Trwa ładowanie...

Wspomnienia chemika z AK. Roznosił wirusa po niemieckich pociągach i szpitalach

Przed wojną Jan Rosiński studiował chemię. Z tego powodu wyjeżdżał na zagraniczne praktyki na terenie ówczesnych Niemiec, szkolił język i utrzymywał kontakty. Doświadczenia te, wraz ze zgromadzoną wiedzą, wkrótce okazały się bardzo pomocne w pracy konspiracyjnej. Dzięki nim wszedł do podziemnych struktur AK na specjalnych warunkach. I dokonywał ataków chemicznych na Niemców w pociągach i szpitalach.

Żołnierze Armii Krajowej podczas Powstania WarszawskiegoŻołnierze Armii Krajowej podczas Powstania WarszawskiegoŹródło: Getty Images, fot: Universal History Archive
dm230m2
dm230m2

Dzięki uprzejmości wyd. Replika publikujemy fragment książki Jana Rosińskiego i Richarda Hile "W szeregach Armii Krajowej. Wspomnienia człowieka do zadań specjalnych".

Rozdział dziewiąty. Cztery opowieści, 1943 rok

Podczas narady AK pewien starszy oficer zapytał mnie o doświadczenie w zakresie chemii poza Wydziałem Chemicznym na Politechnice Warszawskiej. Chodziło mu po głowie zdobycie zakaźnej substancji chemicznej i rozpylenie jej w niemieckich pociągach wracających na zachód z frontu wschodniego, często z rannymi żołnierzami. Od razu odniosłem się niechętnie do akcji, w której ginęliby ranni żołnierze, niemogący się bronić. Z atakowaniem żołnierzy czynnie uczestniczących w wojnie nie miałem problemu.

Rozgorzała zażarta dyskusja o słuszności i niesłuszności takiej taktyki, ale w ostatecznym rozrachunku postawiłem na swoim i dowódca nie naciskał już dalej. Rozgniewał go jednak mój upór. Ale tydzień później moje stanowisko uległo zmianie, o czym powiadomiłem dowódcę. Przekonała mnie informacja o śmierci przyjaciela Włodka Krynickiego w innej akcji wymierzonej w Niemców. Straszliwie mnie to przygnębiło i sprawiło, że wziąłem się do innych działań.

dm230m2

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Audiobooki, od których się nie oderwiecie. Masa superprodukcji

(...) Po mniej więcej tygodniu zostawiono mi pod drzwiami pierwszą przesyłkę. Uznałem, że lepiej jej tu nie otwierać. Poszedłem z nią do parku i delikatnie otworzyłem tak, aby wiatr wiał ode mnie. Istotnie, w środku był jakiś proszek, wyglądał na mąkę. Wziąłem scyzoryk i dotknąłem paru grudek. I co teraz? – zastanawiałem się. Uznałem, że najzwyczajniej porozrzucam niewielkie dawki proszku na podłodze w wagonach pasażerskich i pozwolę, żeby buty i powietrze wykonały za mnie resztę roboty.

(...) Później tego samego popołudnia zjawił się "niemiecki żołnierz", który poinstruował mnie, jak obchodzić się z substancją; według niego mogły to być bakterie powodujące zapalenie płuc. Napomknął również, że sądzi, iż otrzymaliśmy je od Brytyjczyków, ale poza tym nie wyjaśnił niczego. Mówił po polsku, ale nie był Polakiem. Po jego wizycie wszystko miałem robić na własną rękę. Sugerowano mi, abym zdobył niemiecki mundur wojskowy albo też, że takowy mundur będzie dla mnie zorganizowany. Takie przebranie wiązało się jednak z dużym ryzykiem. Do kompletu z mundurem musiałbym mieć rozkazy albo dokument tożsamości, a nie miałem. Gdyby zaczęto mnie odpytywać w pociągu, byłoby po mnie!

dm230m2

W końcu postanowiłem użyć munduru Hitlerjugend. W tym mundurze udało mi się na dworcu w Warszawie wsiąść do niejednolitego pociągu zmierzającego gdzieś na zachód, ku Niemcom. Tu muszę pochwalić AK za sprawność w zdobywaniu niemieckich mundurów, sprzętu i pewnej ilości broni palnej w kwatermistrzostwach niemieckich wojsk lądowych. Na ogół była to wymiana za gotówkę, bywało nawet, że za złote monety ze starożytnego Rzymu. Złoto stanowiło najchętniej używaną walutę. Miałem też papiery, które sam sobie zrobiłem, identyfikujące mnie jako folksdojcza, czyli etnicznego Niemca urodzonego poza granicami Niemiec.

Nie było to łatwe zadanie, musiałem wybadać każdy detal i załatwić sprawdzenie ich więcej niż raz przez zaufane źródło w podziemiu. Na szczęście mówiłem po niemiecku dość dobrze – choć nie perfekcyjnie – aby pasowało to do dokumentów. Ostatecznie moje przebranie działało na tyle dobrze, iż nie wyrzucono mnie z pociągu. Tymczasem niejeden raz, kiedy miałem na sobie normalne ubranie, wypraszali mnie, w gruncie rzeczy wyrzucali z pociągu polscy konduktorzy, którym nie podobały się moje niemieckie papiery. Zapewne niektórzy z owych kolejarzy działali w AK.

Inspekcja poborowych do niemieckiej armii Bundesarchiv, Bild 183-R43590, CC-BY-SA 3.0
Inspekcja poborowych do niemieckiej armiiŹródło: Bundesarchiv, Bild 183-R43590, CC-BY-SA 3.0, fot: o.Ang.

Przesiedziawszy trochę w wagonie trzeciej klasy, ruszyłem przez wagony i po drodze rozrzucałem niewielkie porcje proszku na podłogę. W pewnym momencie wydawało mi się, że ściągnąłem na siebie uwagę żołnierzy gawędzących w przejściu, ale minąłem ich, nie budząc podejrzeń. Miałem jednak nerwy napięte do granic możliwości i na chwilę schowałem się w ubikacji. Udało mi się wysiąść na następnej stacji, niedaleko dworca. Aby nie zwracać na siebie uwagi po opuszczeniu pociągu, przebrałem się w ubranie, które miałem w torbie przewieszonej przez ramię. Nigdy się nie dowiedziałem, jakie były skutki tej operacji, ale o ile mi wiadomo, zakończyła się sukcesem.

dm230m2

Minął tydzień i do mojego mieszkania przyszła druga koperta, a po niej – żołnierz, który był moim kontaktem. Tym razem proszek był inny, wyglądał jak kryształki, ale mój kontakt nie potrafił wyjaśnić, co to jest. Opublikowałem wprawdzie kilka artykułów z dziedziny chemii poświęconych pyłom, ale nie miałem mikroskopu ani żadnego innego sprzętu laboratoryjnego, aby przeprowadzić analizę. Postanowiłem więc dmuchać na zimne i przyjąć zastrzyk przeciwwirusowy. Było to paskudne doświadczenie, ponieważ zastrzyk wykonano w brzuch. Wciąż się jednak obawiałem wszelkiego kontaktu z tą substancją i ostatecznie rozniosłem ją tylko w jednym wagonie, po czym wysiadłem z pociągu. Przejechałem nim około dwudziestu pięciu kilometrów poza Warszawę i wysiadłem w Otwocku.

Wróciłem do domu bocznymi drogami, wciąż w mundurze Hitlerjugend. Na szczęście poza jednym przypadkiem nikt mnie nie rozpoznał, zanim dotarłem do mieszkania. Dostrzegła mnie dziewczyna w budynku. Widok mojego munduru nią wstrząsnął. Nim zdążyła się odezwać, powiedziałem tylko: "Bądź cicho, nie zadawaj pytań!". Chyba instynktownie się domyślała, o co tu chodzi, możliwe, że sama służyła w AK. Nigdy nie otrzymałem raportu ani żadnych informacji o skutkach tej akcji, ale z tego, co wiem, zakończyła się powodzeniem.

Użyłem również tego proszku co najmniej cztery razy w dwóch warszawskich szpitalach przejętych przez niemieckiej wojsko. Moja znajoma doktor Sikorska była główną chirurżką w trzech szpitalach w mieście, toteż gdyby Niemcy wzięli mnie na spytki, mógłbym się powołać na jej nazwisko i powiedzieć, że szedłem w odwiedziny. Niemcom brakowało lekarzy, więc doktor Sikorska musiała ciągle się zajmować niemieckimi pacjentami. Poza tym miałem przy sobie swoje dokumenty okupacyjne i folksdojczowskie. Dałem jej znać, że AK prowadzi ataki na szpitale, ale nie wspomniałem, że to ja je prowadzę. Doktor Sikorska zadbała o własne bezpieczeństwo, biorąc stosowne antidota, tymczasem wyraźnie było widać, że substancje działają: doktor Sikorska zdradziła mi, że wielu Niemców się rozchorowało. Nie czułem żalu. Jak tylko zostaną wypuszczeni ze szpitali i wrócą do służby, znowu będą zabijali Polaków.

Replika, 2023 Materiały prasowe
Replika, 2023Źródło: Materiały prasowe

Z tego, co wiem, byłem chyba jednym AK-owcem w Warszawie przeprowadzającym te tak zwane ataki chemiczne. Jedynym wyjątkiem był podobno syn profesora Zawadzkiego z Wydziału Chemicznego Politechniki Warszawskiej. Nie pamiętam jego imienia, ale niestety zginął w operacji tego samego rodzaju. Kiedy się o tym dowiedziałem, odwiedziłem profesora, by złożyć kondolencje. Ale kiedy się spotkaliśmy, obu nas ogarnęły zbyt silne emocje. Uścisnęliśmy sobie dłonie w milczeniu i się rozstaliśmy.

dm230m2

Był jeszcze jeden człowiek, który okazał się pomysłowy i dzielny. Dowiedziałem się o nim po latach (...).

Powyższy fragment pochodzi z książki "W szeregach Armii Krajowej. Wspomnienia człowieka do zadań specjalnych" Jana Rosińskiego i Richarda Hile, która ukazała się nakładem wyd. Replika.

Jan Rosiński (1917-2012) – absolwent Politechniki Warszawskiej, chemik, żołnierz AK, powstaniec warszawski. Po wojnie emigrował do USA i tam spisał swoje wspomnienia.

dm230m2

Richard Hile (1937-2017) – przez blisko 30 lat pracował w służbie dyplomatycznej USA w Azji i Europie Zachodniej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
dm230m2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Wyłączono komentarze

Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski
dm230m2

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj