Wielki zły lis – recenzja komiksu wydawnictwa Kultura Gniewu
Dodruk "Wielkiego złego lisa" to najlepsza rzecz, jaka mogła nam się przytrafić. Nam? Yyy oczywiście mam na myśli nasze dzieci!
Tytułowy lis nie jest ani wielki, ani zły. To mała pokraka o "muskulaturze ostrygi i charyzmie suszonego winniczka". Życiowa ofiara pomiatana przez wszystkich – poczynając od wróbli, a na kurach z pobliskiej fermy kończąc.
Ale jednego odmówić mu nie sposób: uporu. Uporu w nieustannych próbach zamachu na życie drobiu. Kiedy wszystko zawodzi, pojawia się pomysł genialny w swojej prostocie: a jakby tak ukraść jaja, wysiedzieć je i rozkoszować się obiadem z dorodnych kurcząt? Początkowo wszystko idzie gładko. Do momentu, kiedy pisklaki zaczynają nazywać lisa mamą...
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Autorem scenariusza i rysunków jest Benjamin Renner, francuski reżyser i animator. I co tu dużo mówić, facet zna się na rzeczy.
Pierwsze, co uderza, to oczywiście absurdalny humor. Zarówno sytuacyjny – Renner często sięga po sprawdzone slapstickowe patenty – jak i językowy. Zwróćcie uwagę na świetne tłumaczenie Krzysztofa Uliszewskiego. Dialogi to czyste komediowe złoto. Są żywe, zabawne i lojalnie ostrzegam – wywołują chroniczne parskanie.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Podobnie sprawy mają się z bohaterami. Pies uprawiający menedżerską spychologię, niesforne kurczątka uważające się za lisy (gryzą!) czy moja ulubiona krewka kura, której lepiej nie wchodzić w drogę. "Wielki zły lis" to korowód wyrazistych i świetnie napisanych postaci. Duża też w tym zasługa rzadkiej umiejętności Rennera do oddawania osobowości i emocji przy pomocy kilku pociągnięć ołówka. Jego kreska jest prościutka, przejrzysta i przywodzi na myśl dokonania tuzów ze stajni Warnera czy starego Cartoon Network.
"Wielki zły lis" to tytuł pod każdym względem wspaniały, w którym nie sposób się nie zakochać od pierwszych stron. Komiks ukazał się pod szyldem Krótkie Gatki, czyli inprintu Kultury Gniewu skierowanego do młodszych czytelników. Czy jest to komiks wyłącznie dzieci? Absolutnie nie. To, że będziecie im go podkradać, jest więcej niż pewne.