w Polsce nakładem wyd. Zysk i S-ka.